Jarosław Ś., biznesmen, usłyszał już dwa wyroki. Za składowanie groźnych chemikaliów w Toruniu i pod Wąbrzeźnem ma iść za kraty. Kto zapłaci za sprzątanie ekobomby?
Jeśli wierzyć Jarosławowi Ś., przedsiębiorcy karanemu w przeszłości za oszustwa, było tak. Przyjechali jacyś mężczyźni, w TIR-ach na ukraińskich rejestracjach. Zaproponowali biznes. 1500 zł za przyjęcie beczek, pojemników i worów z „czymś”. Kolejne 5000 zł na konto. Zgodził się, bo chciał zarobić. Zielonego pojęcia nie miał, że chodzi o groźne chemikalia.
W Toruniu tego nie zmieścił
W czerwcu 2018 roku hurtowo zgromadzone chemikalia odkryto w dwóch miejscach. W Toruniu, przy ul. Okrężnej 11 (dzielnica Bielany), na miejskim gruncie, dzierżawionym pewnemu przedsiębiorcy, oraz w Nielubiu pod Wąbrzeźnem. W tej wsi groźne odpady znajdowały się na terenie prywatnego gospodarstwa Romana C.
Jak się okazało, w Toruniu Jarosław Ś. korzystał z miejskiej działki. Prowadził firmę, mającą w nazwie człon „eko” (o ironio!). Urzędnicy z Wydziału Gospodarki Nieruchomościami mają teraz wyjaśnić, jakim cudem. Wszak miasto ziemię dzierżawiło komuś zupełnie innemu i ktoś ten nie miał prawa podnajmować działki.
Na toruńskich Bielanach biznesmen - z wytatuowanym piorunem na twarzy - zgromadził taki to chemiczny arsenał: 100 pojemników typu Mauzer (o pojemności 1000 l każdy), 80 blaszanych beczek (200 l każda) i górę worków typu Big Bag (łącznie 10 ton). Co zawierały?
Pozostałości lakierów (etery, alkohole), rozpuszczalniki farb, lakierów, żywic, wykorzystywanych w syntezie chemicznej, oraz pozostałości po substancjach służących do produkcji związków zapachowych, perfum i kosmetyków. Czego Jarosław Ś. nie zdołał upchnąć w Toruniu, wywiózł do Nielubia koło Wąbrzeźna. Zawartość zmagazynowanych tutaj beczek i pojemników była identyczna.
Aż trudno uwierzyć, że za jedyne 1500 zł (i obietnicę kolejnych 5000 zł, których rzekomo nie dostał) przedsiębiorca zadał sobie tyle trudu... Ciekawe, czy owymi 1500 zł podzielił się jeszcze z Romanem C., właścicielem gospodarstwa rolnego w Nielubiu.
Biegli: to ekokatastrofa!
Większość ludzi rozumie, że chemikaliów, będących odpadami produkcyjnymi, nie wolno składować byle jak i byle gdzie. Ich utylizacja kosztuje i wymaga specjalistycznej usługi. Przytoczmy jednak, co o odpadach przyjętych przez Jarosława Ś. powiedzieli biegli.
„Ich przechowywanie w stwierdzonych, nieprawidłowych i nieprzystosowanych do tego celu warunkach stwarzało bezpośrednie niebezpieczeństwo zaistnienia pożaru bądź rozprzestrzenienia się substancji trujących, które to zdarzenie zagrażałoby życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach, jak również spowodowało zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi oraz długotrwałego, znacznego zanieczyszczenia gleby, wód gruntowych bądź powierzchniowych na dużym obszarze” - podała w komunikacie toruńska prokuratura.
- Do zaopiniowania przez biegłych wystarczyły nam pobrane próbki chemikaliów - zaznacza prokurator Krzysztof Lipiński z Prokuratury Rejonowej Toruń Centrum Zachód. I, uwaga! Ma to istotne w całej sprawie znaczenie.
Dwa wyroki i wizja krat
Ani sąd w Wąbrzeźnie, ani sąd w Toruniu w opowieści Jarosława Ś. nie uwierzyły. A przynajmniej w tę ich część, która mówiła o kompletnym braku orientacji co do zawartości beczek, pojemników i worów Big-Bag. „Wystarczyło spojrzeć na napis na beczce” - stwierdził jeden z sędziów.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień