Burza po słowach księdza Jacka Międlara
Gdyby zabrano mi sutannę, lepiej głosić prawdę w cywilnym ubraniu niż półprawdy w sutannie” – mówi ks. Międlar dla „Rzeczpospolitej”.
13 sierpnia ks. Jacek Międlar rozpętał burzę, zamieszczając wpis na Twitterze na temat posłanki Nowoczesnej Joanny Scheuring-Wielgus. Obraził posłankę, nazywając ją konfidentką, zwolenniczką aborcji oraz islamizacji. „Kiedyś dla takich była brzytwa! Dziś prawda i modlitwa?” - napisał.
Posłanka ostro zareagowała na te słowa, informując, że zwróci się w tej sprawie do prokuratury. Co więcej, ks. Międlar opublikował także na Twitterze zdjęcie komisarz Elżbiety Bieńkowskiej z ogoloną głową oraz film, w którym mówi o „żydomasońskim imperializmie”. Dziennikarka Agencji Informacyjnej Polska Press próbowała skontaktować się z ks. Międlarem w celu wyjaśnienia zamieszczonych wpisów na Twitterze, ale bezskutecznie.
Portale, m.in. Wyborcza.pl i Onet.pl, podawały informacje, że Międlar nazwał narodowokatolicki radykalizm „chemioterapią dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski”. „Zero tolerancji dla tego nowotworu. Ten nowotwór wymaga chemioterapii (...) i tą chemioterapią jest bezkompromisowy narodowokatolicki radykalizm” - miał mówić Międlar podczas mszy św.
Kilka dni później kuria archidiecezjalna napisała oświadczenie z przeprosinami wobec osób, które poczuły się dotknięte „zachowaniem członków ONR w katedrze białostockiej”. Przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki wyraził sprzeciw wobec głoszenia w kościele poglądów obcych wierze chrześcijańskiej.
Ksiądz Międlar od 19 kwietnia ma całkowity zakaz jakichkolwiek wystąpień publicznych oraz organizowania wszelkiego rodzaju zjazdów, spotkań i pielgrzymek, a także wszelkiej aktywności w środkach masowego przekazu, w tym w środkach elektronicznych. Mimo to kilka dni temu złamał go, umieszczając swoje kontrowersyjne wypowiedzi na Twitterze. Choć otrzymał upomnienie od przełożonych, którzy nie popierają ruchów skrajnie nacjonalistycznych, to nadal odważnie wyraża swoje poglądy, kontaktuje się z mediami.
W wywiadzie dla czwartkowej „Rzeczpospolitej” ks. Jacek Międlar tłumaczył, że pomimo poniesionych konsekwencji nie zamilknie, nie schowa się w cień. „Wierzę, że za mną jest Ewangelia i Jezus Chrystus. I to jest chyba dla mnie najistotniejsze. Jeżeli mam za sobą zbawiciela świata, mam jego błogosławieństwo i głoszę to, co on głosił, w żadnym punkcie nie rozmijam się ze świętą Ewangelią, z tym, co głoszę, to wydaje mi się, że wszystko jest na swoim miejscu” - poinformował.
Duchowny dodał, że nie zamierza rezygnować z duszpasterstwa, ale czeka na rozsądną decyzję przełożonych. Choć - jak przyznał - otrzymał propozycję wyjazdu do Stanów Zjednoczonych na studia, to zrezygnował z niego. Tłumaczył, że mógłby mieć później problem z powrotem do Polski. „Gdybym został inkorporowany do amerykańskiej prowincji, to po pięciu latach polski prowincjał mógłby mnie nie przyjąć. Nie wyobrażam sobie, żebym nie pracował w mojej Ojczyźnie” - wyjaśnił.
Międlar zastanawia się nad pójściem do władz diecezji. Obawia się jednak, że żaden biskup nie zechce go tam przyjąć.
Autor: Martyna Chmielewska