Były szef NFZ usłyszy wyrok za lewe faktury
Prokurator chce dwóch lat więzienia dla Tomasza P., byłego dyrektora bydgoskiego NFZ i naczelnika w ZUS. To finał procesu o oszustwa.
Wczoraj w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy zakończył się proces, w którym na ławie oskarżonych znaleźli się urzędnik Tomasz P. i Anna Z., była główna księgowa Szpitala Miejskiego w Bydgoszczy.
Zanim strony wygłosiły mowy końcowe, sędzia Anna Dębska-Pucińska zaznaczyła, że sąd rozważa ewentualną zmianę kwalifikacji czynów oskarżonych. Tym samym wyrok może zapaść w sprawie nie pojedynczych przestępstw przypisywanych oskarżonym, ale za ich „ciąg” (przestępstwa dokonywane w cyklu, zgodnie z artykułem 91 kodeksu karnego).
- Tomasz P. nie wykonał żadnej z prac, za które pobierał od szpitala wynagrodzenie - zaczęła wczoraj mowę prok. Agnieszka Rogowska, z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe. - Oskarżony, który pełnił w oddziale ZUS w Bydgoszczy wysokie stanowisko, wyznaczył do tego zadania pracownicę ZUS Justynę K. i za jej wykonaną pracę wziął następnie pieniądze.
Prokurator Rogowska dodała, że P. wyznaczył następnie dwie kolejne osoby, pracowników ZUS, które wykonywały pracę w ramach swoich obowiązków. - On sam wziął za pracę wykonaną przez pracowników zakładu 42 tysiące 800 złotych - podkreślała prokurator. - Działał tym samym na szkodę podatników.
Sprawa dotyczy lat 2008-2010. Tomasz P. jest oskarżony o to, że będąc wtedy naczelnikiem Wydziału Obsługi Klienta w bydgoskim oddziale Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, wyłudzał pieniądze z kasy Szpitala Miejskiego w Bydgoszczy. W jaki sposób? Śledczy Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe zarzucają mu, że przedstawiał w lecznicy rachunki za fikcyjne szkolenia pracowników szpitala z zakresu odprowadzania składek zusowskich.
Doliczono się 11 rachunków wystawionych na przedsiębiorstwo MTS Firmę Doradczo-Szkoleniową Tomasza P. Wizyty w szpitalu kosztowały lecznicę jednorazowo od 1,7 do 4,5 tys. zł, a delegowani przez P. pracownicy ZUS jeździli tam w godzinach swojej pracy w zakładzie ubezpieczeń. Wykonywali te zadania w ramach swoich obowiązków służbowych, a wynagrodzenie za ich pracę odbierał - jak argumentują śledczy - sam Tomasz P.
Problem w tym, że podobne szkolenia są prowadzone przez pracowników ZUS nieodpłatnie.
Na samym początku procesu w ubiegłym roku obrońcy Tomasza P. i Anny Z. wnioskowali o jego utajnienie. Argumentowali, że postępowaniu może zaszkodzić obecność dziennikarzy na sali rozpraw. Sędzia oddaliła wniosek, zaznaczając jednocześnie, że przedstawiciele mediów mogą być obecni podczas rozpraw, ale nie mogą cytować wypowiedzi świadków.
Tomasz P. (który po zakończeniu pracy w ZUS został dyrektorem Kujawsko-Pomorskiego Narodowego Funduszu Zdrowia w Bydgoszczy) bronił się, tłumacząc, że został poproszony o pomoc przez pracowników szpitala. Chodziło o potężne - jak podkreślał - zaległości w odprowadzaniu składek zusowskich pracowników lecznicy. - Uwadze organu ścigania uszedł fakt, że moja współpraca ze szpitalem zaczęła się wcześniej - wyjaśniał P. - Główną księgową lecznicy poznałem w 2006 roku. Zapytała mnie, czy znam kogoś, kto podjąłby się naprawy błędów w dokumentacji dla ZUS.
P. tłumaczył, że był wpisany na listę szkoleniowców ZUS w Warszawie.
- To powszechna praktyka, że pracownicy instytucji publicznych prowadzą szkolenia z zakresu zmian legislacyjnych. W ZUS nie było zakazu prowadzenia takich szkoleń. O tym, że wykonuję zlecenia dla lecznicy, wiedział szpital i moi przełożeni.
Rachunki wystawione na firmę MTS znalazła w 2012 roku dyrektor Szpitala Miejskiego im. Warmińskiego (wtedy dopiero obejmująca stanowisko po poprzedniku Krzysztofie Tadrzaku) Anna Lewandowska. W stosie faktur wystawionych na przedsiębiorstwo o łudząco podobnym skrócie nazwy - TMS (Toshiba Medical Systems).
Rachunki wystawiane przez P. przedkładała w szpitalu Anna Z., wobec której prokuratura żąda (za pomocnictwo) półtora roku więzienia w zawieszeniu. Dla Tomasza P. wnioskuje natomiast o dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Były naczelnik ZUS miałby też trzyletni zakaz pełnienia funkcji w instytucjach publicznych.
- Wysoki sądzie, należy przede wszystkim rozróżnić dwie sprawy - zaznaczał wczoraj w końcowym przemówieniu mec. Konrad Kulpa, obrońca Tomasza P. - Przecież szkolenia to nie tylko wykłady. To też działania naprawcze, które wdrażał mój mandant.
On sam przyznał się, że określenie umieszczone na rachunkach przedstawianych w szpitalu było niefortunne. Ale nie to było przedmiotem procesu.