Błogosławione „biada”. Felieton ks. Przemysława Szewczyka
Geremana jest jedną z najbardziej znanych dzielnic Damaszku. Znana jest jednak nie z historycznych zabytków, z biedy i przeludnienia. Tutaj odwiedziłem Hamadę po kilku latach nieobecności w Syrii, którą wojna domowa odmieniła w sposób dla mnie cały czas zdumiewający.
Znaliśmy się z czasów świetności kraju, gdy mieszkał w innej dzielnicy, a pensja programisty odpowiedzialnego za bezpieczeństwo cybernetyczne Centralnego Banku Syrii pozwalała mu żyć na poziomie klasy średniej. Po kilku latach wojny ten sam człowiek na tym samym stanowisku gościł mnie w 7-metrowej kawalerce wciśniętej pod schody, przepraszając, że nie mogę podładować telefonu - nie stać go na podłączenie do prywatnego generatora, a prąd „państwowy” będzie wieczorem.
Hamada skończył te same studia, co mój brat. Posiada te same umiejętności. Obaj wykonują podobną pracę, ale poziom życia obydwu to dwa różne światy: gdy mój brat kupił mieszkanie w nowopowstałym apartamentowcu, Hamada przeniósł się do ciasnej klitki pod schodami. Powód tej różnicy znajduje się gdzieś poza nimi, kryje się w telefonach prezydentów do generałów, w planach ludzi możnych tak zatroskanych o własną pozycję i bogactwo, że los Hamady jest im zupełnie obojętny. Gdy piłem z nim herbatę w tym obskurnym mieszkanku, dotarło do mnie, jak potrzebne jest światu Jezusowe „biada” rzucone w twarz ludziom bogatym i zadowolonym.
Naukę Jezusa, którą odczytujemy w kościołach tej niedzieli w Ewangelii Łukasza, słusznie nazywamy „konstytucją Nowego Przymierza”: Pan błogosławi ubogim, bo nadszedł ich czas, a grozi bogatym, których świat właśnie się rozsypuje jak domek z kart. Jego słowa brzmią jak manifest rewolucji obalającej zastany porządek i organizującej świat na nowo. Myliłby się srodze ten, kto próbowałby Jezusowi wkładać w rękę czerwony sztandar czy karabin, ale Jego nauka i sposób życia wstrząsnęły światem mocniej niż wszyscy inni rewolucjoniści razem wzięci. Na słowo Jezusa bogaci sprzedawali wszystko i rozdawali ubogim szybciej niż na widok gilotyny. Co więcej, czynili to nie tracąc godności, nie ze strachu, nie żeby ratować własną skórę, ale w przekonaniu, że odnajdują wolność, pokój i prawdziwe życia.
Znakiem, że jesteśmy Jego uczniami, jest pobrzmiewanie w naszym sercu owego „biada”, gdy syci mijamy głodnego, wracamy do domu ulicą, na której ktoś żebrze czy narzekamy na ceny biletów lotniczych planując podróż do Indii. Popijając herbatę z Hamadą zrozumiałem moc Ewangelii: jakim błogosławieństwem jest dla niego to, że Pan wpisał w moje serce „biada ci, że jesteś syty”. Ileż radości mam w tym, że do dziś dzielę się z nim moimi środkami, żeby mógł żyć życiem choć trochę godniejszym człowieka.
Niech to rewolucyjne „biada”, które buduje wśród ludzi zupełnie nowe Królestwo, znajduje coraz więcej miejsca w ludzkich sercach.