Bociany coraz częściej nie odlatują na zimę, zostają w Polsce. Czy i jak powinniśmy im pomagać?
Z każdym rokiem coraz więcej bocianów zostaje w Polsce na zimę. To zjawisko będzie się nasilać. Ale ornitologów wcale to nie dziwi - mówi doktor Ireneusz Kaługa.
Ludzie w Polsce martwią się o los bocianów. Wydzwaniają do urzędów gmin, straży miejskiej, do schronisk. Pytają lekarzy weterynarii, alarmują ekologów. Przecież zima za pasem, a tu znów jakiś bociek nie odleciał do ciepłych krajów. Jak on sobie poradzi? Kto powinien się nim zająć?
- Do nas też telefonują - na terenie powiatu siedleckiego mamy obecnie pięć zimujących bocianów. Staramy się pomagać - mówi dr Ireneusz Kaługa, członek zarządu Grupy EkoLogicznej, organizacji, która zajmuje się ochroną gatunków i siedlisk, prowadzi edukację ekologiczną, popularyzuje wiedzę na temat przyrody i zjawisk przyrodniczych.
- Jeśli bocian jest zdrowy, to interwencja jest niepotrzebna. Nie ma potrzeby płoszyć ptaka, przepędzać z miejsca, w którym umie on znaleźć pokarm.
Bociany w Polsce zimują i będzie ich zimować coraz więcej.
To ani nowe zjawisko, ani nic zaskakującego dla ornitologów.
Trzeba cierpliwie obserwować każdy taki przypadek i dopiero w razie konieczności interweniować - dodaje Kaługa.
W tej chwili w bazach danych organizacji ekologicznych znajduje się około 60 zimujących w Polsce bocianów. Biorąc pod uwagę, że w sezonie lęgowym gnieździ się u nas około 45 tysięcy par, to liczba zimujących ptaków wygląda dość skromnie. Zostają najczęściej ptaki osłabione, te, które pochodzą z późnych lęgów, no i chore. Teraz jest już grudzień, a na terenie powiatu siedleckiego zimują dwa ptaki, które mają czarne, nie wybarwione dzioby.
- Czarne dzioby są charakterystyczne dla młodych bocianów w czerwcu, kiedy jeszcze są w gniazdach. To dowód na to, że te dwa młodziki mogły gniazdo opuścić dopiero pod koniec września. Dzioby nie zdążyły im sczerwienieć. Ptaki wyglądają jak rodzeństwo z tego samego lęgu. Nie są to jednak ptaki z naszego powiatu. Nie mają obrączek - uważa Ireneusz Kaługa. Grupa EkoLogiczna od lat angażuje się w obrączkowanie bocianów i w ramach edukacji zaprasza na obrączkowanie uczniów ze szkół. W bieżącym roku udało się oznakować na terenie powiatu siedleckiego, za pomocą kolorowych obrączek, 1066 bocianów.
Kaługę nie bez powodu nazywają „doktorem od bocianów”. Jego zainteresowanie bocianami trwa nieprzerwanie od dziecka, kiedy to będąc jeszcze w szkole podstawowej uratował pierwszego bociana.
Przez dziesięć dni opiekował się ptakiem, karmił go, czekając, aż nadejdzie pomoc. Udało się zorganizować transport i bocian trafił do ZOO do Warszawy.
W ubiegłym roku Ireneusz Kaługa obronił rozprawę doktorską - której poświęcił 15 lat własnych badań. Opisując strukturę środowiskową wokół gniazd bociana białego, dokonał analizy jak wpływa ona na efektywność lęgów. Siedleckie bociany budują gniazda na terenach, które są otoczone łąkami i pastwiskami, gdzie mają dość pożywienia. Funkcjonują tutaj też przyjazne dla gatunku programy rolnośrodowiskowe, zakładające opóźnienie terminów koszenia oraz preferujące wypas zwierząt. Wnioski są oczywiste: koszenie traw w czerwcu może wpływać pozytywnie na efektywność lęgów w bocianich gniazdach.
Na przykładzie „swoich”, siedleckich bocianów dr Kaługa opowiada o narażonej na wiele niebezpieczeństw doli bocianów.
Badania na temat przylotów bocianów, na teren powiatu siedleckiego prowadzi od 18 lat. Dzięki nim wiadomo, że pierwszy bocian, który zjawia się wiosną w swoim gnieździe, w powiecie siedleckim, przylatuje najczęściej tego samego dnia - 19 marca.
