By namierzyć paru zbirów, nagramy milion uczciwych

Czytaj dalej
Fot. 123rf
Zbigniew Bartuś

By namierzyć paru zbirów, nagramy milion uczciwych

Zbigniew Bartuś

Koło szkoły grasuje ekshibicjonista. Czyha na samotne dzieci. W piątek znów zaatakował - taka wieść zelektryzowała mieszkańców krakowskiej dzielnicy Prądnik Biały tydzień temu. Atmosferę podgrzał w mediach Łukasz Wantuch, radny z prezydenckiego klubu Przyjazny Kraków: - A co będzie jak ten ktoś uzna, że obnażanie się to mało żeby zaspokoić jego zboczenie? - pytał.

Wielki Brat nie zastąpi czujnego oka sąsiada ani sprawnego policjanta. Za to chętnie zajrzy paniom w dekolt i wrzuci na fejsa. Przyda się szantażystom. Posłuży do nadużyć władzy. To zniszczy naszą intymność - ostrzegają przeciwnicy totalnego monitoringu w Krakowie.

W piątek w okolicach ogrodzenia Szkoły od strony potoku Sudół pojawił się ekshibicjonista. (…) Prosimy o czujność - pismo tej treści trafiło w tym tygodniu do rąk rodziców uczniów jednej z publicznych placówek w krakowskim Prądniku Białym.

- Dedykuję je wszystkim przeciwnikom Systemu Pomocy 112. Pod jedną ze szkół co pewien czas pojawia się osoba, która obnaża się przed dziećmi. Robi to tylko wtedy, jak nie ma dorosłych. (...) A co będzie, jak uzna, że obnażanie się to mało, żeby zaspokoić jego zboczenie? Co będzie, jak zobaczy dziecko wracające samo do domu? Po to buduję system 112, żeby takiego zboczeńca złapać w parę minut po tym, jak przerażone dziecko naciśnie przycisk 112 na latarni i wezwie pomoc - argumentuje Łukasz Wantuch, wiceprzewodniczący krakowskiej rady miasta, radny z prezydenckiego klubu Przyjazny Kraków. Popiera go sporo mieszkańców.

Kto nas śledzi? Nie wiadomo!

W referendum przeprowadzonym w maju 2014 r. krakowianie poparli ideę budowy miejskiego monitoringu - w imię zwiększenia bezpieczeństwa. Prezydent Jacek Majchrowski powołał zespół ds. monitoringu. Jego zadanie okazało się skomplikowane. Jeden z pracujących dla miasta naukowców tłumaczy:

- Publiczny skwer z placem zabaw pośrodku osiedla. Na ławeczkach ludzie, inni rozmawiają, jeszcze inni kupują coś na pobliskim straganie, dzieciaki się bawią, ktoś gada przez telefon, jakaś para się całuje… Nagle zjawia się ekipa telewizyjna i wszystkich nagrywa. Zagląda przez ramię panu na ławeczce, patrząc, co czyta. Rejestruje rozmowy i zabawy dzieci. Nagrywa pocałunek. Wszystko. Ludzie się wkurzają, protestują: kto nagrywa, dla kogo, kto to będzie oglądał i odsłuchiwał, po co itp.

Podobny eksperyment przeprowadzali naukowcy w autobusach i tramwajach, w urzędach i szkołach - i wszędzie reakcje ludzi były takie same. Nawet niewinne z pozoru nagrywanie pasażerów tramwaju na smartfonie wywołało protesty.

- Tymczasem na obserwujące nas kamery monitoringu nikt nie reaguje. Nikt nie zadaje pytań takich jak te wyżej. Nikt się nie oburza. A powinien. Wszyscy powinniśmy - uważa prawnik.

Miejscy eksperci zastanawiali się m.in., w jakich miejscach dopuszczalny jest monitoring, na jakich zasadach (podstawach prawnych), kto może mieć dostęp do obrazu z kamer, pod jakim nadzorem winien działać, do czego mogą być wykorzystywane zarejestrowane obrazy.

- To są wszystko bardzo ważne sprawy - przyznaje radny Wojciech Krzysztonek, wiceprzewodniczący klubu Koalicji Obywatelskiej (PO i .N) w Radzie Miasta Krakowa. Zgadza się z nim w tej kwestii Michał Drewnicki, rzecznik klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości.

Obaj uważają, że monitoring nie może niepotrzebnie naruszać prywatności. A już to robi.

Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon wyjaśnia, że najwięcej kamer monitoringu jest w metropoliach. Prym wiedzie Warszawa. Jej ulice, tunele, środki komunikacji nafaszerowane są tysiącami kamer. Czyich?

