Jeden naród, jeden język, dwa kraje. - Skoro Niemcom udało się zjednoczyć, to czemu nam miałoby się nie udać? - pytają Koreańczycy z południa. To może być jednak bardziej skomplikowane. Dorasta pokolenie, któremu na tym nie zależy - pisze nasz wysłannik na zimowe igrzyska olimpijskie.
Na dawnej wieży obserwacyjnej, dziś zamienionej w cel turystycznych wycieczek, czterech bębniarzy szykuje się do występu. Stają przy instrumentach, przed sobą mają widok na Strefę Zdemilitaryzowaną (DMZ) i Koreę Północną. W ciszy długo patrzą w ich stronę. W końcu zaczynają grać. Porywająco. Jest w tym coś przejmującego.
- To jakiś rytuał, wiadomość, sygnał? - dopytuję.
- Eee, nie, to taki show dla turystów - wyprowadza mnie z błędu Meongju Shin, przewodniczka. A sama DMZ to jedna z głównych dla nich atrakcji. Przykład tragicznych w skutkach historycznych i politycznych absurdów. I tego, że - jak mówią miejscowi - wojna koreańska cały czas trwa.
Wycieczka na koniec świata
Strefa Zdemilitaryzowana. Długi na 238 km i szeroki na cztery pas zarośniętej ziemi, największe pole minowe na świecie, przecinające Półwysep Koreański. Jest kilka punktów, z których mogą zobaczyć go turyści, w jednym - i zarazem jedynym z nich można nawet przekroczyć granicę linii demarkacyjnej, osobliwą granicę komunizmu i kapitalizmu. To słynna wioska Panmundżom, gdzie znajduje się budynek, miejsce spotkań i negocjacji koreańskich przywódców. Stoi w nim stół: jego jedna połowa znajduje się w Korei Północnej, druga w Południowej. To właśnie tutaj niedawno ustalano szczegóły wspólnego przemarszu zawodników obu państw podczas ceremonii otwarcia igrzysk.
Czytaj więcej:
- W starszym pokoleniu wciąż jest pragnienie zjednoczenia. Czy to realne?
- To z bolesną przeszłością i napiętą sytuacją na Półwyspie powiązane jest zjawisko, które Koreańczycy z południa nazywają han. O co chodzi?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień