Biskup dodawał odwagi ludziom „Solidarności”
Biskupowi Antoniemu Adamiukowi odwagi nie brakowało. W okresie PRL-u upominał się o poszanowanie praw wierzących i bronił przed represjami pracowników. Od wtorku będzie miał w Opolu skwer i tablicę.
Kiedy tylko „Solidarność” zaistniała, pierwszy biskup, z którym się spotkałem, to był właśnie Antoni Adamiuk – wspomina Roman Kirstein, jeden z pierwszych liderów „S” na Śląsku Opolskim. - On pomagał załatwiać wszystkie ludzkie sprawy. Był na każdą naszą prośbę. Do dziś mam w domu krzyż, który poświęcił do opolskiej siedziby „S”. W kwietniu 1981 biskup święcił je do wszystkich komisji zakładowych „S”. W stanie wojennym właśnie on odwiedzał internowanych w Grodkowie i w innych miejscach. Przychodził – zawsze w koloratce – do sądu, żeby dodawać otuchy oskarżonym działaczom związkowym i ich rodzinom. Ja spotkałem się z nim w więzieniu w Strzelcach Opolskich.
Przez biskupa udało się za więzienny mur przekazać informację o tym, w jak podłych warunkach są przetrzymywani więźniowie - polityczni także - i o głodówce, jaką z tego powodu podjęli. Śladem tej interwencji do więzienia przyjechała komisja Czerwonego Krzyża ze znaną aktorką Mają Komorowską na czele.
- To się odbywało tak – opowiada Roman Kirstein. - W czasie odprawianej przez biskupa mszy do nas należały czytania. I ten, kto czytał tekst z Pisma św., zostawiał w lekcjonarzu dwie, trzy kartki – listy albo informacje, o tym, co się w celach dzieje, do przekazania komu trzeba. Jego władze nie kontrolowały, więc bezpiecznie wynosił te grypsy za mur. Ale prawdziwe ładowanie akumulatorów odbywało się podczas odprawianych przez biskupa w stanie wojennym tzw. trzynastek, czyli mszy św. za ojczyznę w katedrze. On tak jednoznacznie, bez lęku mówił o naszych prawach. O tym, czego władzy robić nie wolno, że my wszyscy wychodziliśmy przed katedrę jacyś odważniejsi. Rozpoznawaliśmy twarze esbeków, widzieliśmy, że nam robią zdjęcia, ale nie baliśmy się, bo on nam dodawał otuchy. Może dlatego na te msze z biskupem Adamiukiem chodzili także nasi niewierzący koledzy, którzy poza tym nie mieli z Kościołem nic wspólnego.
Stanisław Jałowiecki, były działacz „S”, marszałek regionu i europoseł, pamięta, jak biskup odsłaniał niewielki pomnik świętej Katarzyny w opolskich Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego. Przyjechała na tę uroczystość nawet delegacja Stoczni Gdańskiej ze sztandarem.
W 1996 Krajowy Zjazd Delegatów „S” nadał bp. Adamiukowi tytuł Honorowego Członka „Solidarności”
- Nieczęsto używał słowa patriotyzm, ale bił od niego patriotyzm prawdziwy, taki wschodni, kresowy. On naprawdę starał się, żeby Polska była prawdziwa. Głośno się o to upominał. Mieliśmy szczęście, że się nam trafił taki sługa Pański – oddany, życzliwy, ale też bardzo tolerancyjny. To nasz Kościół opolski odróżniało i do dziś odróżnia. Parę lat temu byłem na jego grobie na Górze św. Anny (tam biskup został w styczniu 2000 roku, zgodnie z testamentem, pochowany – przyp. red.), myślę, że rzadko kto tam go odwiedza. Warto, byśmy tam bywali częściej. Cieszę się bardzo, że nasz biskup będzie w Opolu miał swój skwer. Może z czasem doczeka się jakiegoś bardziej reprezentacyjnego miejsca. Myślę, że paru wątpliwych patronów ulic jeszcze w mieście mamy. Może któregoś z nich warto biskupem Adamiukiem zastąpić.
Jak wielu Opolan Stanisław Jałowiecki nosi w pamięci chyba największe wydarzenie z udziałem biskupa Adamiuka. Chodzi o jedyną chyba w historii opolskiego amfiteatru mszę św. Została ona odprawiona 3 maja 1981 roku. A biskup w kazaniu mówił Opolanom m.in.: „Sami musimy swoje sprawy załatwiać. Całe społeczeństwo, cały naród chce mieć zaufanie do władzy. Chce mieć władzę silną, ale także pragnie, aby ci, którzy rządzą i będą rządzili, byli ludźmi dobrymi, uczciwymi, mądrymi i sprawiedliwymi. Taką władzę będziemy wszyscy otaczać szacunkiem i zaufaniem, ale musi sobie na to zasłużyć. (...) Społeczeństwo nie wierzy, bo pamięta obietnice, jakie były składane w 1966, 1968, 1970 i 1976. I nie zostały dotrzymane. Ale dzisiaj sytuacja się zmieniła. Na straży gwarancji umów społecznych stoją potężne związki zawodowe i całe społeczeństwo. I ufamy, że będzie lepiej, że urządzimy naszą ojczyznę po Bożemu. I dlatego jesteśmy na tym nabożeństwie zjednoczeni. Mogą być i bezpartyjni, i partyjni. Mogą być tu też i niewierzący. Wszyscy mamy budować nasz wspólny dom”.
