Były ministrant chce 2 mln odszkodowania od zakonu
W maju zapadnie wyrok w sprawie odszkodowania, którego żąda były ministrant od zakonu franciszkanów w Pakości. Jest ofiarą księdza pedofila, skazanego na 4,5 roku więzienia.
- Pozew jest pozbawiony podstaw - mówi adw. Krzysztof Wyrwa, reprezentujący w sprawie Dom Zakonny Franciszkanów. - Sprawca tego czynu działał na swój interes i dla zaspokojenia swojej żądzy. Działał z zamiarem bezpośrednim, co zresztą uznał sąd karny. Jak zatem można przyjąć, że ktoś z przełożonych wiedział, co się u niego w głowie rodzi?
Adwokat Wyrwa zaznacza, że według niego sprawa jest z natury tych, które można nazwać „sporem prawnym”.
- Orzeczenie musi tu wydać Sąd Najwyższy, żeby wszystkie ofiary [czynów pedofilskich, red.] wiedziały, czy mogą i od kogo mogą dochodzić swoich roszczeń - mówi Wyrwa.
Na razie jednak sprawa trwa w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy. Wczoraj miał zapaść wyrok, ale sędzia Wojciech Rybarczyk odroczył sprawę do 30 maja. W tym czasie sąd ma również otrzymać informację od Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe, czy śledczy prowadzą postępowanie w sprawie składania fałszywych zeznań.
Na sali sądowej zabrakło wczoraj zarówno pozywającego, 28-letniego Wiktora M., jak i Krzysztofa P., byłego franciszkanina znanego pod imieniem zakonnym jako brat Seweryn. Byli tylko przedstawiciele prawni powoda i pozwanego o zapłatę odszkodowania od Domu Zakonnego w Pakości.
Sprawę Krzysztofa P. opisaliśmy jako pierwsi na łamach Gazety Pomorskiej. Wyrok na franciszkanina w procesie karnym zapadł w 2009 roku. Zakonnik został skazany wtedy na 4,5 roku pozbawienia wolności. Sąd uznał go winnym dopuszczenia się czynów molestowania seksualnego wobec nieletniego. Dodatkowo P. dostał 10-letni zakaz pracy z dziećmi (wcześniej był katechetą). Zakonnik odwoływał się od tego wyroku, ale sąd drugiej instancji nie zmienił sentencji.
Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie Ryszard Kuflewicz, nauczyciel z Gimnazjum w Pakości. Wcześniej pokrzywdzony szukał pomocy u dorosłych. Próbował ich zainteresować swoją historią. Wszyscy go zbywali lub jego opowieści uznawali za zmyślone. W opowieści chłopca nie wierzyli Franciszkanie. - To jest historia szyta grubymi nićmi - mówił nam jeden z nich. - Ten zakonnik był cholerykiem. Prędzej podejrzewałbym, że kogoś trzaśnie w twarz niż że będzie molestował. Nie wierzę w to.
Dopiero Ryszard Kuflewicz słowa chłopca potraktował poważnie. - To jest religijny chłopiec. Jest ministrantem. Przyszedł do mnie i mówił, że nikt mu nie chce pomóc, że nie wie do kogo się zwrócić. Musiałem zareagować - opowiadał Kuflewicz. Poszedł z chłopcem do ówczesnej dyrektor gimnazjum, Wandy Bańkowskiej. Wiosną 2007 roku zgłosili sprawę prokuraturze. Zakonnik został aresztowany jednak dopiero 8 stycznia 2008 roku.
Bywało, że P. nakłaniał chłopca do poddania się „innej czynności seksualnej” nawet kilka razy w tygodniu. Do molestowania dochodziło w salce znajdujące się za zakrystią kościoła w Pakości na terenie kompleksu budynków sakralnych, w sąsiedztwie samego zakonu. Na wysokość kary miał również wpływ fakt, iż śledczy na komputerze oskarżonego znaleźli zdjęcia pornograficzne z udziałem dzieci.
Krzysztof P. po wydanym wyroku przesiedział za kratami ponad trzy lata, bo sąd zaliczył mu na poczet kary czas, jaki spędził w areszcie, kiedy jeszcze prowadzone było śledztwo w jego sprawie.
Kiedy w 2012 roku wyszedł z więzienia, został wydalony z zakonu. Wcześniej decyzję w jego sprawie podjęła watykańska Kongregacja Nauki Wiary. P. mieszka obecnie w Olsztynie i pracuje jako organista.
- Dla nas mowa o wielkości kwoty odszkodowania jest bezzasadna, ponieważ odrzucamy pozew w całości - tłumaczy o. Leonard Bielecki, rzecznik prasowy Kurii Prowincjonalnej Zakonu Braci Mniejszych (franciszkanów) w Polsce. - Nie widzimy podstaw prawnych, by za czyny indywidualne P. ponosiło odpowiedzialność zgromadzenie.
Wiktor M. był badany przez lekarzy psychiatrów. Z ostatniej opinii procesowej wynika, że stwierdzono u niego „zaburzenia schizotypowe”.
- Poczekajmy na rozstrzygnięcie sądu. Wtedy będziemy mogli skomentować wyrok - mówi pełnomocnik M.