Bóg kazał im pójść za głosem
Nowo wyświęceni kapłani mieli różne plany na życie. Niektórzy myśleli już nawet o małżeństwie. W sobotę dołączyli do grona duchownych w diecezji. Wkrótce trafią do swoich pierwszych parafii.
Ks. Marcin Kwiecień jeszcze trzy miesiące przed skierowaniem swoich kroków do tarnowskiego seminarium miał dziewczynę i planował założyć rodzinę. Decyzję o wybraniu drogi kapłańskiej wybrał po pielgrzymce ze swoją klasą przed maturą do Częstochowy.
- Była chwila czasu. Poszedłem przed obraz Najświętszej Panienki, uklęknąłem i wpatrując się w jej oblicze zacząłem mówić w myślach: „Matko - nie wiem, co robić? Czy wybrać małżeństwo, czy zostać kapłanem? Pomóż mi!” - wspomina świeżo wyświęcony kapłan, 6 lat temu uczeń klasy gastronomicznej.
Na znak z góry - jak teraz o tym mówi - nie musiał długo czekać. - Wkrótce po tym moim zawierzeniu się Maryi napisała do mnie moja dziewczyna. Brzmiało to mniej więcej tak: „Marcin, chyba nic z tego nie będzie. Nie wiem dlaczego. Czuję wewnętrznie, że chyba by nam nie wyszło”. Odebrałem te słowa jednoznacznie i niebawem po tym zaniosłem podanie do seminarium - opowiada.
W przypadku ks. Mateusza Opolskiego z Tarnowa (parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa) powołanie było długim procesem. - Kształtowało się ono przez liczne i różne doświadczenia, począwszy od pierwszej komunii świętej aż do tego dnia, kiedy ostatecznie powiedziałem Jezusowi podczas diakonatu „Tak” i teraz, w czasie święceń, potwierdziłem tę swoją decyzję - opowiada.
Przyszły ksiądz do końca jednak się wahał i nie był na 100 procent przekonany, czy kapłaństwo jest mu pisane.
- Planowałem, że najpierw pójdę na studia i zobaczę, co będzie dalej - opowiada. Złożył już nawet dokumenty na AGH w Krakowie na kierunek: mechanika i budowa maszyn. Boży głos był jednak silniejszy. - Pojawiła się myśl, żeby go nie tłumić, ani go nie odsuwać od siebie. Dlatego skierowałem swoje kroki do seminarium, żeby przekonać się, czy to faktycznie jest powołanie - dodaje.
Święcenia przełomem
W sobotę święcenia kapłańskie w katedrze przyjęło 25 diakonów. Wszyscy mają za sobą sześcioletnie studia w seminarium.
- Były momenty lepsze i gorsze, jak to w życiu. Czasem pojawiała się myśl, żeby to wszystko rzucić, spakować swoje rzeczy i wrócić do domu, ale wtedy pojawiał się głos rozsądku, żeby nie robić niczego pochopnie - opowiada ks. Marcin.
Sześć lat spędzonych w seminarium miło zapamięta ks. Sebastian Śmiałek z Krzyżanowic, kolejny z wyświęconych w sobotę neoprezbiterów.
- To miejsce nie tylko ugruntowało nasze powołanie, ale uformowało nas jako kapłanów i w ogóle, jako ludzi - pod względem intelektualnym i wrażliwości na drugiego człowieka. A same święcenia to był dla nas moment przełomowy. Wkroczyliśmy przez nie na nową drogę życia - zauważa ks. Śmiałek.
Posłani przez biskupa
Swoje pierwsze msze święte nowo wyświęceni kapłani odprawili w minioną niedzielę w rodzinnych parafiach.
- Prymicje były wydarzeniem wyjątkowym i niepowtarzalnym. Liczna rodzina zjechała się w jedno miejsce, abym mógł z nimi dzielić wielką radość - opowiada ks. Opolski.
Ks. Marcin Kwiecień cieszy się zwłaszcza z licznej frekwencji na uroczystości jego kolegów i koleżanek nie tylko ze szkoły średniej, ale również z gimnazjum i podstawówki.
- To było bardzo budujące, że w tej ważnej dla mnie chwili byli razem ze mną - opowiada ks. Marcin.
We wtorek nowo wyświęceni kapłani dowiedzieli się, gdzie trafią na swoje pierwsze parafie. Nominacje wręczył najmłodszym tarnowskim duchownym ordynariusz bp Andrzej Jeż. Ks. Mateusz będzie pracował w Podegrodziu, ks. Marcin w Oleśnie, a ks. Sebastian w parafii św. Rocha w Nowym Sączu. Posługę zaczną w nich pod koniec sierpnia. Do tego czasu będą pracować „na zastępstwie” w różnych zakątkach diecezji.
- Bycie kapłanem w obecnych czasach nie jest łatwe. Ale gdybym był mężem to zapewne też musiałbym się spotkać z wieloma trudnościami. Ja wiem, że Bóg kieruje mnie najlepszą drogą, którą wybrał dla mnie. Więc nie ma się czego obawiać - mówi ks. Kwiecień.