Białystok w nadziei na zmartwychwstanie
Chcemy odbudować kościół w syberyjskim Białymstoku, by na nowo wprowadzić naukę języka polskiego. By dzieci były świadome swoich polskich korzeni - mówi Agnieszka Kaniewska, koordynatorka akcji
Zaangażowała się Pani w akcję odbudowy polskiego kościoła pw. św. Antoniego Padewskiego w syberyjskim Białymstoku.
Potrzebujemy około 150 tys. euro. Planujemy zbudować niewielką kaplicę z salą dla dzieci. Odbywałyby się tam zajęcia aktywizująco-ewangelizacyjne.
Jak przebiega akcja?
Kościół w Białymstoku nie jest traktowany w Rosji jako zabytek. Dlatego nie możemy pozyskać pieniędzy z rządu. Wiem, że pojedyncze osoby z Dumy, rady miasta, zadeklarowały się, że prywatnie pomogą. Nie mamy daty zakończenia zbiórki, nie potrafię też w tej chwili powiedzieć, ile pieniędzy już udało nam się zebrać. Na szczęście ludzie angażują się w pomoc. Np. od darczyńcy z USA otrzymaliśmy 10 tys. dolarów. Zadzwoniła jedna pani z Polski, której rodzina była zesłana na Syberię. Tak ją wzruszyła historia spalonego kościoła, że przeznaczyła 10 tysięcy złotych ze sprzedaży swojej działki. W zbiórkę zaangażował się także podlaski Białystok i Muzeum Pamięci Sybiru. Na przykład seniorzy z Białegostoku postanowili przygotować upominki dla starszych i młodszych mieszkańców syberyjskiego Białegostoku.
Mieszkają tam potomkowie Polaków, którzy nie zostali na Syberię deportowani, ale pojechali tam dobrowolnie, by układać swoje życie.
Syberia kojarzy się nam przede wszystkim ze zsyłkami. Pod koniec XIX wieku i na początku XX, była ona także kolonizowana. Władze Imperium Rosyjskiego starały się zachęcać ludzi do osiedlania się na Syberii. Bo kraj był potężny, ziemi było dużo i leżała odłogiem. Odbywały się więc akcje przesiedleń. Pod koniec XIX wieku na zachodnią i wschodnią Syberię wyjeżdżali także Polacy z terenów Królestwa Polskiego, z Guberni Grodzieńskiej i Wileńskiej. Nie mogli wykarmić rodzin, bo nie było wystarczająco dużo ziemi, którą można byłoby uprawiać. Wyjazd było więc dla nich szansą, spełnieniem. Na początku XX wieku takich wiosek założonych przez dobrowolnych przesiedleńców było 59. Obecnie istnieje ich siedem.
Wśród nich jest syberyjski Białystok.
To wioska, która znajduje się około 200 kilometrów od Tomka na zachodniej Syberii. Na początku był to punkt przesiedleńczy Nowo-Rybałowska. Do tej miejscowości przyjechały nie rodziny, a pojedyncze osoby, które były wysłannikami. Chciały obejrzeć to miejsce. Jedną z takich pierwszych osób, które tu trafiły, był m.in. Aleksander Jocz. Tereny przypominały mu ojczyznę. Tak mu się spodobało, że zdecydował osiedlić się. Potem, za nim pojawiło się trzynaście pierwszych osadniczych rodzin. Sama nazwa Białystok pojawia się na początku XX wieku.
Skąd wzięła się nazwa tej osady na Syberii?
Jest ona odniesieniem do ówczesnego, polskiego Białegostoku. Na początku XX wieku był on jednym z największych centrów przemysłowych pomiędzy Warszawą a Petersburgiem. Polski Białystok kojarzył się z możliwością rozwoju.
Czy wśród osadników byli także mieszkańcy ówczesnego polskiego Białegostoku?
Nie, pochodzili oni z okolic Wilna, Grodna.
Jak się ludzie osiedlili, to i i zbudowali kościół.
