Stanisław G. przez 1,5 roku chorował. Po tym czasie lekarz orzecznik ZUS przyznał mu rentę. Odprawa, jaką otrzymał jest konsekwencją tego świadczenia. Wynika z ustawy o samorządzie.
Odchodząc z urzędu, były burmistrz Nowego Wiśnicza otrzymał trzymiesięczną odprawę w wysokości blisko 25 tys. zł i ponad 10 tys. zł ekwiwalentu za zaległy urlop. Teraz wyszło na jaw, że wiśnicki samorząd wypłacił Stanisławowi G. również odprawę rentową, wynoszącą bagatela - prawie 60 tys. zł.
Długa choroba
W wyborach samorządowych 2014 roku Stanisław G. - kierujący gminą przez kilka kadencji - poniósł druzgocąca porażkę. Nie udało mu się przejść nawet do drugiej tury, w której ostatecznie zmierzli się Małgorzata Więckowska i Andrzej Stańczyk.
Zwycięsko z tej batalii wyszła długoletnia dyrektorka jednej z wiśnickich szkół.
Dzień przed jej zaprzysiężeniem na stanowisko burmistrza, Stanisław G. dostarczył do wiśnickiego magistratu zwolnienie lekarskie. Chorował w sumie przez półtora roku. Po tym czasie stanął przed komisją lekarską, przekonując, że choroba miała ścisły związek z pracą. Orzecznicy zdecydowali o przyznaniu mu renty.
- Należy się ona osobie, która spełnia pewne wymagania, między innymi jest niezdolna do pracy przez 18 miesięcy - tłumaczy Anna Szaniawska, regionalny rzecznik prasowy ZUS w województwie małopolskim. O konkretnej sprawie Stanisława G. nie może jednak mówić, zasłaniając się ochroną danych osobowych.
W drodze po odprawę
Mając zasądzoną rentę, były samorządowiec miał już otwartą drogę do sięgnięcia po kolejną odprawę. Kąsek był łakomy, bo ustawa o pracownikach samorządowych precyzuje, iż jej wysokość jest równa sześciomiesięcznemu wynagrodzeniu w przypadku osób, które przepracowały ponad 20 lat. Takim stażem Stanisław G. się legitymował.
O przekazaniu odprawy zdecydować musiała jeszcze Rada Miejska w Nowym Wiśniczu. Wypłata takiej sumy wiązała się bowiem z koniecznością wprowadzenia pewnych zmian w budżecie, nie najbogatszego przecież Nowego Wiśnicza.
Nic więc dziwnego, że korekta wywołała falę krytyki ze strony wiśnickich radnych, także tych z dawnego obozu byłego burmistrza.
Były burmistrz zaprzecza jakoby otrzymał jakieś pieniądze z samorządu
- Taka odprawa to okradanie budżetów gmin, powiatów i województw w białych rękawiczkach - podkreślał Władysław Stary podczas wspólnego posiedzenia trzech komisji Rady Miejskiej w Nowym Wiśniczu.
Suchej nitki na byłym burmistrzu nie zostawili też opozycyjni do niego radni.
- Nie powinien w ogóle po nią sięgać, przecież narobił tyle złych rzeczy w naszej gminie. Wyprostowanie tego wszystkiego zajęło nowej pani burmistrz sporo czasu - grzmi Stanisław Tabor.
Zgodnie z przepisami
W wiśnickim samorządzie rozważano różne warianty. Także ten, by odprawy nie wypłacać.
- Mogliśmy się bronić przed wypłatą tych pieniędzy, ale byłoby to obarczone ryzykiem. Przegranie sprawy wiązałoby się z dodatkowymi kosztami - wyjaśnia Małgorzata Więckowska.
Zatwierdzona uchwałą Rady Miejskiej w Nowym Wiśniczu wypłata odprawy trafiła na konto byłego samorządowca latem ubiegłego roku.
Co ciekawe, on sam zaprzecza, jakoby otrzymał prawie 60 tys. złotych.
W przeprowadzonej kilka dni temu rozmowie z naszym reporterem stwierdził, że żadnych pieniędzy z samorządu nie dostał. Przekonywał, że nie wie, o czym mowa.
Zapewniał jednocześnie, iż nadal przebywa na zwolnieniu lekarskim, nie chciał jednak zdradzić na co tak długo choruje.
Proces odraczany
To nie pierwszy raz, kiedy były samorządowiec wzbudza kontrowersje. Zdaniem prokuratury, która już dwa lata temu postawiła mu zarzuty, skłamał w sprawie powodzi, jaka nawiedziła Nowy Wiśnicz w 2010 roku. Chodziło dokładnie o odszkodowanie, jakie MARR w Krakowie przyznała jego synowi, Michałowi G. Burmistrz potwierdził, że w kamienicy należącej do syna doszło do poważnych zniszczeń. Na tyle dużych, iż nie mógł on prowadzić w niej działalności gospodarczej.
Prokurator był innego zdania - zniszczeń nie było, a mimo to Michał G. sięgnął po pieniądze. Z pomocą w załatwieniu umarzalnej „pożyczki” przyszedł mu ojciec i jedna z podległych mu pracownic wiśnickiego magistratu. Na podstawie dokumentów przesłanych do MARR, Michałowi G. wypłacono 50 tysięcy złotych.
Do Sądu Rejonowego w Wieliczce sprawa wpłynęła ponad dwa lata temu. Proces byłego burmistrza został wyłączony do odrębnego postępowania (w innym postępowaniu rozpatrywane są zarzuty pozostałych osób). I wciąż się nie rozpoczął.
- Sąd w tej chwili oczekuje na wywiad środowiskowy dotyczący Stanisława G. - mówi Grażyna Rokita z Biura Prasowego Sądu Okręgowego w Krakowie. Byłemu burmistrzowi grozi nawet 10 lat pozbawienia wolności.