Kataklizm miotał drzewami jak zapałkami. Zrównał z ziemią ogromny las. Zabił dwie dziewczynki.
Ponad stu harcerzy znalazło się w potrzasku. Jaki huragan targał sercami rodziców jadących do swoich dzieci lub próbujących się dowiedzieć o ich los - aż strach pomyśleć. Ich lapidarne relacje nie pozostawiają złudzeń: - To były najdłuższe trzy godziny w moim życiu - wyznała jedna z matek. Równie mocno zabiły serca wszystkich matek, ojców, babć i dziadków, których pociechy były na wszystkich innych obozach, wakacyjnych wyjazdach. Pewnie niektórzy już zabrali dzieci z kolonii. Można też było usłyszeć, że „ja nigdy swojego syna w takie miejsce nie wyślę”. Psycholog Magdalena Wyszomirska-Góra uznaje ten odruch za naturalny, ale podkreśla, że po jakimś czasie od tragicznego wydarzenia „wszystko wraca do normy”. Już w sobotę jeden z harcerzy mówił, że on na obozy będzie jeździł, bo to całe jego życie. Stojąca obok mama przytaknęła...