Były szef NFZ oszukiwał szpital [wideo]
Tomasz P. nie zdołał przekonać bydgoskiego sądu. Wczoraj został uznany 11 przestępstw.
Żaden z pracowników ZUS-u podejmując w ramach swoich obowiązków czynności, usługi na rzecz szpitala nie miał pojęcia, że wykonuje pracę w ramach szkolenia, a w szczególności nie wiedział, że są to czynności w imieniu oskarżonego - sędzia Włodzimierz Wojtasiński uzasadniał wczoraj wyrok wydany chwile wcześniej.
Sąd Okręgowy w Bydgoszczy uznał, że Tomasz P., były naczelnik w oddziale ZUS w Bydgoszczy i były dyrektor regionalnego Narodowego Funduszu Zdrowia jest winny zarzucanych mu oszustw.
- Apelacja wniesiona przez oskarżonego jest bezzasadna - stwierdził sędzia. - Nie było żadnej umowy ustnej, pisemnej, ani żadnej innej, która by wiązała pracownice ZUS-u ze szkoleniami, za które w szpitalu przedstawiono rachunki. Więc twierdzenie, że „de facto” to szkolenie przeprowadziły jakieś inne osoby, nie znajduje odbicia w dowodach - brzmiało uzasadnienie.
Sąd podtrzymał tym samym orzeczenie, które w marcu wydał sąd rejonowy w Bydgoszczy. Za popełnienie 11 oszustw na szkodę Wielospecjalistycznego Szpitala Miejskiego w Bydgoszczy Tomasza P. skazał na karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu.
Historia sięga lat 2008-2010. Tomasz P. pracując w tym okresie w ZUS-ie na stanowisku naczelnika równocześnie pobierał pieniądze od szpitala. W sumie ponad 40 tys. zł miało być zapłatą za przeprowadzenie szkoleń dla pracowników lecznicy. Były to - jak tłumaczył później am oskarżony - rzekomo szkolenia z zakresu obsługi programu komputerowego „Płatnik” służącego do odprowadzania składek pracowniczych do ZUS-u. Tomasz P. miał prowadzić szkolenia osobiście, lub posyłając do szpitala pracowników podległych mu w zakładzie ubezpieczeń.
P. działał według ustalonego schematu, a pieniądze trafiały na konto MTS Firmy Doradczo-Szkoleniowej. Szkopuł w tym, że szpital - w świetle prawa - za szkolenia prowadzone przez pracowników ZUS-u nie musiałby płacić ani złotówki. Sprawa nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie zawiadomienie złożone przez Annę Lewandowską, nową dyrektor szpitala, która objęła stanowisko w 2012 roku (w tym czasie P. pracował już w NFZ).
Dopatrzyła się faktur wystawionych przez MTS w stosie dokumentów firmy o łudząco podobnie brzmiącym skrócie. Chodziło o przedsiębiorstwo TMS, czyli Toshiba Medical Systems, japońskiego potentata w dziedzinie technologii dla służby zdrowia.
Wczoraj sąd podtrzymał również wyrok wydany w tej samej sprawie wobec Anny Z., byłej głównej księgowej szpitala. Została skazana za pomocnictwo.
Jeszcze na rozprawie 6 października, mecenas Konrad Kulpa, obrońca P. argumentował, dlaczego uważa, że jego klient jest niewinny: - Materiał dowodowy zebrany w tej sprawie jest niekompletny - wskazywał prawnik. - Od początku oskarżony sygnalizował w tej sprawie jedną rzecz, którą można nazwać samooskarżeniem. Wskazywał mianowicie na dwie faktury, które nie zostały włączone do postępowania jako dowody. Dlaczego? Chciał on pokazać całą skalę zjawiska, chciał pokazać początek swojej współpracy ze szpitalem, przebieg i zakończenie tej współpracy.
O które faktury chodzi? To rachunki pochodzące z 2006 roku, a więc z okresu nieobjętego aktem oskarżenia. P. w procesie twierdził, że został poproszony o pomoc w naprawieniu „tysięcy błędów”, jakie popełnili pracownicy szpitala w dokumentacji przekazywanej od końca lat 90. do ZUS-u.
- W tej sprawie trwa osobne postępowanie - zaznacza prok. Agnieszka Rogowska z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe. Wczoraj po ogłoszeniu wyroku mówiła: - Cieszę się, że podtrzymano wcześniejsze orzeczenie i uznano nasze ustalenia za słuszne.