Grażyna Starzak

Był księciem Kościoła, choć chciał być tylko sługą [wideo]

Kardynał zawsze się uśmiechał,  bo jak  mówił lubił ludzi i pogodził się sam z sobą. Fot. Wojciech Matusik Kardynał zawsze się uśmiechał, bo jak mówił lubił ludzi i pogodził się sam z sobą.
Grażyna Starzak

Na pytanie, jak spędza czas na emeryturze, kardynał Franciszek Macharski zawsze odpowiadał z uśmiechem: „Nie spędzam, sam leci”.

Gdy w czerwcu 2005 r. przestał pełnić urząd metropolity, mówiło się, że nadal będzie mieszkał przy Franciszkańskiej 3, w pałacu krakowskich biskupów. Piętro wyżej nad apartamentem, w którym obecnie mieszka kard. Stanisław Dziwisz. Mieszkanie było już urządzone, ale w ostatniej chwili na miejsce, gdzie chciał spędzić ostatnie lata życia kardynał wybrał sanktuarium św. Brata Alberta Ecce Homo. Postać „biedaczyny z Krakowa” fascynowała Franciszka Macharskiego od wczesnej młodości. W 1946 r. ks. prof. Konstanty Michalski, jego wykładowca na Wydziale Teologicznym UJ, podarował mu swoją książkę o Bracie Albercie. Nie rozstawał się z nią. Zarówno w kurii, jak i w klasztorze na Woronicza zawsze leżała na kardynalskim biurku.

Korzystając z zaproszenia sióstr albertynek zamieszkał w małym, skromnie urządzonego domku na terenie sanktuarium. Ci, którzy dobrze znali kardynała, mówili, że podjął taką decyzję, aby nie narzucać się swoją obecnością następcy. Ale był też inny powód tej przeprowadzki. Kardynał chciał być trochę dalej od kurialnego zgiełku, bo zamierzał nadal pracować. Nie tylko, jako duszpasterz, ale również, jako teolog.

Ciągle w ruchu

Pomimo tego, że został emerytem, niełatwo go było zastać w nowym lokum. Często latał do Watykanu. Wyjeżdżał na rozmaite konferencje do Niemiec i USA. Otrzymywał wiele zaproszeń z różnych regionów kraju i świata. Przed świętami Bożego Narodzenia bywał w wielu krakowskich instytucjach. Brał udział w spotkaniach opłatkowych m. in. w siedzibie Telewizji Polskiej na Krzemionkach i w przytulisku dla ubogich i bezdomnych. Pojawiał się, choć na chwilę, właściwie wszędzie tam, gdzie bywał przez lata, jako metropolita krakowski. Emerytowani biskupi, jeśli tylko są w dobrej formie, mają wyznaczone dni dyżurów w krakowskie kurii. Kard. Macharski nie pełnił dyżurów w kurii, ale można się było z nim umówić dzwoniąc do sióstr albertynek. Jeśli tylko był w domu, siostra, pełniąca dyżur w centrali telefonicznej, bez przeszkód łączyła z kardynałem.

Byłego metropolitę wcale nierzadko można też było spotkać po prostu na krakowskiej ulicy. Bo kard. Franciszek Macharski przemierzał miasto głównie na piechotę. W dalszą podróż jeździł czarną skodą octavią. Samochód prowadził przez wiele lat ten sam kierowca zmarły w 2011 r. Marian Sala. Wyznał przed laty, że kard. Macharski bardzo lubił szybką jazdę. Podobno licznik samochodu, którym razem jechali pokazał kiedyś nawet 220 km na godzinę!

Sam Kardynał niechętnie mówił o sobie.

- Stoję w tle. Nie lubię się lansować - wzdychał.

- Może to wychowanie rodzinne? Nie wiem - zastanawiał się, wspominając swoje dzieciństwo i kulig pod Krakowem. W okolicy Balic. - Byłem małym chłopcem i pamiętam, że bardzo przeżywałem to, że jestem najmłodszy i stoję ze swoimi sankami z tyłu. Wytężałem wtedy wszystkie siły, by dorównać starszym, doścignąć ich, być najlepszym. To dobre zachowanie, byleby tylko nie przesadzić, nie zniszczyć, nie stworzyć niezdrowej konkurencji...

Taki chudy - może świętym być

Bardzo trudno było namówić ich na rozmowę o Kardynale. Siostra Ludmiła, która przez prawie 27 lat przygotowywała posiłki kard. Macharskiemu w krakowskiej kurii, na pytanie, co jadał, odpowiadała krótko: „tyle co ptak”.