Tak właśnie jest z bocianami, które należą do grupy tzw. migrantów dalekodystansowych - one przylatują precyzyjnie, „na datę”.
Co ciekawe, w każdym roku pierwszy bocian zjawia się w innym gnieździe. Pierwszy z zimowiska powraca samiec. Zajmuje gniazdo i czeka, aż przyleci partnerka. Bywa, że samce zaczynają remontować swoje gniazdo, nie czekając na partnerkę.
Kolejną ciekawostką jest to, że bociany nie tworzą stałych par.
- W tym wypadku nie można mówić o miłości aż po grób; to gniazdo łączy parę. Kiedy samiec zajmuje gniazdo, to pierwsza bocianica, która na nim usiądzie i zostanie zaakceptowana, zostaje jego partnerką. Zaledwie kilka procent par, które w poprzednim roku zajmowało gniazdo, zajmuje je w roku następnym - opowiada ornitolog.
Najczęściej więc dzieje się tak, że partnerką nie jest to samica z poprzedniego roku. Ale bywa i tak, że do gniazda wraca spóźniona była partnerka i kiedy widzi nową, to dopiero jest wielka afera. Stara bocianica próbuje przejąć i wypędzić tę nową. Zaczyna się bijatyka. Dochodzi do potłuczenia jaj, które zostały już zniesione przez nową partnerkę, a nawet do porażenia prądem, bo bociany bijąc się, spadają czasami na przewody elektryczne. Bywa, że ta, która wraca później, jest tak zdesperowana, że udaje jej się wypędzić nową, która już zniosła jaja. Atak na gniazdo ponawiany jest wielokrotnie w ciągu dnia, aż jedna z samic w końcu ustąpi.
- Generalnie, spotkanie się bocianów na gnieździe oznacza, zawiązanie związku na najbliższy sezon. Samiec czeka na partnerkę i kiedy ona zjawia się na gnieździe, witają się tak zwanym klekotem powitalnym - kontynuuje opowieść Ireneusz Kaługa. Samiec przyjmuje wtedy odpowiednią postawę - zarzuca głowę na plecy i klekocze, starając się zwabić samicę. Po jej zaakceptowaniu, ptaki kopulują, co powoduje uruchomienie procesów hormonalnych związanych z budową gniazda, znoszeniem jaj i wychowaniem potomstwa.
Ich gniazdo to plątanina patyków i różnych roślin. Bociany często wykorzystują gniazdo ponownie, można więc powiedzieć, że wracają do tych samych gniazd, w których były już w poprzednich latach. Częściej jest to jeden z ptaków, ale zdarza się, że i dwa. To też wiadomo dzięki obrączkowaniu.
Pierwsze dni w Polsce bociany, kiedy już wyremontowały gniazdo, spędzają na pożywianiu się i częstej w ciągu dnia kopulacji. Po kilku- kilkunastu dniach, w gnieździe zjawia się pierwsze jajo.
W tym roku w Polsce zimuje około 60 bocianów. Dopóki same znajdują pożywienie, nie należy interweniować
- Jaja znoszone są w odstępach dwudniowych. Najczęściej samica znosi je w nocy - uzupełnia dr Kaługa. - W gnieździe może znajdować się nawet sześć jaj. Dwa lata temu w jednym z bocianich gniazd w Niemczech było ich nawet dziewięć. Ponieważ gniazdo było obserwowane przez kamerę, to wiemy, że te jaja zniosły dwie samice. W powiecie siedleckim, w roku 2011 odnotowaliśmy dwa gniazda z sześcioma młodymi bocianami. I te dwie szóstki udało się odchować rodzicom do momentu opuszczenia gniazda. A zatem, jaj może być w gnieździe sporo, ale też nie wszystkie muszą się wykluć (zdarzają się np. jaja nie zapłodnione) - zaznacza dr Kaługa.
Bociany wysiadują swojej jaja od 33 do 34 dni. I robią to na zmianę, choć częściej i więcej jaja wysiaduje samica. Zwykle w nocy, bo samiec wysiaduje częściej w ciągu dnia. Samiec nie karmi swojej partnerki, kiedy ona siedzi na jajach. Żeruje sama, wtedy, kiedy on ją zmienia. Młode bociany klują się asynchronicznie, zgodnie z kolejnością, w jakiej zostały zniesione jaja. Może się więc okazać, że ten pierwszy, który się wykluje ma zdecydowanie lepsze warunki, niż ten ostatni. Z czasem, intensywnie karmione młode nadrabiają opóźnienie w rozwoju.
