Błagamy, zróbcie w końcu ten zjazd!
- To ja tyle czynszu płacę... I tylko słyszę, że na nic nie ma pieniędzy - denerwuje się pan Tadeusz ze Wschowy, który od lat nie może doprosić się budowy zjazdu dla swojej żony, która porusza się na wózku inwalidzkim.
Przechadzając się uliczkami wschowskiej starówki, często nie zdajemy sobie sprawy, z jak prozaicznymi problemami muszą zmagać się mieszkańcy mijanych przez nas kamienic. Podczas naszej ostatniej wizyty w królewskim mieście zawędrowaliśmy, trochę przypadkiem, w kwartał ograniczony ulicami Kilińskiego i Herbergera. Tam, w podwórku, spotkaliśmy pana Tadeusza i jego żonę, Wandę, która porusza się na wózku inwalidzkim, co już samo w sobie nastręcza pewnych trudności, zwłaszcza w realiach przedwojennego budownictwa.
- Tu mamy problem, żeby wjechać - pan Tadeusz pokazuje na przesmyk z podwórka w stronę ul. Herbergera. To niczym nieutwardzony, dość stromy zjazd porośnięty chwastami. Nie można go nawet nazwać klepiskiem, bo klepisko jest przynajmniej równe. Tu mamy do czynienia z małą, ziemną rynną, która po każdym deszczu zamienia się w błotniste bagienko. To tylko kilka metrów, ale nie do przebycia. - Gorzej jest wjechać czy zjechać? - pytam. - Jedno i drugie - bez wahania odpowiada mój rozmówca. - Oprócz żony tu jeszcze dwie osoby mieszkają, co jeżdżą na wózkach - mówi. - I kto im pomaga? - dopytuję. - Nie wiem - kręci głową pan Tadeusz.
Mężczyzna twierdzi, że sprawę zaczął zgłaszać w ratuszu jeszcze za kadencji poprzedniego burmistrza. - Ci od Grabki byli tu przed wyborami. Mówili „Panie Tadeuszu wszystko zrobimy”. Ale przegrali. Poszliśmy więc do Pata¬las. To usłyszałem: „Nie da rady, nie ma pieniędzy” - opowiada wschowianin. - Nie wiem ile by mogło to kosztować. Jakiś facet z ratusza tu był. I też mówił, że nie ma pieniędzy. To ja kuźwa tyle czynszu płacę... I na co to idzie? - denerwuje się mężczyzna. - Ja sam tego nie zrobię, schorowany jestem, mam 70 lat! - dodaje.
Jak wyjaśnił mi pan Tadeusz, problemem jest też to, że granice działek gminnych i tych należących do wspólnoty mieszkaniowej układają się tak niefortunnie, że budowa podjazdu dotyczyłaby obu podmiotów. Problemem są ponoć też obostrzenia nakładane przez konserwatora zabytków. Pan Tadeusz coś o tym wie. - Kiedyś pomalowałem tynki, to mnie jeszcze ukarać chcieli za to. Bo samowola. Myślałem, że ulgę w czynszu będę miał! - opowiada.
Potwierdza to również wiceburmistrz, Miłosz Czopek: - Jeśli chodzi o dostęp do budynków publicznych, to sytuacja jest z naszego punktu widzenia żenująca i trudna do zaakceptowania. Gmina wielokrotnie podejmowała próby, by budynek ratusza udostępnić niepełnosprawnym. Ale pani konserwator nie zgodziła się na zamontowanie windy. Nie uzyskaliśmy pozwolenia nawet na dojazd.
- Staramy się, wszędzie gdzie to jest możliwe, pomagać. I czekamy na informację od mieszkańców, którzy takiej pomocy od nas potrzebują. Takich spraw, które trwają od lat jest mnóstwo - komentuje sprawę pana Tadeusza wiceburmistrz.