Burza telefoniczna
Wystarczy burza i od razu we wsi ginie sygnał w stacjonarnych telefonach. A w komórkach brakuje zasięgu.
- Co chwilę zgłaszamy te usterki! Ale po co to robić? Naprawią na chwilę i znowu to samo! Mamy dość! - mówi zdenerwowany Włodzimierz Wyszowski.
Problem z awariami telefonów stacjonarnych zaczął się w 1999 r. Wtedy mieszkańcy zaczęli zgłaszać brak sygnału w telefonach. I to nie raz, bo sytuacja niestety powtarzała się bardzo często. Za każdym razem, gdy przyjeżdżali technicy, dobierali się do szafy rozdzielczej, która stoi w środku Stanowic. To właśnie do niej doprowadzona jest linia telefoniczna i w tym miejscu najwyraźniej powstaje problem. - Fachowcy sami powiedzieli nam, że jeżeli nie wymieni się tej szafy, to kłopoty będziemy mieli cały czas - mówi Ewa Nowak.
Tak było m.in. 15 czerwca. Niestety, gdy tylko technik odjechał, telefony znów zamilkły. Do operatora wpłynęła więc kolejna skarga... Specjaliści ponownie odwiedzili wioskę 26 czerwca, by usunąć usterkę. Od tej pory telefony działają. - Przynajmniej na razie - mówią ludzie, którzy nieustannie dzwonią na infolinię. A to kosztuje... - Dzwonimy i dzwonimy, i to z komórek, bo jak inaczej, jeśli telefony stacjonarne nie działają?! A kto nam za to zapłaci? - rozkłada ręce Ewa Nowak.
Reklamacja goni reklamację i tak od lat. Co prawda są wypłacane tak zwane odszkodowania, ale... - Wypłacili mi odszkodowanie w wysokości kilku złotych. Żeby je złożyć, musiałam nadzwonić na kilkanaście złotych. Jaki to ma sens?! - rzuca zdenerwowana Wioletta Pojnar.
Stąd też nie wszyscy chcą zgłaszać reklamacje. - Problem dotyczy całej wioski, a nie pojedynczych ludzi. Czy tak trudno komuś to zrozumieć? - dodaje Wioletta Pojnar. Niestety nie ma takiej możliwości, żeby jednym telefonem zgłosić uszkodzenie u wszystkich klientów. - Zgodnie z regulaminem każdy klient musi to zrobić indywidualnie. A w sytuacji, gdy awaria dotyczyła większej grupy klientów i nie było możliwości skontaktowania się, po sprawdzeniu i potwierdzeniu tego stanu rzeczy wypłacimy odszkodowanie - mówi Maria Piechocka z biura prasowego Orange Polska.
Zgłoszenie awarii telefonu nie jest tanie, ale też wcale nie takie łatwe. Wioska jest swoistą „czarną dziurą” i nie wszędzie działają telefony komórkowe. - Trzeba chodzić z telefonem po okolicy i szukać zasięgu. A gdy już się to uda, połączenie często jest zrywane. Obłędu po prostu można dostać! - mówi Włodzimierz Wyszykowski.
Orange Polska zapewnił „GL”, że podczas ostatniej naprawy usterka została usunięta „raz na zawsze”. - Już nic nie powinno się zdarzyć. Telefony będą działać bezawaryjnie - zapewnia Maria Piechocka.