Kiedy jednak są słabe i/lub chore, bywa, że padają na gniazdach.
- Mieliśmy taki przypadek w tym roku - na naszym gnieździe obserwowanym okiem kamery, wykluła się czwórka młodych. Pewnego dnia okazało się, że jest ich tylko trzy; jeden padł z niewyjaśnionych przyczyn. Prawdopodobnie był chory. Z analizy nagrań wynika, że zwłoki zjadła samica. Przyroda nie dopuszcza do tego, aby cenne białko się marnowało. Jeśli młody nie był zbyt duży i nadawał się do przełknięcia, to dlaczego nie? - mówi badacz.
Jeśli już o pożywieniu mowa, bocian jest oportunistą pokarmowym. Chwyta zwierzęta, które najczęściej znajdzie w okolicy gniazda, oraz te, których jest w danym roku najwięcej. A jeśli polowania odbywają się blisko gniazda i są udane, to i młodych w gnieździe może być więcej.
- Skład bocianiej diety zależy od pory roku, warunków atmosferycznych w danym sezonie czy od zaawansowania lęgu. Młode, które wykluwają się po trzydziestu kilku dniach są na tyle małe, że mogą być karmione tylko drobnymi zwierzętami; najczęściej są to dżdżownice. Starsze i dorosłe bociany zjadają myszy, nornice, koniki polne, pasikoniki, zaskrońce i w końcu, daleko, daleko, na 11-12 miejscu - żaby. W 2010 roku, gdy niemalże cała dolina Liwca została zalana na długie tygodnie, głównym pokarmem tamtejszych bocianów były płazy - było ich po prostu bardzo dużo. Ale bociany mogą też upolować i przynieść do gniazda kreta; polują i na małe ptaki, na pisklęta - wylicza dr Kaługa.
W karmienie młodych zaangażowani są oboje rodzice i odbywa się ono również na zmianę. Mniej więcej do trzeciego tygodnia życia młodych, jeden z dorosłych zawsze pozostaje z pisklętami i ich pilnuje. Kiedy młode kończą trzeci tydzień, ich zapotrzebowanie pokarmowe jest na tyle duże, że już obydwa dorosłe ptaki muszą polować. Nie odlatują daleko. Polują w sąsiedztwie gniazda, bacznie obserwując, czy nic złego się w nim nie dzieje.
- Bywa, że osobniki nie lęgowe, tak zwana „rezerwa populacyjna”, próbują napadać na zajęte gniazdo, żeby je przejąć. Dorosłe bociany muszą więc pilnować swoich gniazd i zawsze być w pobliżu. Kiedy obcy bocian próbuje usiąść na ich gniazdo, to szybko wracają, żeby go bronić - opowiada dr Kaługa.
Ale jeśli zdarzy się tak, że rodzice nie wrócą na czas, to młode mogą zostać wyrzucone z gniazda przez obce ptaki. Nie oznacza to jeszcze przejęcia gniazda, bo rodzice, którzy mają w gnieździe pisklęta, będą bronić młodych i gniazda do upadłego. Nawet po wyrzuceniu młodych przez obce bociany, one najczęściej tego gniazda nie porzucają.
Ptaki, które w danym roku nie mają lęgów, bo są niedojrzałe, śpią w zadrzewieniach śródpolnych, na pojedynczych suchych drzewach, jakie stoją wśród łąk- tam mogą czuć się bezpiecznie.
- Siedleckie bociany, które nie zakładają lęgów, śpią w sąsiedztwie składowiska odpadów w Woli Suchożebrskiej. Tam na pięciu drzewach może nocować nawet ponad siedemdziesiąt osobników. Takich miejsc mamy zresztą na terenie powiatu kilka - opowiada ornitolog. Wszystkie te miejsca dobrze zna, bowiem spędził na obserwacjach wiele godzin. Stąd wie, że w 2017 roku na terenie powiatu przebywało około 350 bocianich „nastolatków”. Koczują wspólnie, w większych, mniejszych grupkach, od pięciu do nawet stu bocianów. Do lęgów przystąpią dopiero w czwartym- piątym roku swojego życia.
