Burmistrz Radosław Dobrowolski wierzy, że Supraśl ocalał dzięki aniołom
Tego, co przeżyliśmy nie da się zapomnieć. Ale to był cud, że nikomu nic się wtedy nie stało - wierzy Radosław Dobrowolski, burmistrz Supraśla. Nawałnica, która przed rokiem przetoczyła się nad regionem, łamała drzewa, dachy i linie energetyczne. Szczególnie ucierpiał Supraśl. Sprawdzamy, jak to miasto sobie poradziło ze skutkami wichury
To, co się wydarzyło 17 czerwca to był cud, bo nikomu nic się nie stało - zamyśla się Radosław Dobrowolski, burmistrz Supraśla, wracając wspomnieniami do wydarzeń sprzed roku. I po chwili dodaje: - Dużo drzew upadło, zostały zniszczone połacie lasu. Ale z naszych zabytkowych domów, gdzie są stare dachówki i dziewiętnastowieczne konstrukcje, żaden nie ucierpiał.
Ufa, że do nieszczęścia nie doszło, dzięki szczerym i żarliwym modlitwom supraślan. Bo tydzień przed tą apokaliptyczną burzą, odbyło się nabożeństwo. Mieszkańcy powierzyli się opiece Najświętszego Serca Jezusowego.
- I to jest ta ochrona. Uchroniły nas anioły - przekonuje Radosław Dobrowolski.
- To była potworna wichura. Coś przerażającego. Zniszczenia były ogromne. Trzeba dziękować, że żyjemy. Na co dzień o tym się nie myśli - przeżywa Nicole Mima z Supraśla.
Minął właśnie rok od potężnej nawałnicy, która przeszła nad Supraślem i jego okolicą. Z burmistrzem rozmawiamy w parku miejskim naprzeciwko magistratu. Nieprzypadkowo. To właśnie to miejsce - 17 czerwca 2016 roku - ucierpiało najbardziej. Powalone zostały z korzeniami drzewa - pomniki przyrody.
- Padło około 40 zabytkowych okazów przyrody. Widziałem to wszystko - wspomina Radosław Dobrowolski.
Wszystko doskonale pamięta. Jakby to było wczoraj. Bo tego, co się wydarzyło 17 czerwca rok temu, tak szybko nie da się zapomnieć. Był jeszcze w pracy, gdy tego dnia rozszalała się burza.
- Jak zwykle zostałem dłużej w urzędzie. Akurat zaczęło się zbierać na ulewę. Pojawiły się chmury, było bardzo duszno. Zaczęło grzmieć i błyskać. Mój zastępca i sekretarz stwierdzili, że muszą już uciekać do domu - relacjonuje burmistrz Dobrowolski. - Wsiedli szybko do samochodów. I pojechali. Potem bałem się, czy szczęśliwie dotarli do domów. Nie mogłem się z nimi skontaktować, bo była wyłączona sieć komórkowa.
Z jednym z mieszkańców gminy wyszedł przed urząd. I widział, jak wichura wszystko niszczy. To była chwila. Słychać było wielki huk i łomot. Wszystko doszczętnie legło.
Ktoś rzucił klątwę na Supraśl?
Obraz Supraśla i okolic po przejściu wichury można było wtedy określić jak krajobraz po wojnie. Niemal wszędzie zalegały powyrywane z korzeniami ogromne drzewa. Mieszkańcy musieli się zmierzyć z katastrofalną siłą żywiołu.
- Pierwsze godziny to była akcja ratunkowa. Pamiętam jak przedzierałem się poboczami drogi Supraśl - Sokołda, między samochodami za strażą. Pomagałem odciągać konary drzew z drogi, widziałem samochody, na maskach których leżały drzewa. Szyby były roztrzaskane, zaś w środku siedzieli zakleszczeni ludzie - opowiada burmistrz. - Ale na szczęście, wszyscy byli żywi, nikomu nic się nie stało.
Bo nawałnica łamała drzewa, zrywała dachy i linie energetyczne. „Kurier Poranny” o tym wszystkim pisał. Byliśmy wtedy na miejscu. Rozmawialiśmy z mieszkańcami. - Szkody są niemiłosierne. Jakby ktoś rzucił na nas klątwę - ubolewali supraślanie.
Mariusz Żukowski, sekretarz gminy Supraśl zapewniał nas wtedy, że urzędnicy od razu po wichurze robili wszystko co mogli, by szkody po burzy szybko usunąć. Zbierali też informacje o poszkodowanych.
- Wiemy, że drzewa powaliły się na zabudowania w rejonie Sobolewa i Zaścianek. W kilku przypadkach zostały zerwane dachy. Wystąpiliśmy do wojewody, by powołać wspólne komisje i oszacować straty w gospodarstwach rolnych - mówił sekretarz Żukowski.
Jednak nawałnica, która w połowie czerwca ubiegłego roku przetoczyła się nad Supraślem, wyrządziła więcej szkód. Powyrywane z korzeniami drzewa trzeba było uprzątnąć także koło prawosławnego klasztoru oraz nad rzeką, na bulwarach.
- Odtworzyliśmy trakcję elektryczną na alei Niepodległości i oświetlenie przy sanatorium Knieja - zapewnia dziś burmistrz Supraśla.
Jest pomysł. Trzeba pieniędzy
Już dawno został też uprzątnięty park miejski naprzeciwko urzędu. Dla Supraśla to ważne miejsce, nie tylko wizerunkowo.
- Nazywamy je Ogrodem Saskim, gdyż park powstał w czasach króla Augusta III Sasa. Założenie ogrodowo-parkowe stworzyli ojcowie bazylianie. I było ono otwarte dla pielgrzymów - opowiada Radosław Dobrowolski.
