Były poseł SLD z Głogowa ma kłopoty...
Prokurator postawił zarzuty byłemu posłowi SLD Ryszardowi Zbrzyznemu. Miał on składać fałszywe zeznania w sprawie syna.
Były poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Ryszard Zbrzyzny (wyraził zgodę na publikację wizerunku oraz nazwiska) w zeszłym tygodniu usłyszał zarzut składania fałszywych zeznań. Chodzi o zeznania, jakie Zbrzyzny złożył w trakcie procesu swojego syna oskarżonego o spowodowanie kolizji po pijanemu.
Prokuratura po skazaniu winnego i uprawomocnieniu się tego wyroku dokładnie przyjrzała się zeznaniom świadków w procesie. Również oni zostali pociągnięci do odpowiedzialności.
Nie odmówił składania zeznań
Ryszard Zbrzyzny mógł odmówić składania zeznań w sprawie najbliższego członka rodziny, ale tego nie zrobił. Trzykrotnie dał synowi alibi przekonując śledczych, że w momencie kiedy doszło do wspomnianej kolizji, syn był wraz z nim i innymi członkami rodziny na grillu, na posesji byłego posła.
Wyrok w sprawie Szymona Z. zapadł 17 lutego 2012 r. Oskarżono go o to, że 17 maja 2008 r., jadąc swoim samochodem i będąc nietrzeźwy, uderzył w inne auto. Szymon Z. został rozpoznany jako kierowca, jednak zeznał, że nie on prowadził w tym dniu auto, a jego żona. Potem zmieniał zeznania.
Proces trwał aż cztery lata, bo na jakiś czas go przerwano
Po przerwie Szymon Z. podał zupełnie inną wersję zdarzeń. Tym razem ani on, ani jego żona nie siedzieli za kółkiem. Samochodem miał kierować kolega oskarżonego, który rzekomo miał pożyczyć auto i pojechać nim do Wrocławia.
Od początku procesu Ryszard Zbrzyzny twierdził, że syn nie kierował autem feralnego dnia
Zarówno sąd pierwszej instancji, jak i Sąd Okręgowy w Legnicy nie dali wiary tym zeznaniom. Szymon Z. został skazany. Zgodnie z wyrokiem miał zapłacić 3 tys. zł grzywny i 500 zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej. Oprócz tego sąd orzekł zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na okres dwóch lat.
– Twierdzę, że mój syn jest niewinny. Jestem skłonny zrzec się immunitetu, niech mnie skują kajdankami i zamkną – mówił nam w trakcie procesu Ryszard Zbrzyzny. – To tragiczne, że tak można marnować pieniądze podatników.
Po ogłoszeniu wyroku skazującego nadal zdania nie zmienił. – Coraz bardziej jestem utwierdzony w tym, że w całej sprawie chodzi o moją skromną osobę, a nie o mojego syna – mówił. – Jeżeli mają na mnie haka, to ja dzisiaj jestem skłonny powiedzieć, że zrzekam się immunitetu i niech mnie zamkną. Wiem, że mój syn jest niewinny i to nie jest kwestia wiary, ale wiedzy – przekonywał.
Zmienił zeznania diametralnie
Jednak po upływie czterech miesięcy, kiedy było wiadomo, że śledczy na poważnie zajęli się zeznaniami świadków, Ryszard Zbrzyzny zmienił zdanie diametralnie. I nie szafował już tak chętnie swoim immunitetem poselskim.
– Mój syn jest dorosły, ma swoją rodzinę, nie mieszka u mnie, więc dlaczego to do mnie wydzwania połowa Polski? – pytał Zbrzyzny.
– Są tysiące takich przypadków i nikt nie dzwoni do rodziców skazanego, a ja cały czas odbieram takie telefony - mówił. Proces syna zdaniem jego ojca był sprawą polityczną. – Teraz to ja jestem o tym święcie przekonany – powiedział nam wtedy Ryszard Zbrzyzny.– Żaden świadek nie potwierdził tego, że mój syn siedział wtedy za kółkiem, ale sąd nikogo nie słuchał. Sprawa apelacyjna trwała trzy minuty i też nikogo nie słuchali. Nie sądziłem, że żyję w takim kraju. Mówi się, że na Białorusi nie szanują ludzi, a u nas niby jest inaczej?
– Niech prokurator zajmie się sprawami, którymi powinien się zająć – grzmiał Zbrzyzny. – A od uchylania immunitetu jest w takim przypadku Sejm. Poza tym najpierw musi być do tego akt oskarżenia. Ja nie będę im niczego ułatwiał. Jednak bardzo przykre jest to, że mój syn ma takie problemy przez to, że nosi moje nazwisko.
Za składanie fałszywych zeznań grozi do trzech lat więzienia. Każdy świadek jest o tym informowany przez sędziego prowadzącego sprawę.
Pod koniec maja 2013 r. do Sejmu wpłynął wniosek o uchylenie immunitetu Zbrzyznemu. Na jego rozpatrzenie przyszło czekać ponad pół roku. Dopiero w styczniu 2014 roku Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich pozytywnie rozpatrzyła ten wniosek i został on przedstawiony ówczesnej marszałkini sejmu Ewie Kopacz.
Na głosowanie znów trzeba było czekać do 21 lutego 2014 r. Jak wielu się spodziewało, większość posłów nie wyraziła zgody na pociągnięcie kolegi do odpowiedzialności. Po tym jak Sejm odrzucił wniosek legnickiej prokuratury Ryszard Zbrzyzny stwierdził, że posłowie nie opowiedzieli się za „spreparowanymi zarzutami” śledczych. Tylko trzydziestu posłów była „za” poparciem wniosku. Zdecydowana większość wstrzymała się od głosu.
Teraz sprawa ponownie wraca na wokandę ponieważ w listopadowych wyborach Ryszard Zbrzyzny nie zdobył mandatu. Nie chroni go zatem immunitet i były poseł może zasiadać na ławie oskarżonych.
Co ważne, nie będzie tam sam. O składanie fałszywych zeznań oskarżeni zostali również inni świadkowie zeznający na rzecz Szymona Z. To pięć osób, które w trakcie procesu pod przysięgą zeznały, że to one prowadziły auto lub były wtedy z Szymonem w zupełnie innym miejscu.
Do tej pory za poplecznictwo skazano tylko kolegę Szymona Z. który utrudniał prowadzenie śledztwa.