Był i pomysł, żeby pałac wysadzić dynamitem
Niegdyś duma miasta. Dziś niemy wyrzut. Czy odbudowa żarskiego pałacu na dobre utknęła w sądowym labiryncie?
- Cały czas naciskamy na kontynuację prac – zapewnia Elżbieta Górowska, rzecznik wojewódzkiego lubuskiego konserwatora zabytków.
Kontrole konserwatora nie odnoszą jednak skutku. Bez odzewu pozostały nakazy zabezpieczenia zamkowych sztukaterii, elewacji i otworów okiennych. Grzywny, jakie może nałożyć konserwator, są niewielkie. Stąd „wsparcie” prokuratora.
Obecnie w dwóch sądach toczą się sprawy przeciwko właścicielom kompleksu pałacowo – zamkowego. Obydwie dotyczą złamania ustawy o ochronie zabytków. - Pracujemy nad renowacją – deklaruje Jerzy Pietrak, jeden z właścicieli. – Teraz przymierzamy się do remontu elewacji. Projekt wymaga konsultacji z konserwatorem.
Tyle że dokładnie to samo słyszeliśmy... cztery lata temu. Zastanawiające, biorąc pod uwagę fakt, że w biurze konserwatora o planach tych nikt nie słyszał.
Pałac jest w fatalnym stanie. Właściciele nie zabezpieczyli nawet okien
Gdy pytamy Jerzego Pietraka o przyszłość kompleksu, tłumaczy się pilnymi zajęciami. Prosi o telefon do wspólnika, Mariana Kwiatkowskiego. Ten z kolei nie może z nami rozmawiać. Jest za granicą. - Mam wrażenie, że właściciele żarskiego zamku nie mają na niego pomysłu – przyznaje burmistrz Danuta Madej. – Doprowadzenie obiektu do świetności kosztować będzie setki milionów złotych. Nikt nie wyłoży takich pieniędzy bez partnera, z którym można by dzielić ryzyko niepowodzenia.
Miasto także uwikłane jest w konflikt z biznesmenami. Trwa spór o parking, który za rządów lewicy powstał na przypałacowej działce. „Dżentelmeńska” umowa, w myśl której dzierżawa miała kosztować symboliczną złotówkę, skończyła się po roku. Nowy burmistrz Wacław Maciuszonek uznał ją za skrajnie niekorzystną. Zniecierpliwiony ślimaczącym się remontem zażądał też podatku od nieruchomości. W odwecie panowie: Pietrak i Kwiatkowski podnieśli koszty dzierżawy - o 160 tys. zł rocznie. - Liczymy na polubowne rozwiązanie – mówi D. Madej. – Jesteśmy jednak zobowiązani dbać o interes miasta. Dlatego też sprawa dalej toczy się w sądzie.
W roku 2012 Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznało 850 tys. zł dotacji na remont dachu pałacu Promnitzów. Była to wówczas najwyższa kwota, jaką przeznaczono na ratowanie lubuskich zabytków. Pieniądze trafiły do właścicieli po pożarze, który przyczynił się do powstania nowych zniszczeń. Konkurencją dla żywiołów byli robotnicy zatrudnieni w pałacu. Pod koniec stycznia 2012 policja ujawniła fakt kradzieży kamiennej wazy. Ważący 200 kg zabytek z XVII wieku odnaleziono na prywatnej posesji.
W natłoku sensacyjnych doniesień nikt już nie pamiętał, że sylwester w odnowionym pałacu miano świętować już w roku 2008. - A wszystko było już prawie gotowe – Stanisław Tarnas, dawny przewodniczący prezydium Miejskiej Rady Narodowej, nie kryje rozczarowania losami kompleksu.
Naczelnik, według wspomnień zielonogórskiego konserwatora zabytków Stanisława Kowalskiego, jeszcze w latach 70. proponował wysadzenie pałacu dynamitem. W kolejnej dekadzie gorąco zabiegał o pieniądze na jego renowację. To dzięki niemu zamek Bibersteinów został w znacznym stopniu odbudowany. Podjęto badania archeologiczne. Zabezpieczono malowidła i sztukaterię. Odnowiono instalację elektryczną i wodno – kanalizacyjną. To tu znajdować się miała nowa siedziba miejskich instytucji. Wydatki pochłonęły 120 milionów ówczesnych złotych.
Kres tej rozrzutności położyły zmiany ustrojowe. Obiekt poszedł w prywatne ręce za kwotę 100 tysięcy złotych. Mimo prób, miastu nie udało się go już odzyskać.
Autor: Grzegorz Kozakiewicz