Tak. Stało się to dziesięć lat po założeniu osady, czyli w 1908 roku. Kościół był takim miejscem, które bardzo przyciągało ludzi. Oni chcieli się osiedlać na Syberii. Silne przywiązanie do wiary katolickiej było synonimem polskości. Okazuje się zresztą, jak wynika z dokumentów, że w miejscowościach, w których brakowało kościoła, bądź było do niego daleko, ludzie nie chcieli się osiedlać. Wracali do Polski. W Białymstoku znajdował się wybudowany przez Polaków kościół.
W latach 20. ten kościół stał się magazynem.
Dokładnie tak. Drewniany kościół, jako miejsce służby i liturgii funkcjonował do 1929 bądź 1931 roku. Dane archiwalne są tu rozbieżne. W tym czasie odbyła się ostatnia liturgia. Jest to o tyle ciekawe, że władza sowiecka pojawiła się w latach 20., a jeszcze powiedzmy, że przed dekadę ten kościół normalne funkcjonował. Oczywiście, już wcześniej były zakusy, by go zamknąć. Jednak białostocka społeczność była niezwykle zwarta, wierząca. Broniła swojej świątyni. Kościół został oficjalnie zamknięty ostatecznie w 1931 roku. Od tamtej pory mieszkańcy modlili się w domach. Modlili się w tajemnicy, zasłaniali okna. O tym też można przeczytać w zapisanych wspomnieniach.
Dzisiaj niektóre mieszkanki wspominają ten okres, gdy ludzie modlili się w ciszy. W latach 40., w czasie wojny, kościół został zamieniony w skład zboża. To był największy budynek w rejonie, który można było przeznaczyć na taki magazyn. Kościół został ogołocony z dekoracji. W 1945 roku zamieniono go na wiejski klub. Była tu sala kinowa, odbywały się tańce, przemówienia.
Mieszkańcy tego nie przeżyli...
Dla najstarszych mieszkańców syberyjskiego Białegostoku było to zbezczeszczenie ich świętości. Zniszczone zostało coś, co było zbudowane przez ich ojców. W latach 1937 - 1938 Białystok też dotknęła tragedia. W ramach operacji polskiej NKWD, w wiosce aresztowano praktycznie wszystkich mężczyzn. Rozstrzelano ich pod zarzutem uczestniczenia w działaniach antysowieckich w Polskiej Organizacji Wojskowej. Nośnikiem tej historii zostały kobiety. Budynek kościoła także był niemym świadkiem historii.
Kiedy więc kościół stał się znowu kościołem w pełnym tego słowa znaczeniu?
Do lat 80. był tutaj klub. Ale już w latach 70. ówczesna młodzież syberyjskiego Białegostoku zaczyna tęsknić do wielkiego świata. Marzyło im się, by w wiosce powstał prawdziwy klub. Bo jak mają chodzić na tańce do klubu, który jest drewniany, i skrzypią w nim podłogi? I tak w latach 80. w wiosce został zbudowany z cegieł prawdziwy klub. Wtedy drewniany budynek kościoła został porzucony. Przed dziesięć lat stał i niszczał. Kiedy zaczęła się pierestrojka, polska i katolicka społeczność napisała list do władz rosyjskich z prośbą o zwrócenie im budynku kościoła. Dostali na to zgodę. Bardzo szybko rozpoczęły się prace, by na nowo wzbudzić ducha katolickiej wiary i polskości. W 1991 roku mieszkańcy napisali do Polaków z prośbą o wsparcie w odbudowie kościoła. W 1996 roku rozpoczęły się prace. Dwa lata później, 13 czerwca, świątynia została na nowo poświęcona, dokładnie w 90. rocznicę jej powstania.
Jednak w tym roku, tuż po Wielkanocy, wybuchł pożar i świątynia spłonęła...
Kościół funkcjonował od 1998 roku. Został odbudowany, odrestaurowany i przeniesiono go tylko w inne miejsce na wsi. Został złożony z tych samych belek. Wielkanoc świętowaliśmy w tym kościółku. W nocy z 18 na 19 kwietnia - spłonął.
Z pożaru ocalała figura Matki Bożej i metalowy krzyż, który umieszczony był na szczycie dzwonnicy.
