Cały czas układa skecze. A jego mentor to Kałamaga [ZDJĘCIA]
Jacek Noch. Sosnowiczanin, stand-uper. Inteligentny, z dowcipem na każdą okazję. Jeździ po Polsce i opowiada o swojej chorobie, a ludzie mają z tego niezłą „bekę”.
Jacek Noch, 28 latek z Sosnowca. Polska poznała go, gdy zaczął stroić sobie żarty z własnej choroby i swojego życia. Od 2011 roku jest jedną z 40 tysięcy osób w Polsce, które chorują na SM, czyli stwardnienie rozsiane - chorobę ośrodkowego układu nerwowego. Od maja 2015 roku próbuje swoich sił w stand -upie. Szerszej publiczności jako człowiek z ogromnym dystansem do siebie dał się poznać w programie TVN Kuba Wojewódzki, a także w „Tylko dla dorosłych”, programie TVP, w którym wygrał plebiscyt na najlepszego open micera (to rodzaj występu otwartego dla wszystkich). Występuje na Śląskiej Scenie Stand -upu, a 28 września ukaże się jego pierwsza książka: „Taki trochę chory”.
Swoimi występami na scenie bawi widzów i zmusza ich do zadumy. Chorobę zdiagnozowano u niego, gdy miał 23 lat. W ubiegłym roku zaczął żyć od nowa, na wesoło, choć życie ze stwardnieniem rozsianym wcale zabawne nie jest. Z Jackiem Nochem spotykam się w samym sercu stolicy Zagłębia, na ulicy Modrzejowskiej. Nasze spotkanie zaczynamy od rozmowy od końca, czyli od autobiografii, którą Jackowi pomogła napisać przyjaciółka Karolina Piórkowska.
- Boję się - przyznaje. - I co, tak wszystko napiszesz? - dopytuje. - Tak - odpowiadam i włączam dyktafon. - No dobra. Chcesz wiedzieć, o czym jest tak książka. W środku jest moje życie, moje uczucia - zaczyna.
Jacka poznałam dokładnie tydzień temu, podczas wręczenia nagród „Lodołamacze” w Katowicach. Wówczas uświetnił imprezę swoim występem. Jego mentorem jest Mariusz Kałamaga, to dzięki niemu Jacek zaczął występować.
- To dzięki niemu też dzieje się tyle. Zainteresował się mną i teraz jeździmy i występujemy. W poniedziałek wróciliśmy z trasy z Zielonej Góry, wcześniej był Wrocław, Gorzów Wielkopolski i Piła- opowiada. Trochę jest nieśmiały, trochę żartuje, by rozładować swój stres. Jest zabawny i inteligentny. Nim odpowie na pytanie, rzuca dowcip lub anegdotę. Lubi występy na scenie, wtedy czuje się jak ryba w wodzie.
- Bardzo mi się to podoba. Stand- up ma to do siebie, że interakcja z publicznością jest konieczna, ja tego jeszcze nie potrafię zrobić, choć otwieram się dużo bardziej. Śląska scena stand- up to jest najważniejsza rzecz w moim życiu, nie chcę z niej rezygnować, bo dzięki temu możliwe, że jeszcze żyję - opowiada. Mariusza Kałamagę poznał w krakowskiej Rotundzie. - Byłem wtedy pierwszy raz na stand -upie. Byłem tam z Karoliną i poprosiłem ją, żeby załatwiła mi zdjęcie z moim idolem lat młodzieńczych. Załatwiła mi. Opowiedziałem Mariuszowi o chorobie i tym wszystkim. Wiesz, co mi powiedział? „Jacek, następnym razem jak się spotkamy, przepieprzymy twoją rentę”. I przepierzyliśmy. Nie napiszesz tego, co? - dopytuje. - Oczywiście, że napiszę- śmieję się. - A to luz! - uśmiecha się Jacek.
Choć chorobę u Nocha zdiagnozowano, gdy miał 23 lata, to objawy pojawiły się, gdy skończył 19.
