Rodzina jej męża była związana z Wileńską Brygadą Armii Krajowej Dlaczego tak bardzo nie lubi określenia „żołnierze wyklęci”?
Choć dziś mieszka pani w Złocieńcu, wiele osób kojarzy panią z Nowego Worowa - dlaczego?
Przez 22 lata byłam nauczycielką w szkole w Nowym Worowie. Tam mieszkałam, tam poznałam mojego męża. Bardzo miło wspominam tamte czasy.
A jak się to wszystko zaczęło? Jak trafiła pani właśnie do Nowego Worowa?
Do Nowego Worowa przyjechałam z kielecczyzny, skąd pochodzę. Miałam 19 lat, dopiero co skończyłam liceum pedagogiczne i w poszukiwaniu pracy trafiłam aż do Nowego Worowa, gdzie nie miałam ani rodziny, ani znajomych. Na szczęście mieszkańcy wsi okazali mi bardzo dużo serca i życzliwości. Dostałam mieszkanie w szkole, uczyłam głównie historii, ale i nauczania początkowego. W Nowym Worowie mieszkał też mój przyszły mąż, który pochodził z bardzo patriotycznej rodziny. Chce pani poznać historię o żołnierzach Armii Krajowej?
Zamieniam się w słuch.
Moja teściowa pochodziła z wielodzietnej rodziny, miała kilka sióstr i 4 braci. Wszyscy pochodzili z Chotówki w województwie nowogródzkim, obecnie jest to Białoruś. Najstarszy z nich, Kazimierz Pożoga, był nauczycielem, jego żona również. W roku 1939 jako żołnierz Kazimierz został aresztowany przez NKWD, zginął w drodze do Katynia, pod Łuszczaczem. Jego żona wraz z 5-letnim synem przeszła cały szlak na zachód z Armią Andersa, dzięki temu przeżyli. Drugi brat, Bolesław, był z zawodu kowalem. Należał do Wileńskiej Brygady Armii Krajowej i choć mógł wraz z zakończeniem wojny złożyć broń, nie zrobił tego, co przypłacił życiem. W 1945 roku podjął decyzję, że pozostanie w Armii Krajowej, a już pod koniec roku został zabity pod Grodnem. Kolejny brat, Antoni, wstąpił do wojska, a następnie został wcielony do Armii Berlinga. Nie miał nic do gadania, rozkaz był rozkazem. Przeżył wojnę, a po niej osiedlił się w Szczecinie. Zmarł wiele lat później w wypadku komunikacyjnym. Najmłodszy z braci mojej teściowej, Mieczysław, również należał do AK i jako jedyny z nich „nie dał się zabić”. Po wojnie dostał się do Polski. W międzyczasie jego cała rodzina trafiła do Nowego Worowa. Mieczysław odnalazł swoje siostry, założył rodzinę. Pracował jako listonosz, aż do śmierci (zmarł w wieku 83 lat) był bardzo szanowanym obywatelem, ludzie bardzo go cenili. Założył rodzinę, miał dwóch synów i córkę. Został pochowany w Nowym Worowie. Co ciekawe, na cmentarzu znajduje się również symboliczna mogiła żołnierzy AK, upamiętniająca Bolesława i Kazimierza. Kiedyś okalał ją metalowy płotek, ale z czasem został rozebrany i pewnie sprzedany na złom. Dziś jest nas coraz mniej i nie zawsze mamy możliwość odwiedzenia cmentarza, aż przykro myśleć, że pamięć o tych ludziach, którzy tak wiele zrobili, odchodzi w zapomnienie. Mojego męża szwagier, Franciszek Łukaszewicz, również był działaczem - w AK był zwiadowcą. Po wojnie, w wyniku represji musiał zmienić nazwisko na Wróblewski; dopiero gdy przyszła odwilż, w 1956 roku powrócił do swojego nazwiska rodowego. W Worowie wszyscy na niego mówili „Partyzant”, jak były jakieś parady, jak siadał na konia, wszyscy patrzeli na niego z podziwem, bo do ostatnich lat życia on i koń niemal stanowili jedność...
Można powiedzieć, że niemal wszyscy w rodzinie męża byli żołnierzami wyklętymi?
Bardzo proszę nie używać tej nazwy. Jak ją słyszę, to aż mnie trzęsie, moim zdaniem jest bardzo niefortunna.
Żołnierze wyklęci, którym teraz przywraca się pamięć...
Nie jestem pewna, czy ktokolwiek z mojego męża rodziny, kto walczył w AK, chciałby takich uroczystości, jak pogrzeb Inki, czy „Zagończyka”. Prawdziwi patrioci, to ci, którzy walczyli w ukryciu, po cichu. I myślę, że wystarczyłaby im chwila zadumy nad grobem, posprzątanie nagrobka, wspomnienie, a nie huczne uroczystości.
W Nowym Worowie wielu pewnie jeszcze pamięta tych bohaterów?
Z każdym rokiem jest ich coraz mniej - starsi ludzie umierają, młodsi już nie pamiętają tamtych czasów, nikt im tego nie przekazał. Dziś tak naprawdę jedyna nadzieja zostaje w szkole i nauczycielach, by nie zapomnieli przekazać uczniom o tym, że żołnierze AK żyli również w tej wiosce, tu zostali pochowani. Nie trzeba jechać gdzieś daleko, by oddać cześć bohaterom, mamy ich również u siebie.