Były oficer UOP, główny świadek ws. porwania Jarosława Ziętary, został tymczasowo aresztowany w innej sprawie. Zarzut to płatna protekcja
Prokuratura Krajowa poinformowała w czwartek, że pod zarzutem płatnej protekcji zatrzymano i aresztowano Jerzego U. To były funkcjonariusz SB i UOP, który stał się głównym świadkiem ws. porwania dziennikarza Jarosława Ziętary. W 1992 roku Jerzy U., jako tajny współpracownik Elektromisu, miał być naocznym świadkiem porwania dziennikarza przez trzech ochroniarzy Elektromisu. Obecne kłopoty i zatrzymanie Jerzego U. dotyczą zupełnie innej sprawy.
W czwartek Prokuratura Krajowa poinformowała, że 17 marca zatrzymano Jerzego U., któremu postawiono zarzut płatnej protekcji.
- Zatrzymanie nastąpiło z zachowaniem szczególnej ostrożności, podczas przyjmowania przez wyżej wymienionego kolejnej transzy pieniędzy w kwocie 100 tysięcy zł. Istniało niebezpieczeństwo, że mężczyzna może posiadać broń
– stwierdziła Prokuratura Krajowa w swoim komunikacie.
Zatrzymanie przez antyterrorystów. Chodziło o rzekomą obietnicę złożoną kobiecie prowadzącej kręgielnię
Śledztwo, w którym Jerzy U. teraz usłyszał zarzuty, prowadzi Wydział do Spraw Wojskowych poznańskiej Prokuratury Krajowej. Jak podaje prokuratura, Jerzy U. powoływał się na wpływy i za 200 tysięcy złotych miał się podjąć działań „na rzecz osoby prowadzącej działalność gospodarczą w Poznaniu”. Chodziło o załatwienie tej osobie, przeżywającej kłopoty biznesowe, niewykreślenie jej z Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej.
WIĘCEJ: Asystent legendy Solidarności Józefa Piniora uslyszał zarzut płatnej protekcji
Jak dowiedział się „Głos Wielkopolski”, osobą prowadzącą działalność jest kobieta, która prowadziła kręgielnię. Nie płaciła czynszu i została eksmitowana z lokalu. Jej kłopoty trwają od wielu miesięcy. Jak usłyszeliśmy, zapłaciła Jerzemu U. pierwszą transzę - 100 tysięcy złotych. Potem poszła na policję wskazując, że Jerzy U. nie wywiązał się z obietnicy. 17 marca policja zatrzymała go na terenie restauracji McDonalds w Poznaniu. W akcji brali udział antyterroryści. Na wniosek prokuratury, sąd aresztował go na 3 miesiące.
Jerzy U. nie przyznaje się do winy. Osoba z jego otoczenia twierdzi, że obecne zatrzymanie to "robota" osób, którym zaszkodził swoim zeznaniami w sprawie porwania dziennikarza Jarosława Ziętary.
Sprawa Ziętary: Jerzy U. został głównym świadkiem ws. porwania poznańskiego dziennikarza
Mężczyzna przed laty był funkcjonariuszem SB, a potem oficerem UOP. W ostatnich latach miał inne kłopoty z prawem, miał wyrok m.in. za wyłudzenie kredytu. W 2013 roku, gdy miał inną sprawę karną i w Krakowie trwało śledztwo ws. zniknięcia dziennikarza Jarosława Ziętary, zgłosił się jako świadek.
WIĘCEJ: Były oficer UOP opowiada, dlaczego porwano dziennikarza Jarosława Ziętarę
Wskazał, że w 1992 roku był tajnym współpracownikiem Elektromisu i na zlecenie tej firmy inwigilował dziennikarza Jarosława Ziętarę. Powiedział również śledczym, że był naocznym świadkiem, jak trzej ochroniarze Elektromisu porwali Ziętarę. Mieli podać się za policjantów i podjechać fikcyjnym radiowozem pod kamienicę, w której mieszkał 24-letni dziennikarz. Na podstawie zeznań Jerzego U. doszło do zatrzymań "Ryby" i "Lali", dwóch żyjących ochroniarzy dawnego Elektromisu. Trwa ich proces.
Środowisko Elektromisu zaprzecza, by miało jakikolwiek związek z porwaniem Ziętary. Jednak gdy w 2015 roku Jerzy U. na krótko wycofał się ze sprawy Ziętary, wkrótce dostał przelewy na pół miliona złotych od środowiska Elektromisu. Ludzie Elektromisu twierdzili potem, że nie dali mu pieniędzy za zmianę zeznań, ale za „ochronę dawnej siedziby Elektromisu przed podrzuceniem ludzkich szczątków”.
SPRAWDŹ: "Kontekst przelewów był taki, że mam milczeć o roli Elektromisu ws. Ziętary" - mówi Jerzy U.
- Wrogowie Jerzego U. z dawnego Elektromisu mogą teraz zacierać ręce z powodu jego obecnych kłopotów, ale prawda jest taka, że on przez laty współpracował z tym środowiskiem. Ci ludzie nie są od niego lepsi
– przekonuje osoba znająca szczegóły sprawy.