- Znosiło mnie na lewą stronę, nie potrafiłem utrzymać równowagi jak chodziłem i do 23 roku życia cały czas tak było. Chodziłem coraz gorzej, ale nie wiedziałem, co to jest. Miałem coraz mnie siły, o dziwo, nie miałem problemu z oczami, jak to zwykle bywa. Teraz mam. U mnie poszło na nogi od razu. Zdiagnozowano u mnie SM, formę pierwotnie postępującą, czyli najgorszą z czterech możliwych . I co, i jestem rencistą, żyję - to moja praca - mówi. - Teraz już chyba żyjesz z gęby i gadania - wtrącam. - To jest bardziej hobby, nie traktuje tego jak pracy. Nie robię tego dla pieniędzy, tylko po to, by wyjść na scenę. To mi bardzo dużo daje, jak ktoś mnie słucha w końcu - tłumaczy Jacek. - Wcześniej cię nie słuchali? - dopytuję.
- Nigdy. Ej! Uważaj, bo za chwilę będzie iskrzyć, ja się zakochuję szybko... albo nie. Masz bardzo fajne trampki, masz bardzo ładne zęby. Mogę dostać jednego? - zaczyna żartować. Wydaje się, że żarty to sposób na każdą rozmowę.
W książce już nie jest tak zabawnie. - „Cholera, muszę kontrolować każdy krok - pisze. - Najważniejsze, by nie wejść w dziurę, nie trafić na jakąś przeszkodę, a gdy mocniej powieje, przytulas z chodnikiem to pewniak! Moje ciało ze mną nie współpracuje. Ale prawdopodobnie nie byłby w miejscu, w którym się znajduję, bez niej - bez choroby” - czytamy. - Mam problem z poznawaniem nowych osób, nigdy nie wiem, co mówić. Stres robi ze mnie bestię. Zakoduj - zaznacza. Jacek w zasadzie nie rozstaje się z kulą lub laską, jak kto woli. Jednak by pokonać stopień, potrzebuje pomocnej dłoni. Wszystko, co mówi na scenie, jest prawdą. - Trochę pokolorowaną i lekko nagiętą, żeby było śmiesznie, ale to musiało się zdarzyć w moim życiu - tłumaczy.
Słodko-gorzka ironia towarzyszy mu nieustannie. - Nie chcę być znany z choroby. Mówię na scenie całą masę innych rzeczy, nie związanych z chorobą. Mogę ci opowiedzieć - szybko i przechodzi do stand- upu o randce, na którą wybrał się z Kingą. - Która godzina? - pyta. - 18.46 - odpowiadam. - Czyli jak liczę jestem już samotny 28 lat. Dzięki czemu każdy kolejny dzień to dla mnie mega szansa, na znalezienie tej kobiety, której szukam. W związku z tym umówiłem się na randkę z Kingą. Umówiliśmy się na wspólną kolację. To miał być piękny, romantyczny wieczór z klasą, na poziomie. Ja postanowiłem się wtedy nie ubrudzić jedzeniem i nie przerwać abstynencji, w której żyję od stu dni, nie pod rząd oczywiście. Ogólnie szereg postanowień z mojej strony. Zupełnie nie w moim stylu. Kinga przyszła na spotkanie ze mną ubrana. Jest dobrze, wiem, że nie jest pierwszą lepszą. Podczas spotkania śmiejemy się, spędzam z nią cudownie czas. Przychodzi kelner i pyta czy życzymy sobie wino do kolacji. Ja naturalnie odmówiłem, mówiąc mu, że jestem kierowcą. Idiota uwierzył, a wnosił mnie do restauracji. Kinga natomiast wypiła za nas oboje. Jednak zbliża się moment zapłaty za kolację. No więc jak mam płacić, to zamówię jeszcze deser, posiedzimy. Widząc stan alkoholowego upojenia Kingi, pomyślałem, że nie muszę się już tak bardzo starać nie ubrudzić, że mogę być sobą przy stole. Ona widząc jak jem, wyszła do toalety i już nie wróciła - kończy swój krótki występ.
Rozkręcił się i nie chce przestać gadać. Gdy udaje mi się w końcu przerwać monolog, on szybko zaczyna gadać od nowa. Bo Jacek cały czas układa nowe skecze. Ludzie podczas jego występów reagują gromkim śmiechem. - Cudownie, że tak reagują. A resztę, resztę sobie przeczytasz - kończy.