Do końca nie wiadomo! Tylko część urządzeń należy do służb i instytucji publicznych. Reszta wisi na budynkach, słupach oraz pojazdach należących do firm, spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych oraz indywidualnych osób. Ustalenie właścicieli graniczy z cudem. Nie udało się to np. w przypadku warszawskiego ronda Dmowskiego: aż osiem kamer należy tam do tajemniczego kogoś. Ostatnio coraz częściej śledzą nas też drony.

Obsługą kamer zajmują się zazwyczaj prywatne agencje ochroniarskie. Tak jest również w przypadku większości instytucji publicznych. Czyli obserwuje nas pan Józek z ochrony.

- Podobnie jest w Krakowie. Mamy chaos, kamer jest w niektórych miejscach zatrzęsienie, nie wiadomo nawet, czy działają. Nie wiadomo, czy ktoś obserwuje obraz, w wielu przypadkach ludzie są przekonani, że raczej nikt. Sens istnienia takiego „systemu” jest wątpliwy. Trzeba go uporządkować. Musi być nad nim nadzór. Muszą się nad tym pochylić fachowcy - powtarza Wojciech Krzysztonek.

Kamery monitoringu mają dziś rozdzielczość nieosiągalną dla urządzeń sprzed dekady, a przy tym szybko tanieją, podobnie jak systemy łączności i programy do obsługi.

- Może to zachęcać instytucje i firmy do coraz szerszego stosowania kamer w imię rzekomego „zwiększania bezpieczeństwa”. Gminy wręcz chwalą się tabliczkami „Miasto monitorowane”. To taki sygnał dla mieszkańców i przyjezdnych: że u nas jest bezpiecznie - opisuje prawnik.

I dodaje ze smutkiem, że mało kto dostrzega zagrożenia. Np. to, że nowoczesne uliczne kamery już dziś potrafią zaglądać ludziom do mieszkań, zapisując najdrobniejsze szczegóły. Niektóre rejestrują także dźwięk.

Wróg w towarzystwie

W popularnym firmie „Wróg publiczny” Will Smith gra ofiarę nadużyć władzy: dzięki systemowi monitoringu i innym narzędziom inwigilacji skorumpowani agenci służb przejmują pełną kontrolą nad jego życiem - i niszczą je. Ów rozrywkowy, a zarazem przerażający obraz powstał ponad 20 lat temu, co w technologii oznacza kilka epok. W tamtym czasie nie było ani smartfonów, ani szybkiego mobilnego internetu, ani Facebooka! Czyli nie było nic.

Teraz jest - i w sprzężeniu z wszechobecnymi kamerami stanowi idealne narzędzie totalnej inwigilacji. I wcale nie jest tak, że władza lub jakaś wredna korporacja cokolwiek nam narzuca. Wręcz odwrotnie: sami godzimy się na coraz wnikliwsze i agresywne szpiegowanie nas, a bywa, że nawet się go domagamy. W imię bezpieczeństwa.

Teraz część krakowian krzyczy: chcemy kamer! Są przekonani, że szaremu człowiekowi nie grozi to, co spotkało bohatera „Wroga publicznego”. Oraz że „uczciwy nie ma nic do ukrycia”. Naprawdę?

Jeśli ktoś bez wahania przytaknął, niech - dla refleksji - obejrzy włoski dramat „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” z Kasią Smutniak w jednej z ról. Siedmioro przyjaciół spotyka się na kolacji. Ktoś stwierdza, że znają się właściwie od zawsze i tyle ze sobą gadają, że nikt tu nie ma przed nikim żadnych tajemnic. Ktoś inny rzuca więc pomysł zabawy polegającej na dzieleniu się z pozostałymi uczestnikami imprezy treścią każdego SMS-a, e-maila lub rozmowy telefonicznej, jakie nadejdą podczas spotkania. Szybko okazuje się, że to nie jest zabawa…

Każdy ma swoje tajemnice - i granice intymności. Totalna inwigilacja je naruszy, a ostatecznie - zniszczy - ostrzegają przeciwnicy totalnego monitoringu.

Czytaj więcej:

  • Kto na tym zyska (prócz producentów kamer)
  • Bywają przydatne, ale…
  • Nowe kamery potrafią zajrzeć do mieszkań i... nagrać także dźwięk
Pozostało jeszcze 52% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Zbigniew Bartuś


Dziennikarz, publicysta, felietonista Dziennika Polskiego (na pokładzie od 1992 roku) i mediów Polska Press Grupy, współtwórca i koordynator Forum Przedsiębiorców Małopolski, laureat kilkudziesięciu nagród i wyróżnień dziennikarskich (w tym Wolności Słowa, Dziennikarz Ekonomiczny Roku, Nagroda Główna NBP, Nagroda Grabskiego, Nagroda Kwiatkowskiego, Grand Prix Dziennikarzy Małopolski, nominacje do Grand Press).


 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.