Ale wróćmy jeszcze do gniazda, w którym już są młode. Przebywają tam 60 - 65 dni, a czasem dłużej. Zdarza się, że pisklę może samo wypaść z gniazda. A i podrośnięty już bocian może wypaść podczas nauki latania, albo z powodu niekorzystnych warunków atmosferycznych: deszczu, silnego wiatru. Częściej jednak młode są z gniazda wyrzucane. I to przez własnych rodziców! Rodzice wyrzucają te, które zachowują się w nienaturalny sposób i są chore.
- Szczególnie w lata wilgotne i ciepłe, choroby grzybowe atakują młode bociany. Jeśli młode zachowują się w sposób inny, niż utarty dla gatunku, to rodzice je wyrzucają. Bociany chore mają specyficzny oddech i nie tak chętnie dopominają się o pokarm. Kiedy rodzic przylatuje z pokarmem do gniazda, cały lęg musi być gotowy, by ten pokarm przyjąć. Jeśli więc któreś z młodych nie dopomina się o jedzenie, jest osowiałe, oznacza to, że nie jest zdrowe, więc rodzice, za pomocą dziobów, pozbywają się go z gniazda - opowiada ornitolog.
Pisklę wyrzucone z gniazda ma małe szanse na przeżycie, zwłaszcza, gdy gniazdo jest zlokalizowane nad wybetonowanym chodnikiem. Upadek z wysokości kilku-kilkunastu metrów, a tak są usytuowane gniazda, oznacza śmierć.
- Tymi, które przeżywają, zajmują się ludzie. Wychowują je, choć nie do końca jest to dobre działanie - ptaki przyzwyczajają się do ludzi, a ci są nieświadomi i podają młodym bocianom nieodpowiedni pokarm - mówi przyrodnik. Przypomina też te przypadki, kiedy ludzie próbowali wkładać do gniazd ptaki, które zostały z nich wyrzucone. Niewielką część z nich, rodzice przyjmują i akceptują.
Nauka latania młodych polega na treningu. Cierpliwie podfruwają na gnieździe, a gdy ich mięśnie są już silne, przychodzi ten dzień, kiedy zaczynają pierwsze loty i próbują latać w okolicy gniazda.
A co w tym czasie robią ich rodzice? Dr Kaługa mówi, że przygotowują się do trudnej wędrówki na zimowisko. Kiedy młode opuszczą gniazdo, ich rodzice mają więcej czasu na żerowanie, które w tym okresie musi być intensywne.
Ptaki muszą szybko zgromadzić zapasy energetyczne na czas przelotu, na zimowiska w Afryce.
Ornitolodzy mają dowody, na to, że zarówno młode jak i dorosłe bociany z tych samych lęgów nie lecą najczęściej razem do ciepłych krajów. - A zatem ptaki łączy tylko gniazdo.
Mniej więcej od 10 sierpnia bociany zaczynają odlatywać. Młode oraz ptaki 2-4 letnie, które nie miały w danym roku lęgów, odlatują wcześniej. Lecą najczęściej razem. Niespiesznie przemieszczają się na południe.
Tylko skąd młode ptaki, które wykluły się na gnieździe w Polsce, wiedzą, że mają lecieć do Afryki? Załatwiła to sama natura.
- W sierpniu włącza się u bocianów pęd do migracji. Sierpień w Polsce jest miesiącem ciepłym i nawet jeśli w nocy temperatury mogą być zauważalnie niższe, to ziemia jest dość nagrzana. Dzięki temu tworzą się nad nią tak zwane kominy termiczne. Ptaki migrują w tych wstępujących prądach powietrza szybując. We wrześniu jest już coraz chłodniej i wtedy bociany nie mają już tak sprzyjających warunków do odlotu. Jeśli nie odlecą w porę, a pogoda się załamie, to muszą czekać na zdecydowaną poprawę warunków atmosferycznych. Im bliżej Afryki, tym cieplej, kominy termiczne są większe i dzięki nadajnikom wiemy, że w Afryce nasze bociany mogą pokonywać nawet 600 kilometrów w ciągu dnia - z dumą mówi dr Kaługa. W Europie może to być, w sprzyjających warunkach nawet 400 kilometrów. W tym roku, jedna z siedleckich bocianic odleciała już 6 sierpnia, a 12 sierpnia między Rumunią a Bułgarią, zdołała pokonać ponad 400 kilometrów.
