Brakuje ukraińskich rąk do pracy. Ukraińcy wyjeżdżają z Polski, aby walczyć z Rosją o swój kraj
Wojna w Ukrainie spowodowała, że w Polsce pogłębił się problem braku pracowników, zwłaszcza wykwalifikowanych. Powód? Młodzi i starsi Ukraińcy wracają do siebie walczyć z rosyjskim agresorem.
Już po kilku dniach od wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej, gdy do Polski docierali kolejni uchodźcy, w odwrotną stronę wyjeżdżali ukraińscy mężczyźni. Głównie młodzi. To osoby, które w Polsce albo innych zachodnich krajach pracowały lub studiowały.
Dmytro spod Charkowa od kilku lat pracuje na budowach w Polsce. Ostatnio w Wielkopolsce, ale też w Zachodniopomorskiem czy na Podkarpaciu. 26 lutego, trzeciego dnia wojny, do Przemyśla dotarła jego żona, matka i dwie córki. Udało się zorganizować im szybki transport do Poznania, do czekającego tam Dmytro.
Po kilku tygodniach wrócili na Ukrainę. Choć wiele osób im pomagało, to ciężko z jednej pensji, nawet bardzo dobrej, utrzymać w Polsce kilka osób. W maju on również wrócił do swojego kraju.
– Pomyślcie, że to na Polskę napadli Rosjanie. Nie bronilibyście się? To, że tak długo Ukraina się broni i wierzę, że w końcu zwycięży, to efekt pomocy Zachodu, ale również naszej postawy. Jak mogę tu zostać i zostawić tam swoich – tłumaczył wówczas reporterowi Nowin.
Z podobnych względów do Ukrainy wróciło wiele innych osób. Często mieszkańcy wschodnich obwodów przenoszą się do spokojniejszych wschodnich części tego kraju. Wolą być u siebie.
To rodzi jednak konsekwencje dla polskiego rynku pracy. Zwłaszcza dotyczy to branż typowo męskich, głównie budownictwa i transportu.
– Deficyt mężczyzn na polskim rynku pracy widoczny od początku wojny w Ukrainie ciągle się pogłębia. Powoduje to też na wzrost stawek wynagrodzeń w branżach potrzebujących męskiej siły roboczej – potwierdza Centrum Analityczne międzynarodowej agencji zatrudnienia Gremi Personal.
Z analiz wynika, że liczba ofert zatrudnienia dla mężczyzn rośnie lawinowo. Obecnie w Gremi jest ich o 40 proc. więcej, niż przed tygodniem. Chodzi zarówno o wykwalifikowanych, jak i niewykwalifikowanych pracowników. O ile wcześniej chodziło głównie o sektor budowlany i transport oraz logistykę, teraz dotyczy to już wszystkich branż.
Jako wyjście z sytuacji Gremi Personal oferuje klientom sprowadzenie pracowników z Azji, szczególnie z Kazachstanu, Uzbekistanu oraz innych państw Azji Środkowej. Mówią po rosyjsku i są stosunkowo łatwo w stanie zastąpić Ukraińców.
Największym trudnością jest jednak długie oczekiwanie na takich pracowników. Kazachów i Uzbeków nie obejmuje styczniowa nowelizacja Ustawy o cudzoziemcach i ich zatrudnienie wiąże się z barierami administracyjnymi. Proces wydania wiz roboczych zajmuje kilka miesięcy, duży jest również odsetek odmów przy ich wydaniu.
– W państwach Azji Środkowej rzeczywiście kwitnie handel fałszywymi dokumentami dla migrantów zarobkowych, stąd podejrzliwe podejście polskich konsulatów. Pierwsze grupy Azjatów już sprowadziliśmy do Polski, obecnie czekamy na następne – twierdzi Anna Dzhobolda, dyr. departamentu rekrutacji Gremi Personal.
Polskie firmy próbują rekrutować w Polsce mężczyzn z Ukrainy, którzy tu zostali po wybuchu wojny.
– Przez ostatni miesiąc stawki wzrosły o 15 proc. Niewykwalifikowani pracownicy-mężczyźni dostają od 4 tys. złotych na rękę, wykwalifikowani jeszcze więcej. Konkurencja wśród nich jest bardzo duża, więc stawki na pewno będą dalej rosły – dodaje Dzhobolda.