Ratownicy medyczni z gorzowskiego szpitala uczyli się we wtorek, 28 lutego, jak pomóc rannym żołnierzom amerykańskim stacjonującym w Skwierzynie
- Armia amerykańska ma troszeczkę inne wyposażenie niż to, którego na co dzień używa się w polskiej medycynie - mówiła dr Sybilla Brzozowska - Mańkowska, kierowniczka Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. - Wykorzystuje niektóre elementy, których my na co dzień nie używamy. W dodatku gdy na co dzień w przypadku podstawowych zabiegów ratujących życie najważniejsza jest drożność dróg oddechowych, a dopiero później układ krążenia, to w medycynie pola walki priorytetem jest właśnie układ krążenia. A nam chodzi o to, żeby wszyscy urazowcy - chirurdzy, ortopedzi, neurochirurdzy - wiedzieli, z czym mają do czynienia, kiedy trafi do nas jeden z żołnierzy .
W ramach szkolenia do szpitala przywieziono ,,pacjenta” po wybuchu. Zespół ratowników szkolił się pod okiem dr Brzozowskiej - Mańkowskiej, a także swoich kolegów po fachu z amerykańskiego wojska.
- Dla naszej armii przebywanie w środowisku, w którym nie jesteśmy w stanie zapewnić pełnej opieki medycznej - takiej aż do najwyższego poziomu - jest bardzo specyficzną sytuacją. Jesteśmy więc wdzięczni szpitalowi za możliwość współpracy. Nasz pierwszy specjalistyczny szpital znajduje się w Niemczech, więc gdyby nie personel gorzowskiego szpitala, być może nie bylibyśmy w stanie w pewnych sytuacjach uratować ludzkiego życia - mówił kpt Anthony Kozubal, dowódca amerykańskiego oddziału w Skwierzynie.