Kazimierz Kazimierski z gm. Bakałarzewo od pół roku alarmował suwalską policję, że on i siostra są nękani. Ale mundurowi nie zrobili nic, by starszych ludzi chronić. Kilka dni temu ktoś podpalił ich dom.
Kazimierz Kazimierski z Kamionki Starej mówi, że od miesięcy błagał policjantów o pomoc. Bo właściciel gospodarstwa, w którym mieszkał wyzywał go, groził, a do tego niszczył budynki gospodarcze i próbował wykuwać okna w domu. - Niedawno funkcjonariusze powiedzieli, że jak tak dalej będę do nich wydzwaniał to zapłacę karę - opowiada mężczyzna. - Ale co miałem robić, dzwoniłem dalej. Bałem się.
W połowie kwietnia zawiadomił policję, że jest uporczywie nękany. A w minioną środę znowu wezwał patrol, ponieważ w obejściu pojawiło się trzech młodych mężczyzn. Zaczęli wymieniać zamki w drzwiach, tłuc biegającego po podwórku psa i wyrzucać meble.
- Kopali mnie, wygonili z domu na pole - opowiada Kazimierski. - Powiedzieli, że jak zajrzę do sieni to łeb mi spadnie. Bałem się nie tyle o siebie, co siostrę. Ona jest chora, z trudem się porusza.
„Goście” robili porządki przez blisko dwie godziny. W końcu zamknęli drzwi wejściowe do domu i odjechali. Kilka minut później sąsiedzi podnieśli alarm, bo zauważyli, jak z poddasza budynku wydobywa się dym.
- Wdarłem się do środka, by ratować siostrę - dodaje rozmówca. - Poparzyłem sobie ręce, ale udało się. Wyciągnąłem ją w ostatniej chwili.
Strażacy stwierdzili, że przyczyną pożaru było podpalenie.
- Czekamy na opinie biegłych w tej sprawie - informuje Izabela Sadowska-Rejterada, Prokurator Rejonowy w Suwałkach. - Po uzyskaniu ekspertyz zdecydujemy, czy i komu przedstawić zarzuty.
Kazimierski kilka lat temu przekazał gospodarstwo dla syna. Ale w akcie notarialnym zastrzegł, że do końca życia może zajmować pokój, a także korzystać z kuchni i łazienki. - Mieszkała ze mną Tereska - dodaje rozmówca. - Ona jest ciężko chora, od dziecka.
Jesienią minionego roku w gospodarstwie pojawił się Jarosław M. Stwierdził, że jest nowym właścicielem majątku. Przejął go od syna pana Kazimierza rzekomo za długi. M. nie ukrywał, że lokatorzy nie są mu na rękę.
- Wywiózł moje drewno i maszyny - opowiada Kazimierski. - A później zaczęły płonąć budynki gospodarcze: stodoła i garaż. Wzywałem policję, ale ta twierdziła, że właściciel może robić co chce.
W końcu roku Jarosław M. ostrzelał dom i zaczął wykuwać okna, a także wytyczył Kazimierskiemu wąską ścieżkę od drzwi do rogu domu i zastrzegł, że nie ma prawa przejść poza sznurek.
- Dokuczał Kazikowi jak mógł - przyznają sąsiedzi. - Chciał pozbyć się go za wszelką cenę .
W minionym tygodniu zaś przyjechał do wsi w towarzystwie dwóch „łysych”. Powiedział, że będzie wprowadzał się do Kamionki Starej i musi zrobić porządek. Wyciągał meble do chlewa, wymieniał zamki w drzwiach. A Kazimierski chodził dookoła domu. Kilka godzin później szukał ratunku u krewnych. Bo jego dom spłonął.
Suwalscy policjanci, choć przez ostatnie pół roku wielokrotnie byli wzywani na interwencję do Kamionki Starej nie ustalili kto ma prawo przebywać w tym gospodarstwie.
- Ani obecny, ani poprzedni właściciel posesji nie dostarczyli aktu notarialnego - tłumaczy Eliza Sawko, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Suwałkach. - Nie odbierają telefonów.
Dodaje, że przy każdej interwencji strony były informowane o przysługujących im uprawnieniach. Ale nie złożyły zawiadomień.
Jarosław M. jest zameldowany w sąsiedniej wsi, u ojca. Ten przekonuje, że nie ma pojęcia, gdzie syn przebywa. Ale na pewno nie łamie prawa, bo został wychowany w „dobrej wierze”.