Paulina Błaszkiewicz

Bobik z Torunia: "Na ratunek dla tego psa było już za późno…" Sprawą zajmuje się prokuratura

Bobik, gdy został odebrany od właściciela ważył zaledwie 7 kilogramów Fot. Facebook Bobik, gdy został odebrany od właściciela ważył zaledwie 7 kilogramów
Paulina Błaszkiewicz

Toruńskie Towarzystwo Ochrony Praw Zwierząt odebrało psa rasy shar pei z mieszkania na Rubinkowie. Bobik był tak wychudzony, że nie miał siły się podnieść i nie reagował na głos człowieka. Pomimo starań nie udało się go uratować. Wobec jego właściciela toczy się postępowanie prokuratorskie, a przez internet przelewa się fala hejtu. Internauci już wydali wyrok: winny.

Tragedia Bobika poruszyła cały Toruń, gdy w sieci opublikowano zdjęcia z interwencji Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt.

- Dostałem zgłoszenie z prośbą o interwencję wraz ze zdjęciami psa, a raczej jego szkieletu, i dokumentację medyczną. Wyniki badań wskazywały na skrajne wycieńczenie, a rokowania były niepomyślne. Pies miał wiele chorób, m.in. niedoczynność tarczycy, powiększone serce, zapalenie płuc, niewydolność nerek. To stany chorobowe, które mogą być efektem zaniedbania zwierzęcia – mówi Piotr Korpal, prezes Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt.

Bobik leżał w kałuży własnego moczu

Gdy w sobotę rano Piotr Korpal pojechał do jednego z mieszkań na Rubinkowie, drzwi otworzyła mu właścicielka mieszkania. W pokoju zobaczył wychudzone zwierzę, leżące na kanapie w kałuży własnego moczu. Widok był wstrząsający. Pies wyglądał o wiele gorzej niż na zdjęciach.

- Miałem ze sobą obrożę i smycz. Nawet ich nie wyjąłem, nie czekałem na właściciela psa, jak zwykle robię. Zawinąłem psa w koc i pojechałem z nim do kliniki – wspomina Korpal.

Na ratunek było jednak za późno. Bobiego nie udało się uratować.

- Czujemy ogromny ból, żal, smutek, złość. Stan był tragiczny i ratunek przyszedł o wiele za późno, ale iskierka nadziei się tliła. Bobik biega już za Tęczowym Mostem i nic go nie boli, ale nie tak powinno być. Ten pies powinien cieszyć się pełnią życia – poinformowała Fundacja Najlepszy Przyjaciel, która też zajmowała się sprawą Bobiego.

Toruńska organizacja dbająca o prawa zwierząt w pierwszej kolejności zajęła się ratowaniem psa. Kolejnym krokiem było zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Ustawa o ochronie zwierząt, a dokładnie art. 35, mówi wprost, że utrzymywanie zwierzęcia w stanie rażącego zaniedbania jest znęcaniem się. A tym jest m.in. nieleczenie czworonoga. Bobi ważył tylko siedem kilogramów. Tymczasem właściwa waga dla psa rasy szar pei to 25-30 kilogramów. Żadne zwierzę nie schudnie tak drastycznie z dnia na dzień czy z tygodnia na tydzień. To efekt zaniedbań przez co najmniej kilka miesięcy.

Hejt i obojętność

To, czy śmierć czworonoga nastąpiła w wyniku nieleczonych chorób, wykaże sekcja. Może to być bardzo ważny dowód w sprawie. Internauci jednak już wydali wyrok na właściciela psa. W sieci zaczął się samosąd i choć organizacje działające na rzecz zwierząt apelowały o zaprzestanie hejtu, to nic nie dało. Zanim sprawa trafiła do prokuratury, w mediach społecznościowych pojawiły się posty z wykorzystaniem zdjęć i danych osobowych właściciela psa.

„Oprawca z Torunia. Bobik był jego psem, głodził go miesiącami. Jakim trzeba być zwyrodnialcem, żeby zrobić coś takiego!!! Pokażmy moc Facebooka, hejtujemy tego mordercę. Bobik już nie żyje, odszedł. Ratunek przyszedł za późno. Każdy, kto o tym wiedział i nie reagował jest wspólnikiem mordercy...”- to tylko jeden z wielu postów.

Są też groźby ze stekiem wyzwisk. Piszą je mężczyźni i kobiety. „Kamieniołom, a nie wczasy w celi za nasze podatki. Niech haruje na swoje utrzymanie, na suchy chleb i wodę. Zagłodzić kanalię, jak on zagłodził biedne zwierzę. Oko za oko, ząb za ząb. Baliby się wszyscy zwyrodnialcy zwierząt”.