Zostały też po nim ceglane fundamenty. Z ważnych przedmiotów ocalało serce dzwonu i fragment dzwonu z napisem Dziewica Maryja. Jest to niezwykłe. Tym bardziej że obok kościoła, dokładnie trzy metry od wejścia, stała figura Matki Bożej. Ona była nietknięta przez płomienie. Mieszkańcy widząc, że nie da się nic uratować z kościoła, ochraniali tę figurkę.
Społeczność nie poddała się. Postanowiła kościół odbudować.
Na początku czerwca ruszyła zbiórka pieniędzy. Stwierdziliśmy, że wrócimy do pomysłu, który pojawił się w 1991 roku, kiedy po latach wojennych kościół był odbudowywany. Odezwaliśmy się więc do Polaków, by opowiedzieć im o Białymstoku.
Jak to się stało, że zawędrowała Pani na Syberię?
Prowadzę naukowe badania o deportacjach Polaków na Syberię w latach 40. ubiegłego wieku. Temat zsyłek zaintrygował mnie, zaciekawił. Podczas jednego z wyjazdów trafiły w moje ręce dokumenty dotyczące Polaków, którzy byli zesłani do Kraju Ałtajskiego. Zresztą, dużo osób z Podlasia oraz z Białegostoku w latach 40. także trafiło na te tereny. Wtedy zdecydowałam pojechać do Rosji, by prowadzić badania. Wcześniej jeździłam tam turystycznie. Zawsze podobały mi się takie kraje, jak Ukraina, Białoruś, Rosja.
Jestem doktorantką Uniwersytetu Wrocławskiego. Na badania wyjechałam w sierpniu 2014 roku. Miał to być półroczny projekt naukowy. Poznałam mnóstwo ciekawych ludzi, trafiłam na wiele ciekawych materiałów. Rosja i Syberia tak mnie wciągnęły, że zostałam tam trzy lata.
Czy ktoś z Pani rodziny był deportowany?
Nie. W mojej rodzinie nie ma żadnych historii związanych z zesłaniami na Syberię.
Na swoim blogu napisała Pani „Moja Syberia to poszukiwanie. To wędrówki od domu do domu, od wioski do wioski. Moja Syberia to wertowanie ksiąg w archiwach. To trochę taka mrówcza robota, która zrodziła się z pasji”.
Pierwsze dwa lata to tak naprawdę była ciągła podróż, jeżdżenie nie tylko do archiwów. Chociaż dla historyka jest to podstawą. Szukałam ludzi, którzy jeszcze pamiętają deportowanych z lat 40. w Ałtajskim Kraju. Spotykałam się z Polakami, którzy mieszkają w tym regionie Rosji. Jechałam więc do wioski, by odszukać np. babinkę, która mając 97 lat może coś jeszcze opowiedzieć. Robiłam na przykład zdjęcia domów, w których mieszkali Polacy w 1941 roku, tuż po amnestii.
Zaciekawiło mnie zdanie na Pani na blogu, że pochodzi Pani z kraju, którego nie ma. Co miała Pani na myśli?
Sam pobyt w Rosji jest okraszony różnego rodzaju przygodami. To był akurat dzień, kiedy Władimir Putin, prezydent Rosji, miał wielką konferencję, która jest corocznie transmitowana przez wszystkie media. Dziennikarze mają okazję zadawania prezydentowi różnych, często niewygodnych pytań. Pamiętam, że jedno z pytań dotyczyło Polski. Potem na dworcu próbowałam kupić bilet. I okazało się, że w spisie państw nie ma Polski. Taki to był paradoks!
I wpisała Pani Pakistan?
Tak, bo to było pierwsze państwo na literę „p”, które przyszło mi do głowy.
A w syberyjskiej wiosce dotknęła Pani biblii wydrukowanej w XVII wieku w Supraślu.
