Być jak Elizabeth Taylor
Chciała być archeologiem, ale kolega namówił ją do zdawania do szkoły teatralnej. I ten wybór dla Małgorzaty Foremniak okazał się słuszny, chociaż narzeka, że aktor nie ma prywatności. Z Małgorzatą Foremniak rozmawia Marek Zaradniak
Przyjechała Pani niedawno do Poznania ze spektaklem „Być jak Elizabeth Taylor”. Czy łatwo grać taką gwiazdę, jaką była Elizabeth Taylor?
To spektakl pełen skrajnych emocji. Od miłości po nienawiść, szczęście, radość, rozgoryczenie, płacz, samotność, tak jak w życiu. W tak krótkim czasie trzeba wejść w różne stany emocjonalne, pokazać historię ciekawie tak, aby widz też ją poczuł. Niełatwe to zadanie.
Czy wcześniej jako dziewczyna chodząca na filmy ceniła Pani Elizabeth Taylor?
To charyzmatyczna osobowość. Zagrała w wielu filmach, które przyniosły jej ogromny sukces, Niektóre z nich, na przykład „Kto się boi Virginii Woolf”, przeszły do historii kina. Za rolę Marthy w tym filmie otrzymała drugiego Oscara. To mój ulubiony. Myślę, że o wiele lat wyprzedziła swój czas sposobem grania.
Dlaczego wyprzedziła?
Zagrała w nim zupełnie inaczej, niż się grało w tamtych czasach, bardzo realistycznie. Teraz oglądając ten film i jej kreację, a upłynęło 50 lat, widać to szczególnie.
Elizabeth Taylor to jedna z najsłynniejszych aktorek na świecie. Nie zazdrości jej Pani tej sławy? Tego, że była w Hollywood?
Absolutnie nie, raczej podziwiam, zwłaszcza czytając jej biografię. Miała bardzo burzliwe życie, obfitujące w skrajne wydarzenia. Były chwile wielkiej chwały, sukcesu, szczęścia, ale też wielkich tragedii, strat, dramatów, chorób i uzależnień. Była piękna, bogata, ale życie jej nie rozpieszczało. Podziwiam ją za odwagę, siłę i przede wszystkim szczerość. Była prawdziwa we wszystkim, co robiła. I ludzie ją za to kochali. Zmieniła myślenie o byciu gwiazdą. Jako pierwsza z celebrytów publicznie przyznała się do alkoholizmu. Założyła fundację, a potem Centrum Medyczne pomagającą chorym na AIDS. Zawsze wspierała nieakceptowanych przez społeczeństwo. Była bezpośrednia, prostolinijna. Była sobą.
Mówimy, że Elizabeth Taylor była sławna. Pani również jest popularna. Czym jest sława dla aktora?
Sława ma dwie strony.
Daje nam inne możliwości realizacji w zawodzie, otrzymywania interesujących ról, poznawania ciekawych, nietuzinkowych ludzi, uczestniczenia w fajnych przedsięwzięciach czy bycia w niezwykłych miejscach. To jest ta dobra strona. A ta gorsza, ta trudniejsza, to brak prywatności, ciągła obserwacja, ocenianie. Nie ma możliwości bycia i życia w normalny sposób. A przynajmniej jest to utrudnione w znacznym stopniu. Zwłaszcza teraz w erze internetu.
Odczuwa Pani tę swoją popularność na co dzień?
Teraz już nie. Ale był okres rzeczywiście trudny, kiedy miałam swój bardzo mocny czas... Moja popularność była wówczas dosyć uciążliwa.
Znamy Panią z ról w serialach i w filmach fabularnych. Czym się różni gra w serialu od gry w filmie kinowym?
To inny rodzaj gry. Inny rodzaj skupienia. Oczywiście wszystko zależy od tego, jaki jest to serial, jaki format. W obecnych czasach mamy tak wspaniałe seriale, w taki sposób realizowane, że granica pomiędzy formą filmu, a serialu zaciera się. Kino jednak rządzi się inną wrażliwością, obserwacją życia i opowieścią o nim. Jest niezastąpione.
Przyjechała Pani do Poznania. Czy są epizody poznańskie w Pani życiu? Parę lat temu widzieliśmy Panią w Teatrze Nowym na benefisie Michała Grudzińskiego.
Moje spotkania z Poznaniem są przede wszystkim teatralne. Przyjeżdżam ze spektaklami, które gram w Warszawie.
Był okres rzeczywiście trudny, kiedy miałam swój bardzo mocny czas. Moja popularność była wówczas dosyć uciążliwa
Jakie są Pani najbliższe plany. W czym będziemy mogli Panią niebawem zobaczyć?
Gram w Teatrze 6 Piętro w spektaklu „Central Park West”, w Teatrze Buffo w „Imię”, w Teatrze OCH w komedii „Truciciel”. Jeżdżę po Polsce ze spektaklem „Być jak Elizabeth Taylor”. Po wakacjach rozpoczynam próby do nowego spektaklu i pojawię się w nowym serialu.
A jakiś film fabularny?
Są dwa projekty filmowe, zdjęcia startują późną jesienią.
Zawsze Pani chciała być aktorką?
Nie. Zdawałam do szkoły teatralnej, gdyż namówił mnie kolega. Interesowała mnie archeologia, zwłaszcza paleontologia.
Podobnie jak Elizabeth Taylor prowadzi Pani działalność charytatywną. Jest Pani ambasadorem UNICEF. Na czym polega Pani działalność? Wiem, że była Pani w misjach w Sierra Leone i w Kongo.
Moją pierwszą misję odbyłam do Sierra Leone. Był to pierwszy wyjazd polskiego ambasadora do Afryki. Celem kampanii było zebranie funduszy na szczepienia przeciw odrze. Odwiedziłam bardzo smutne miejsca świata, by móc opowiedzieć o nich innym. Kampania odniosła wielki sukces. Projekt w większości sfinansowali darczyńcy z Polski. Podobnie było z misją do Kongo. Polacy przekazali ponad 4 miliony złotych na ratowanie życia i zdrowia dzieci w Kongo.
Co Pani robi, gdy Pani nie gra? Ma Pani jakieś hobby?
Dużo czytam. Generalizując - interesuje mnie człowiek w pełni tego słowa znaczeniu. Począwszy od ducha, umysłu, a skończywszy na ciele. Różne metody pracy nad sobą. Tak więc trochę psychologii, trochę filozofii. Ale też medycyna ludowa, ajurweda, ziołolecznictwo czy zdrowa kuchnia, na przykład naszych babć. Można powiedzieć, że to moja pasja.
Medycyna ludowa pomaga?
Owszem. Jest wiele prostych, a jakże skutecznych metod leczenia naturalnego.
Jesteśmy częścią przyrody i ona nas wspiera. Trzeba tylko jej na to pozwolić.
Nasz organizm ma niezwykłą wolę przetrwania, logikę, harmonię i mądrość. Warto ją poznać, by żyć szczęśliwie.