Pandemia w tle

Piotr Korpal jest tą nagonką przerażony. - Dzwonią do mnie różni ludzie, proponują pieniądze, grożą. Wszystko po to, żebym wydał dane właściciela psa. Sprawa Bobika budzi ogromne emocje, ale hejt jest tu połączony z obojętnością. Mnóstwo osób widziało tego psa na ulicy i nie reagowało, a teraz zaczęło hejtować – komentuje Korpal.
Wśród gróźb i obraźliwych komentarzy pojawiają się też próby odpowiedzi, dlaczego tak się stało i pytania: „Czy właściciel psa byłby zdolny do tego, by zagłodzić swojego psa, którym zajmował się przez kilka lat?”, „Co się stało, że doprowadził tego zwierzaka do takiego stanu?”

- Ten chłopak traktował Bobika jak syna, bardzo go kochał i o niego dbał. Dopóki pandemia nie zabrała mu zarobków. No i popłynął, ale dlaczego nie poprosił o pomoc? Każdy teraz robi zbiórki w sieci. Gdyby napisał, że nie stać go na leczenie psa, to każdy by mu chętnie pomógł – poinformowała nas osoba, która twierdzi, że zna właściciela psa i jego życiowe kłopoty.

Czy każdy by pomógł? Trudno stwierdzić, zwłaszcza, że polski internet huczy od zbiórek i ogłoszeń: „Oddam zwierzę, bo nie mogę się nim dłużej opiekować”, „Nie stać mnie na utrzymanie psa”, „Szukamy nowego domu dla…”. Jedno z takich ogłoszeń kilka dni temu zamieściła na swoim Facebooku znana dziennikarka Paulina Młynarska. Oto jego treść:

„Piszę z pytaniem, czy może byłaby chętna duszyczka, która ma warunki i możliwość, żeby zaopiekować się tym sympatycznym jamniczkiem? Moja prababcia ma już 97 lat i nie jest w stanie opiekować się nim dalej, a ja niestety mam swojego psa i nie mam warunków, żeby zabrać jamnika do siebie, aby stworzyć mu dom. Jamnik nazywa się Rubin, ma około 10 lat, jest przesympatyczny i kocha ludzi, typ psa pieszczocha, który lubi cieplutką pościel i łóżko. Nie chciałabym, żeby trafił do schroniska, dlatego szukam jeszcze ratunku dla niego tutaj”.

I tu też wdarł się hejt. Jak pisze Młynarska, odbył się pod nim lincz w wykonaniu „pań Dulskich na wnuczce tej starszej pani”, która zamieściła ogłoszenie, i na niej samej. „Dobre rady” tak przesycone agresją, że po lekturze miałam spaprany nastrój przez pół dnia. Piesek szuka domu! To jest dla Was powód do jeżdżenia bez żadnych hamulców po ludziach i ich decyzjach, do pouczania, kopania, popisywania się swoją „moralną wyższością?” - pyta dziennikarka na swoim Facebooku.

Z hejtem dwa lata temu zetknęła się też Joanna Scheuring-Wielgus tuż przed wyborami do Europarlamentu w 2019 r. Wtedy pojawiły się informacje, że posłanka Lewicy oddała swoje dwa psy do schroniska. Nikogo nie interesowało, z jakiego powodu to zrobiła.

Medialna sprawa

Właściciel Bobika nie poprosił o pomoc w mediach społecznościowych, ale stał się w nich obiektem hejtu po tym, jak pies zmarł. Wiemy, że zanim Bobikiem zajęło się Toruńskie Towarzystwo Ochrony Praw Zwierząt, psa badał weterynarz, który wypuścił go w bardzo złym stanie do domu. Weterynarz będzie przesłuchiwany. Sprawą już zajęła się toruńska policja pod nadzorem prokuratury.

Bobika najprawdopodobniej przyprowadził do lecznicy właściciel.

Wszystko toczy się błyskawicznie. W ocenie adwokat Anity Engler, prowadzącej sprawę w imieniu TTOPZ, nie bez znaczenia jest hejt w Internecie. - Złożyłam zawiadomienie do prokuratury, a już po kilku godzinach podjęto pierwsze czynności. Wszystkich świadków już przesłuchano, ma być sekcja zwłok psa i opinia biegłego. Prowadzę wiele spraw związanych z ochroną zwierząt, ale postępowania toczą się po kilka miesięcy, a nawet pół roku. Sprawa Bobika budzi emocje - podkreśla prawniczka.

Właścicielowi Bobika za zaniedbania, które doprowadziły do śmierci zwierzęcia, może grozić nawet do pięciu lat pozbawienia wolności.

Paulina Błaszkiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.