Bunt przeciw maszynom odbierającym pracę
Kierowałem długo Katedrą Automatyki na Akademii Górniczo-Hutniczej i nadal tam pracuję, więc z tego powodu często muszę odpowiadać na pytania, czy nie obawiam się skutków postępującej automatyzacji? Przecież im więcej automatów, tym mniej pracy zostaje dla ludzi, a bezrobocie jest chyba najpoważniejszym problemem społecznym.
Odpowiadam, że smuci mnie bardzo problem bezrobocia, ale postępu technicznego zatrzymać się nie da. Skoro zautomatyzowana produkcja jest szybsza, tańsza i gwarantuje wyższą jakość niż produkcja oparta na pracy ludzi - to automaty nieuchronnie pojawią się w fabrykach i oczywiście zastąpią ludzi.
Dobrze by było jednak, żeby pojawiły się także w polskich fabrykach, pozwalając im wytwarzać produkty równie tanio i równie dobrze, jak w fabrykach zagranicznych, bo wtedy polskie produkty nie będą wypierane z rynku przez tańsze i lepsze produkty zagraniczne.
Konkurujące z powodzeniem na rynkach krajowych i zagranicznych zautomatyzowane polskie fabryki dadzą zatrudnienie pewnej liczbie ludzi (mniejszej, niż gdyby pracowali przy produkcji „ręcznej”, ale większej, niż gdyby te fabryki trzeba było całkiem zamknąć) oraz dostarczą podatków potrzebnych do skutecznej aktywizacji zawodowej bezrobotnych poprzez na przykład zwiększenie liczby miejsc pracy w usługach.
Tak więc nie obrażajmy się na automatykę, ponieważ to nie ona odbiera ludziom pracę, tylko przemiany ekonomiczne, które powodują, że tylko ten, kto stosuje najnowsze metody i techniki produkcji ma szanse utrzymać się na rynku. Pracujmy nad tym, żeby nasza automatyka była lepsza od zagranicznej - i do tego właśnie dążymy w mojej Katedrze.
Mówiąc o buntowaniu się ludzi przeciwko automatom, warto sobie przypomnieć, że kiedyś już się coś podobnego zdarzyło. W XVIII wieku w Anglii rozwinął się na ogromną skalę przemysł tekstylny, ponieważ szereg wynalazków spowodował, że można było tanio i wydajnie produkować przędzę i tkaniny (głównie z wełny). Stały się one głównym towarem eksportowym Anglii i źródłem wielkich fortun producentów. Mechaniczny warsztat tkacki był wielokrotnie sprawniejszy od ręcznych warsztatów tkaczy, a maszyna zwana „Przędącą Joasią” pozwalała prząść nici na aż 80 wrzecionach równocześnie.
Tkaczom i prządkom to się oczywiście nie podobało i na początku XIX wieku rozpowszechnił się w Anglii ruch społeczny nazywany luddyzmem, polegający na niszczeniu maszyn w fabrykach przez zdesperowanych chałupników. Doprowadziło to do wielu nieszczęść, gdyż fabrykanci bronili swojej własności i polała się krew. Co więcej, parlament uchwalił prawo, że za niszczenie maszyn grozi kara śmierci. Ludzie ginęli, a maszyny zostały, bo postępu zatrzymać się nie da. Pamiętajmy o tej lekcji historii narzekając na automaty zabierające pracę...