Były strażnik miejski przed sądem. Chodzi o 20 zł
Były strażnik miejski odpowiada przed sądem za kradzież... 20 złotych z portfela obywatela doprowadzanego do izby wytrzeźwień. Już usłyszał nieprawomocny wyrok skazujący. Walczy o uniewinnienie, twierdząc, że pomawia go kolega z pracy, z którym miał na pieńku
Wypadły? Ukradł je ktoś inny? Sąd nie miał wątpliwości. Zrobił to Michał K. Oparł się m.in. na zeznaniach drugiego funkcjonariusza, na którego oskarżony skarżył do szefów, że ma dobre wyniki w pracy, bo słucha policyjnych częstotliwości; przeszukuje ubrania zatrzymanych (mimo braku uprawnień), bywa wobec nich agresywny.
- To nie jest sprawa o 20 złotych, lecz sprawa o to, czy słowo może zniszczyć - w tym emocjonalnym tonie adw. Marzenna Białobrzeska zaczęła mowę, która miała przekonać sąd drugiej instancji do zmiany wyroku. To rok więzienia w zawieszeniu. Dla strażnika miejskiego - to służbowa śmierć. Ale te pracę Michał K. stracił zaraz po zawiadomieniu o przestępstwie. Teraz jest zawodowym żołnierzem. W przypadku prawomocnego skazania, 26-latek - pożegna się i z tym mundurem. Warto było?
- Suma może wydawać się śmieszna, biorąc pod uwagę, że oskarżony miałby ryzykować swoje życie nie tylko zawodowe, ale i osobiste. Jednak jeżeli był pewny, że nikt więcej go nie widzi, to i 5 złotych może kogoś skusić - mówił prokurator Bartłomiej Horba.
Wszystko widział ponoć drugi strażnik, który doniósł na niego przełożonym. Chodzi o interwencję z 31 października 2015 r. Oskarżony Michał K. i jego partner z ul. Bajecznej zgarnęli pijanego mężczyznę, który kwalifikował się na wytrzeźwiałkę. Tam też został dowieziony. W protokole doprowadzenia K. miał poświadczyć nieprawdę. Podał, że w portfelu było nieco ponad 12 zł. Jego właściciel na przesłuchaniu twierdził, że na pewno miał jeszcze 20 złotych.
- Banknoty same nie wypadają z portfela - zaznaczał śledczy na rozpoczętym wczoraj procesie apelacyjnym. Uważa, że dowody są jednoznaczne: zbieżne zeznania dwóch świadków: strażnika i okradzionego mężczyzny.
- Kompletnie pijanego - ripostowała adw. Białobrzeska cytując jego słowa: „Nie pamiętam, jak trafiłem na izbę wytrzeźwień, bo urwał mi się film”.
Zdaniem obrońcy w sprawie jest wiele wątpliwości, a zeznania drugiego funkcjonariusza są niewiarygodne, bo „miał interes w tym, żeby składać niekorzystne zeznania”.
Nie było tajemnicą, że mężczyźni nie pałali do siebie sympatia. Niedługo przed interwencją na ul. Bajecznej, obaj pisali maile do przełożonego, że nie chcą razem pracować.
- Nie będę komentować sprawy - ucina Joanna Szerenos-Pawilcz, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Białymstoku.
- To nie jedyna sytuacja, kiedy podłożem zawiadomienia jest jakiś konflikt osobisty, a ofiarami osoby pod wpływem alkoholu - stwierdził prokurator Horba.
Sąd Okręgowy w Białymstoku odroczył wydanie wyroku do 30 marca.
Michał K. w straży pracował tylko półtora roku. Wypowiedzenie dostał w listopadzie 2015 r. - kilka dni po rzekomym przywłaszczeniu pieniędzy, któremu zaprzecza.
- Osadzałem ludzi ze znacznie większą gotówką, dosłownie z tysiącami złotych i do głowy mi nie przyszło, by kraść - mówił nam niedługo po zwolnieniu.