Bieda głupoty nie tłumaczy
Komentarz Ryszarda Rudnika.
Z okazji nadchodzącej zimy udałem się do zaprzyjaźnionego warsztatu w celu wymiany opon. Takie wizyty w warsztacie, połączone z nieodzownym wyczekiwaniem, mają swój potencjał poznawczy. Głównie w kwestii, czym się kierowcy poruszają po polskich drogach.
Oto próbki stoją na podnośnikach: nie taki stary VW z silnikiem, który nie wytrzymał beztroskiej eksploatacji i rozpadł się w trakcie jazdy. Inny wóz, z którym właścicielka przyjechała do warsztatu w momencie, gdy nie była już w stanie utrzymać kierownicy w położeniu na wprost. Albo egzemplarz, w którym zawieszenie właściwie samo się zdekomponowało bez użycia właściwych kluczy, niczym w komediach slapstickowych.
Ludzie, po prostu strach wyjechać na drogę, gdy się pomyśli, jacy współużytkownicy się z nami poruszają. Przecież jeszcze niedawno wszystkie te egzemplarze ochoczo popylały po opolskich drogach, a na każdym, tam gdzie mercedes umieszcza swoją firmową gwiazdę, siedziała kostucha z kosą na sztorc.
Stary samochód może być jary, o czym sam doskonale wiem jako właściciel szesnastoletniego wozu, czyli u progu dorosłości. Ale żeby tak było, trzeba o niego dbać. A przy okazji o życie własne i cudze. Jeździmy staruszkami na miarę naszych portfeli, ale to ich rujnacji nie tłumaczy. Może i nie mamy pieniędzy, za to mamy jedno życie. I nie ma innego wyjścia - na życie musi być nas stać. Żeby nam nie napisali na nagrobku: Zginął z oszczędności.