Te i wiele innych kazań było przez funkcjonariuszy bezpieczeństwa nagrywanych, spisywanych. Biskup wiedział, że jest podsłuchiwany i obserwowany. Kiedy zwracano się do niego o teksty kazań, by ich zbiór wydać w podziemu, żartował gorzko: Ja swoich kazań nie piszę, ale idźcie na SB, tam wszystie moje teksty mają.
Nie mylił się, pilnowała go nie tylko bezpieka, także Urząd ds. Wyznań i cenzura.
- Z wszystkich wydawnictw kurii diecezjalnej jego cenzurowano najczęściej - mówi dr Mariusz Patelski, historyk z Uniwersytetu Opolskiego i dawny działacz NZS. - Biskupa Adamiuka do jego zaangażowania w sprawy „Solidarności” prowadziła cała jego biografia. Urodził się w Stanach Zjednoczonych, ale wychował się i wykształcił na dawnych Kresach Wschodnich – mówi. - Wiek męski spędził na Śląsku Opolskim. Co do funkcjonowania systemu komunistycznego nie miał złudzeń, skoro jego ojciec zmarł z głodu na Sybirze, brat nie wrócił z zesłania do Kazachstanu, a szwagier zginął w Katyniu. Ks. Adamiuk ukończył teologię na Uniwersytecie Lwowskim i pracę duszpasterską rozpoczął na kresach – w Busku. Po wojnie był m.in. proboszczem i katechetą w Klisinie i Szonowie oraz w Głubczycach. Uczył nie tylko religii, także historii i propedeutyki filozofii w szkole (przez jakiś czas było to możliwe).
W kurii z polecenia bpa Jopa – jeszcze zanim w 1970 został biskupem – odpowiadał za katechizację. Z „Małego katechizmu” i „Historii biblijnej” jego autorstwa uczyły się religii całe pokolenia Opolan. Ich łączny nakład wyniósł ponad 3 mln egzemplarzy.
- To było pierwsze pole jego konfliktu z władzami, które forsowały wychowanie ateistyczne. Ksiądz stał na straży prawa do przekazywania wiary młodemu pokoleniu. Był jednoznaczny. Ale miał wyczucie. W czasach stalinowskich tonował nastroje, by innych nie narażać – mówi Mariusz Patelski. – Kiedy można było upominać się o prawa obywatelskie, robił to. W czasie strajków w Radomiu i Ursusie wygłosił kazanie o nierównościach społecznych w kraju, gdzie – przynajmniej formalnie – rządziła klasa robotnicza. Nigdy nie stracił chęci do pomagania innym. Wokół niego powstał biskupi komitet pomocy dla prześladowanych, internowanych i ich rodzin. Po roku 1989, już w stanie spoczynku, pomagał odbudowywać kościół w Busku, przekazywał pomoce do duszpasterstwa i katechizacji rodakom zza Buga. To jest przesłanie płynące z jego życia. Na każdym stanowisku i w każdej sytuacji powinniśmy znajdować czas i siły dla ludzi w potrzebie.
Cecylia Gonet, przewodnicząca Zarządu Regionu NSZZ „S”, mówi o nim jednoznacznie: - On był kapelanem „Solidarności”. Wspierał związkowców moralnie i duchowo. Poświęcił dziewięć sztandarów naszego związku, w tym dwa w dniu wprowadzenia stanu wojennego, 13 grudnia 1981 roku – dla komisji zakładowej w prudnickim „Froteksie” i dla „Weluru” w Kietrzu. Obu tych zakładów już nie ma, ale sztandary w naszej izbie pamięci pozostały.
Przewodnicząca podkreśla, że pozostała także kultywowana przez „Solidarność”, a zainicjowana przez biskupa tradycja mszy za ojczyznę trzynastego dnia miesiąca (poczet sztandarowy „S” na mszy w katedrze tego dnia jest zawsze obecny). - Odwiedzamy też cyklicznie jego grób na Górze św. Anny. Nie damy o nim zapomnieć - mówi. - Zresztą władze krajowe związku też o jego zasługach nie zapomniały. W 1996 roku ówczesny przewodniczący zarządu NSZZ „Solidarność” Marian Krzaklewski nadał biskupowi przyznane przez Krajowy Zjazd „S” honorowe członkostwo związku. Uroczystość odbyła się w Zawadzkiem.