Agata Kozicka

Byli tam, gdzie jeziora były tylko na mapie

Choćby zmęczenie dawało się mocno we znaki, to nie zabrakło siły i chęci, by zrobić sobie selfie w tych pięknych okolicznościach przyrody. Krótki przystanek Fot. z archiwum Marka Galli Choćby zmęczenie dawało się mocno we znaki, to nie zabrakło siły i chęci, by zrobić sobie selfie w tych pięknych okolicznościach przyrody. Krótki przystanek nie wpływał na miejsce w rankingu
Agata Kozicka

Cuda się zdarzają! Ekipa z bydgoszczanami i Agatą z Mogilna dostała zaproszenie od organizatorów na rewelacyjny rajd w górach Ałtaj. Adventure Race już za nimi.

Marek Galla to bydgoski „podróżnik z przygodami”. Jego ekipa wzięła udział w morderczym rajdzie w górach Ałtaj. Jak to się stało?

- Kiedy zgłaszaliśmy się do konkursu na wyjazd do Chin dawaliśmy sobie może 15 proc. szans, że się uda. A jednak cuda się zdarzają! Dostaliśmy zaproszenie od organizatorów na rewelacyjny rajd w górach Ałtaj. Oprócz nas w zawodach wystartują czteroosobowe ekipy z kilkunastu krajów z całego świata.

Rajd z przygodą

I nie jest to zwykła wycieczka po Azji? - Adventure Race, czy po polsku „rajd przygodowy”, to zespołowy sport na orientację. Zespoły przemierzają trasę przy pomocy mapy i kompasu. Zazwyczaj jest to terenowy triathlon, czyli są odcinki piesze, rowerowe i kajakowe. Czasami organizatorzy dorzucają etapy na rolkach, pływackie, pontonowe, a zimą narciarskie. Dystans, jaki przychodzi pokonywać na tego typu zawodach to minimum 60-80 km na tzw. rajdach krótkich z limitem czasu 12 godzin. Są tez rajdy dobowe na 150-200 km i takie po 300 do 1000 km, czyli rajdy ekspedycyjne, gdzie limit czasu na pokonanie trasy wynosi nawet 7 dni.

Ale nie znaczy to, że zawodnicy pojedynczo zmagają się przez tydzień z trasą. - Na długich rajdach, ze względów bezpieczeństwa, start jest w zespołach czteroosobowych, przy czym skład zespołu musi być mieszany. Zespoły podczas zawodów muszą być samowystarczalne i mają dostęp tylko do przygotowanych przez siebie wcześniej tzw. „przepaków”, które organizatorzy dostarczają na strefy zmian.

Takich imprez odbywa się na świecie bardzo dużo. - Dziesięć najważniejszych tworzy cykl Pucharu Świata, gdzie ścigają się najlepsze zespoły z całego globu. W zawodach tego typu przodują Nowozelandczycy, to w tym kraju sport ten trenowany jest nawet na lekcjach wychowania fizycznego i tworzone są specjalne klasy o profilu Adventure Race. Jedną z imprez należącą do cyklu Adventure Race World Series jest chiński rajd XTrail Adventure Race. 600 kilometrowa trasa w górach Ałtaj na styku państw Rosji, Kazachstanu, Mongolii i Chin. Miejsce, gdzie biały człowiek właściwie nie dociera. Piękna, nieskażona przyroda i tylko gdzieniegdzie niewielkie wioski złożone z jurt hodowców kóz i jaków. Miejsce wymarzone na tego typu imprezę.

Fundują Chińczycy

I tam właśnie nasza ekipa pojechała. Jak to się stało?

- Na początku maja organizatorzy rajdu w Chinach ogłosili, że zasponsorują udział w rajdzie kilku młodym zespołom. Jedynym warunkiem było udowodnienie swoich wcześniejszych rajdowych osiągnięć oraz wiek członków zespołu - jego suma nie mogła przekraczać 110 lat. Zgłosiliśmy się, dając sobie naprawdę mało szansy, ale cuda się zdarzają. Zostaliśmy wybrani i zespół adventuresport.pl TEAM stanie 4 czerwca na linii startu tuż obok wszystkich medalistów ostatnich mistrzostw świata. Spełnia się nasze największe marzenie, za które w dodatku zapłaci nam organizator z Państwa Środka.