- Kawalątko chleba, jeden, dwa ziemniaczki. Jak się mu się nałożyło na talerz trochę więcej niż zwykle, zaraz wołał, żeby połowę z tego ubrać. Nieraz zastanawiałam się, czym ten człowiek żyje. Ktoś inny na jego miejscu, pracując tak intensywnie, już by nie żył.

Kardynałowi dieta służyła. Choć szczupły, wręcz chudy, energii mu nie brakowało. Po grypie i poważnej infekcji górnych dróg oddechowych, którą przeszedł tuż po przejściu na emeryturę, szybko dochodził do siebie. Dobry humor nie opuszczał Go nawet wtedy, gdy poślizgnąwszy się na chodniku w swoim domku upadł i złamał miednicę. Tym razem rehabilitacja trwała dłużej niż w przypadku infekcji, ale był bardzo dzielny - jak mówią siostry, które się Nim opiekowały.

Kardynał Macharski nigdy nie był pasjonatem technicznych nowinek. Dał się jednak namówić na telefon komórkowy. Po śmierci Jana Pawła II przez bodaj tydzień wysyłał z Rzymu SMS-y do młodzieży zgromadzonej pod „Papieskim oknem” przy ul. Franciszkańskiej 3.

Jeśli chodzi o media, były metropolita krakowski przyznawał się do słuchania Radia Watykańskiego i czytania jednego dziennika ogólnopolskiego. W ogóle nie oglądał telewizji. Jak twierdzi ks. Andrzej Fryźlewicz, były osobisty sekretarz Kardynała, wyjątek zrobił w czasie transmisji Mszy św. z Watykanu, kiedy papież Franciszek ogłosił Jana Pawła II świętym.

W sobotę, 2 kwietnia tego roku modlił się przed obrazem Matki Bożej w sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. W tym dniu obchodził 66. rocznicę święceń kapłańskich. Przyjaciele Kardynała cieszyli się, że widzą Go w dobrej formie, chociaż mówiło się, że musi bardzo uważać, bo stwierdzono u Niego osteoporozę. Ta podstępna choroba, która rujnuje kości, dała o sobie znać 12 czerwca, w niedzielę. Kard. Macharski właśnie wychodził z siostrą Doloroso, albertynką, na przechadzkę po ogrodzie. Na schodach swojego domu potknął się, przewrócił i stracił przytomność. W takim stanie odwieziono go do Centrum Urazowego Medycyny i Katastrof Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Tam okazało się, że złamał kręgosłup. Kilka dni później, będąc cały czas w śpiączce farmakologicznej, przeszedł udany - jak mówili lekarze - zabieg „stabilizacji potyliczno-szyjnej kręgosłupa”. Stan hierarchy po operacji medycy określali, jako „ciężki, ale stabilny”. - Raz jest lepiej, raz gorzej - mówiła nam siostra Doloroso, albertynka, opiekująca się Kardynałem, prosząc o modlitwę w Jego intencji. Modlitwy w intencji powrotu do zdrowia kard. Macharskiego trwały we wszystkich kościołach archidiecezji krakowskiej.

Był Człowiekiem

Inteligencja, pracowitość, intuicja w ocenie spraw religijnych, ludzkich i społecznych - takimi przymiotami, w ocenie przyjaciół i współpracowników był obdarzony kard. Franciszek Macharski. Na pytanie, jak spędza czas na emeryturze - odpowiadał „nie spędzam, sam leci”. Zapamiętałam zabawny epizod sprzed kilku lat, gdy 150 krakowskich przedszkolaków pojawiło się na dziedzińcu kurii, aby zaśpiewać kardynałowi „Barkę” i złożyć urodzinowe życzenia. „To hymn pochwalny dla wielkości twojej” - recytowały dzieciaki wiersz, przygotowany z tej okazji. - Chyba długości! - poprawiał ich rozbawiony Kardynał. Bardzo lubił dzieci.

Obaj wielcy krakowscy kardynałowie - Karol Wojtyła i Franciszek Macharski - nie tylko się nawzajem szanowali, ale także lubili. Gdy w 2002r. kard. Macharski skończył 75 lat i zgodnie z Kodeksem Prawa Kanonicznego złożył na ręce papieża Jana Pawła II rezygnację z urzędu metropolity, papież nie przyjął tej rezygnacji. Tego typu sytuacje zdarzają się w Kościele katolickim niezwykle rzadko.

Dzisiaj Kardynał spocznie w wawelskiej Katedrze.


Kraków. Msza przy trumnie kardynała Macharskiego (źródło: gazetakrakowska.pl)

Autor: Grażyna Starzak

Grażyna Starzak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.