- Zwykle pierwszy postój nasze bociany, robią koło Krasnegostawu, a to jest zaledwie około 130 kilometrów od gniazd, które opuściły. Lecąc na południe, siadają na polach, na których w tym okresie, na przykład odbywa się orka. Najczęściej żerują tam już inne bociany. Kiedy kończy się ucztowanie, do lotu zrywa się już duże stado bocianów. Im bliżej Bosforu i Turcji, bo nasze bociany lecą przez Bosfor, tym te stada są większe. Nad Bosforem spotyka się już stada liczące kilka- kilkanaście, a nawet dwadzieścia tysięcy ptaków. Są to bociany, które kierują się tam z całej Polski, z Litwy, Ukrainy, Białorusi, Bułgarii, Rumunii, Węgier. One wszystkie lecą tak zwaną trasą wschodnią - mówi ornitolog.
Siedleckie bociany lecą przez Ukrainę, Rumunię, Bułgarię, Turcję, przez którą przelot zajmuje im 3-4 dni. Następnie pokonują Syrię i Izrael. W tym drugim kraju robią popas; są tam stawy, na których się zatrzymują, czują się bezpiecznie, odpoczywają, żerują. Następny przystanek to Egipt, a za nim Sudan i Czad, gdzie rozciąga się rejon geograficzny Sahel. Akurat wtedy kończy się pora deszczowa. Tam przez kilka miesięcy przebywają nasze bociany.
- Obecnie nasz Kajtek, bocian z nadajnikiem, od półtora miesiąca przebywa właśnie tam, w Południowym Sudanie. Ale bociany mogą lecieć jeszcze dalej. Nasze młode ptaki, z nadajnikami, w roku 2015, poleciały do Tanzanii.
W 2016 roku jeden bocian z powiatu siedleckiego doleciał do RPA - to jest ponad 9 tysięcy kilometrów od gniazda, w którym się wykluł! - podkreśla ornitolog.
W tym okresie (grudzień) nasze bociany rozproszyły się w Afryce. Mają tam dobre warunki, dużo pokarmu, łatwiej jest się im przemieszczać, bo jest ciepło. Mogą więc pokonywać 200-300 kilometrów dziennie i nie jest to dla nich tak duży wysiłek.
Ornitolog zwraca uwagę, że bociany wcale nie lecą tam na wakacje - i dodaje: - Pamiętajmy, że bociany to afrykańskie ptaki. Europę i Polskę skolonizowały stosunkowo niedawno. Można więc powiedzieć, że na wakacje bociany przylatują do Polski, ale na zimę potem wracają do domu, odpoczywać i ładować baterie.
Niestety, kiedy za kilka miesięcy będą zbierać się do lotu, by znów zasiedlić w Polsce gniazda, wiele z nich może nie dolecieć. Właśnie w związku z przelotem bocianów docierają do nas niepokojące wieści z Libanu czy Syrii.
W Libanie do bocianów strzela się dla sportu. Podejmujemy działania, aby to zmienić, jest nadzieja na efekty
- Teraz w Syrii jest wojna, więc ludzie strzelają głownie do siebie, ale tam do bocianów również się strzela. Od wielu lat zwracamy jednak uwagę na Liban, bo po pierwsze to jest trasa, którą bociany przemierzają, lecąc do Polski, a po drugie, w Libanie do bocianów strzela się dla sportu. Dla młodych chłopców to jest element inicjacji; przechwalają się trofeami i tym, kto więcej bocianów ustrzelił. A część Libańczyków również zjada bociany. Podejmujemy więc działania, aby to zmienić - mówi dr Kaługa. I wymienia: - W 2013 roku wystosowaliśmy petycję do naszego i libańskiego rządu. W 2014 roku w Libanie zmieniło się prawo, miedzy innymi zatwierdzono listę trzydziestu gatunków ptaków szczególnej troski, a wśród nich jest bocian. Powstało też rozporządzenie dające możliwość powołania państwowej straży ochrony przyrody. W 2015 roku gościliśmy u nas Libańczyków na obrączkowaniu bocianów. Wspólnie z Ambasadą Polską w Bejrucie zorganizowaliśmy konkurs na najpiękniejsze zdjęcie ptaków w locie, i właśnie w nagrodę Libańczycy przyjechali do nas obrączkować. W kwietniu 2017 roku zawieźliśmy do libańskich szkół tysiąc płyt z filmem „Reksio i bocian”, do którego Studio Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej udostępniło nam prawa. W ciągu trzech dni spotkaliśmy się tam z półtora tysiącem dzieci. Opowiedzieliśmy im o bocianach, przekazaliśmy film. Są następne pomysły do kontynuowania tego projektu i jest nadzieja, że będzie to przynosiło konkretne efekty, zwłaszcza że ostatnio w Libanie rozpętała się szeroka europejska kampania, a stało się to, jak myślę, również dzięki naszym działaniom. Jest pomysł, aby na wiosnę, na obrączkowanie bocianów zaprosić do nas libańskich myśliwych, by mogli otrzymać konkretną wiedzę i zwiększyć świadomość. Są też inne pomysły; mam nadzieję, że na wiosnę będzie o nich głośno - uchyla rąbek tajemnicy dr Kaługa.