I chwali się posiadaniem historycznego planu miasta z 1843 roku, na którym widoczne są też zarysy parku. Dlatego burmistrz ma ambicje, by go wiernie odtworzyć. Oczywiście, można byłoby szybko posadzić nowe drzewa. Ale on chce zrobić to z głową, by park był chlubą Supraśla.
Władze szukają więc inspiracji. Liczyły na podpowiedzi fachowców. Niedawno rozstrzygnięto konkurs na urządzenie od nowa parku. Według studentów architektury krajobrazów, mogłyby tu powstać np. ścieżki spacerowe, pomosty, a także plac zabaw dla dzieci oraz altanki.
Burmistrz zapewnia, że gmina skorzysta z pomysłów studentów. Kiedy można spodziewać się renowacji parku? - Mając koncepcje, będziemy zlecali przygotowanie dokumentacji projektowej. Chcemy nie tylko objąć zniszczony przez wichurę obszar, ale teren pomiędzy ulicą Piłsudskiego a Konarskiego - zdradza Radosław Dobrowolski.
W planach ma przygotowanie na terenie parku mini tężni solnej. - Chcemy zachować park angielski, wkomponować stanowisko lepiężnika. To rzadka roślina, która została posadzona jeszcze przez bazylianów. Chcemy też wkomponować dwa zabytkowe stawy. Pochodzą one z XVI wieku - mówi burmistrz.
Oczywiście, powodzenie planów zależy od tego, czy gminie uda się zdobyć pieniądze z zewnątrz. Ile? Nie jest jeszcze znana potrzebna kwota. Jak podkreśla burmistrz, najpierw musi powstać dokumentacja i kosztorys.
Ale wcześniej Radosław Dobrowolski chce zaprosić do współpracy biologów z Uniwersytetu w Białymstoku oraz archeologów z tamtejszego Muzeum Podlaskiego. Chciałby z ich pomocą przywrócić dawną świetność Ogrodu Saskiego. Inspiracją będzie wspomniany plan z 1843 roku.
- Chcemy wprowadzić nasadzenia , które pierwotnie tutaj porastały. By stwierdzić i rozpoznać, jakie były tu kiedyś alejki, z czego były wykonane i jak przebiegały, liczę na pomoc archeologów - zdradza Radosław Dobrowolski.
Badania, jak przewiduje, mogą się rozpocząć już w lipcu. Mają one pomóc określić rodzaje i gatunki pierwotnych roślin.
- To można stwierdzić po pestkach, które w przez długie lata przechowują się w torfie. Warto też przeprowadzić badania pyłków kwiatów - dodaje burmistrz.
Straty przyroda będzie odrabiała przez długie lata
Piotr Tomaszuk, dyrektor Teatru Wierszalin w Supraślu rozsiada się przy drewnianym, ogrodowym stoliku. Tuż obok ciągnie się drewniane ogrodzenie. Trzeba było je wymienić.
- Wszędzie tutaj leżały drzewa. Cały płot wraz z podmurówką był miejscami wyrwany z ziemi - Piotr Tomaszuk wraca wspomnieniami do 17 czerwca 2016 roku.
Wtedy, tu gdzie teraz spokojnie rozmawiamy, leżały powalone ogromne pnie drzew. To one zrujnowały ogrodzenie.
Gdy nawałnica łamała drzewa, w Teatrze Wierszalin trwała próba do spektaklu „Dziady Noc Druga” . - Gdy przestało padać, wyszliśmy na zewnątrz. Patrzymy... a przed nami leżą drzewa. Nie jedno, a pięć - opowiadał nam wtedy zszokowany Piotr Tomaszuk.
Właśnie dobiega ku końcowi remont ogrodzenia. - Odpowiada on naszemu wizerunkowi. Na jego budowę zezwolił też konserwator zabytków - mówi Piotr Tomaszuk.
Ale to kosztowna inwestycja. Całość ogrodzenia zamyka się w kwocie ok. 30-40 tysięcy złotych. Część pieniędzy wypłacił ubezpieczyciel.
- Resztą trzeba było nazbierać , bo ubezpieczenie pokryło w znikomą część kosztów związanych z remontem. Wspomógł nas urząd marszałkowski - dodaje reżyser.
Drzewo runęło też na dach teatru. Widoczne są jeszcze uszkodzenia. - Ale nic się złego nie dzieje. Żeby wyremontować ten mały fragment musielibyśmy wyłonić wykonawcę, który na takie zamówienie nie ma chęci - przypuszcza dyrektor Wierszalina.
Może mówić o szczęściu. Bo drzewo mogło zniszczyć komin.
Piotr Tomaszuk wierzy, że już nigdy więcej taka burza w Supraślu się nie powtórzy.
- Liczę na rachunek prawdopodobieństwa. Bo skłania on ku optymizmowi. Bo jak już się coś raz wydarzyło, często się nie powtarza - rozważa.
Mówi, że codziennie jeździ rowerem po Supraślu i zauważa ogromne szkody w drzewostanie. Są one skutkiem ubiegłorocznej nawałnicy. - I to jest szkoda, którą przyroda będzie nadrabiała całymi dziesięcioleciami. Są ogromne połacie lasu. Oczywiście oczyszczone z tych złomów, ale one są puste. To są olbrzymie obszary, które do niedawna były lasem dzielącym Supraśl od Krasnego - zamyśla Tomaszuk.
I zaraz dodaje: - Ta nawałnica była czymś co, po prostu niszczy, ale potem wyrośnie las. Będzie to trwało sto lat i las na pewne będzie - ma nadzieję reżyser.