Jak wymaga jedna z podstawowych zasad rajd w składzie musi być przynajmniej jedna pani. - Nasz skład to: Agata Błotnicka z Mogilna, Jacek Galla z Poznania, Maciej Kliniewski i ja z Bydgoszczy - wymienia Galla. - Łącznie mamy 100 lat, więc mieliśmy jeszcze sporo zapasu, a w historii swoich startów mamy już 3 miejsca na podium w rajdach zaliczanych do Pucharu Europy.

Udało się z wpisowym i wtedy zaczęły się kolejne zadania. - Jak tam dojechać i wystartować. Mieliśmy 3 tygodnie, żeby załatwić wizy, a Jacek najpierw musiał wyrobić nawet paszport, kupić loty do Chin, potem wewnętrzne loty do bazy rajdu 2800 km od Pekinu, noclegi, zbudować skrzynie do przewozu rowerów, skompletować cały obowiązkowy i sprawdzany przez organizatora przed startem sprzęt, a jego lista była naprawdę długa.

Udało się! Wylecieli 31 maja, a 4 czerwca stanęli na starcie!

- Za pierwsze miejsce jest nagroda w wysokości 20 tys. dolarów, ale dla nas sukcesem będzie ukończenie 600 kilometrowej trasy - obiecywał Galla przed wylotem. I słowa dotrzymał, bo tydzień po prawie 102 godzinach ekipa dotarła na metę rajdu.

Gratulujemy!

Pustynia, mokradła, góry i dużo więcej

- Wróciliśmy z Chin. To było coś niesamowitego. Zupełnie nie wiem, jak to opowiedzieć.

O krótkim rajdzie można rozmawiać przez kilka wieczorów, a o trasie, na której spędziliśmy ponad 100 godzin to chyba można napisać małą książkę.

Ale... - Rajd w 100 proc. spełnił moje oczekiwania. Było bardzo przygodowo i bardzo ekspedycyjnie. Przemierzaliśmy miejsca zupełnie nieskażone cywilizacją i jedyni napotykani ludzie to pasterze prowadzący na wypas swoje ogromne stada owiec, kóz, koni, krów i wielbłądów. Stada, przez które trzeba się było przebijać na wąskich górskich drogach co stanowiło przygodę samą w sobie. Krajobraz na 630 kilometrowej trasie zmieniał się non-stop, miejscami wyglądało jak w szwajcarskich Alpach, za chwilę przejeżdżaliśmy przez pustynię Gobi, po czym wjeżdżaliśmy na mokradła, gdzie komary chciały nas pożreć w całości.

Jedyne na co można pan Marek narzeka to mapa. - Jako nawigator przez niemal cały okres rajdu przeżywałem stres i próbowałem dopasować to, co widzę, do tego, co jest na mapie. W większości przypadków się nie dało i trzeba było improwizować. Największym hitem było jezioro o powierzchni kilkunastu km kw., które na mapie było a w terenie - nie. Rajd ten też pokazał nam, że o ile światowa czołówka jest na razie poza zasięgiem to na „drugą ligę” już się łapiemy i o wejścia w TOP10 a rajdach ARWS spokojnie można walczyć. Do dopracowania tylko drzemki, a właściwie to budzik, bo na ostatnim przepaku nie zadziałał jak należy i zamiast 30 min spaliśmy ponad 4h i wyprzedziły nas w tym czasie trzy zespoły.

Agata Kozicka

Zajmuję się w pracy tematyką drogową, komunikacją, transportem - drogowym, kolejowym i lotniczym. Jestem poza tym miłośniczką roweru, ekologicznego i zdrowego (co zwykle idzie w parze) stylu życia i też o tych sprawach piszę dla Gazety Pomorskiej. A do tego od dzieciństwa fotografuję i również w ten sposób relacjonuję wydarzenia. Kocham Bydgoszcz, moje miasto rodzinne, chociaż uwielbiam podróżować! I wprawdzie ciągle coś drażni mnie w Bydgoszczy, widzę, że czegoś tu brakuje, że czasem wkurza mnie, że tutaj "para idzie w gwizdek", to z końca świata wrócę i tak do Bydgoszczy!

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.