Niemniej, w czasie tej trudnej drogi do Polski wiele bocianów ginie. - Wiemy, że pierwszy sezon spośród młodych ptaków przeżywa zaledwie 25 procent bocianów, 75 procent ginie w pierwszym roku kalendarzowym. To olbrzymie straty. Na to się składa właśnie strzelanie, urządzenia energetyczne, czy zatrucia. Docierają do nas informacje, że na składowiskach odpadów w Egipcie, bociany giną masowo. Siadają tam zmęczone, próbują coś jeść, a wylewane są tam trucizny. No i cała droga usiana jest urządzeniami energetycznymi. Pod tym względem dla bocianów szczególnie niebezpieczna jest Turcja. Mamy zdjęcia z Turcji, gdzie pod jednym słupem energetycznym leży nawet trzydzieści kilka bocianów porażonych prądem - ubolewa ornitolog. W rzeczywistości więc tylko 10 może 15 procent bocianów może dożywać do wieku czterech-pięciu lat, kiedy mogą się rozmnażać.
Na bociany czeka szereg zagrożeń również w Polsce. Głównym jest przekształcenie środowiska. Coraz częściej obszary żerowiskowe się kurczą, następuje intensyfikacja upraw i już nawet czterokrotne koszenie w ciągu roku, co powoduje masowe zabijanie zwierząt, którymi bociany się żywią. To skutkuje tym, że młodych w gniazdach jest coraz mniej. - Z moich badań wynika, że średnia odległość od gniazda do żerowisk, które są najczęściej wykorzystywane przez bociany, to 450- 1200 metrów.
Akurat na terenie powiatu siedleckiego, optymalnych żerowisk jest jeszcze dość dużo i bociany nie muszą daleko latać - zauważa przyrodnik.
Zagrożeniem dla bocianów w Polsce również są urządzenia energetyczne.
Wiele bocianów ginie na słupach odłącznikowych i stacjach transformatorowych. To dotyczy w szczególności ptaków młodych, niedoświadczonych, ale giną też bociany dorosłe. Jeśli takie słupy znajdują się w sąsiedztwie bocianiego gniazda, to zdarza się, że cały lęg młodych, który się w takim gnieździe wychował, pierwszego dnia po jego opuszczeniu próbuje siadać, na takim słupie, zostaje rażony prądem i ginie na miejscu. Na szczęście w ostatnich latach służby energetyczne całego kraju podejmują prace, których celem jest modernizacja niebezpiecznych urządzeń (są one przenoszone na boczną część słupa) tak by nie stanowiły zagrożenia. Dzięki współpracy energetyków i przyrodników, korzystne dla bocianów rozwiązania techniczne znalazły się już w katalogach i są praktykowane w praktyce eksploatacyjnej służb energetycznych.
Ireneusz Kaługa opowiada o bocianach z pasją. Kiedy pytam, dlaczego swoje życie poświęcił bocianom, odpowiada z serca: - Jakże nie kochać tych ptaków. To piękny, charakterystyczny gatunek krajobrazu rolniczego. Są duże, efektowne, widoczne z daleka, najbardziej znane na świecie. Wiele dobrego można by o bocianach powiedzieć, ale przede wszystkim liczy się to, że przynoszą dzieci. Ktoś więc musi się nimi zajmować, bo jak zabraknie bocianów, co się stanie z nami?