Nie jest to jednak historia związana z zachodnią Syberią i Białymstokiem, ale z Buriacją we wschodniej Syberii. To kraina nad jeziorem Bajkał. Znajduje się tam kilka wiosek staroobrzędowców. W wiosce Tarbagataj zamieszkują potomkowie osób, które osiedliły się tutaj za czasów Katarzyny Wielkiej. To nie są Polacy. Wcześniej mieszkali w Rosji, ale po rozłamie w prawosławiu, staroobrzędowcy musieli uciekać. Udali się do Polski, a potem zostali przesiedleni na Syberię. Przywieźli ze sobą Biblię wydrukowaną w Supraślu. Batiuszka niechętnie pokazuje trzystuletnią księgę. To wyjątkowa sytuacja, że nad Bajkałem, około 7-8 tysięcy kilometrów od podlaskiego Supraśla, można zobaczyć coś takiego niezwykłego.
Wróćmy jednak do syberyjskiego Białegostoku. Jak się żyje potomkom Polaków?
Białystok jest wioską, w której obecnie nie za wiele się dzieje. Mieszka tam 250 osób. Kto może wyjeżdża do Tomska. Ludzie żyją tam z uprawy ziemi. Jest jeden sklep, piekarnia, małe przedszkole, do którego uczęszcza siedmioro dzieci. Jest szkoła (trzy klasy), w której uczy się kilkoro dzieci. Starsze dojeżdżają do wioski oddalonej o siedem kilometrów. Jest też mała biblioteka. W okolicy znajduje się ferma krów, na której pracuje część mieszkańców.
Czy starsi mówią po polsku?
Bywałam tam co dwa tygodnie. Białystok jest mieszanką narodowościową. Mieszkają tam Polacy, Rosjanie i Ormianie. Żyje 8-10 kobiet w wieku 80 i 90 lat, które mają wpisane w dokumentach, że są Polkami. Panie po polsku rozumieją świetnie, jedna mówi polszczyzną sprzed I wojny światowej. One nigdy nie były w Polsce, więc język, którego się uczyły, jest językiem ich ojców i dziadów. Natomiast, wszystkie te panie modlą się po polsku. Mówią, że nie potrafią modlić się po rosyjsku. Pisać po polsku potrafią, ale powiedzieć coś w tym języku już nie.
Czy jest nauka języka polskiego?
Do samego Białegostoku nie przyjeżdżają polscy nauczyciele, ostatni raz ktoś taki był tam pięć lat temu. Wcześniej, regularnie przyjeżdżał tam nauczyciel z Tomska. Język polski był drugim obowiązkowym językiem w szkole. Uczyły się go wszystkie dzieci, niezależnie od tego, jakiej były narodowości. Kiedy przyjeżdżam do wioski, dzieci zagadują mnie, pytają, uzupełniają słownictwo. Pamiętają niektóre zwroty, słowa. Staruszki są ciekawe Polski. Jest ona dla nich takim marzeniem. Bo tak naprawdę ci ludzie nawet nie myśleli o tym, by przyjechać do Polski. Określają się tak, że ich ojczyzną, w której się urodzili jest Syberia, ich ojczyzną sentymentalną, nostalgiczną jest właśnie Polska. Bo wychowali się w tej kulturze, ta tradycja jest cały czas pielęgnowana. Jednak mówią o sobie Sybiracy z polskimi korzeniami. W tym roku do Polski przyjechała, by tutaj żyć i mieszkać, prawnuczka Feliksa Michni, który w 1916 roku osiedlił się w syberyjskim Białymstoku. Mieszka we Wrocławiu. Ma 33 lata. W 2016 roku otrzymała Kartę Polaka. Teraz stara się o polskie obywatelstwo. Karta Polaka, jak określiła, jest hołdem dla pradziadków, którzy byli ostatnimi w Polsce.
Namiastką polskości był kościół.
Odbudowa kościoła ma na celu wprowadzenie na nowo nauki języka polskiego. By dzieci były świadome swoich korzeni. Parafia białostocka jest pod opieką jezuickiej parafii w Tomsku. Jeden z dwóch jezuitów pochodzi z polskiego Białegostoku. To Krzysztof Korolczuk. To on opiekuje się syberyjskim Białymstokiem. Msze odbywają się co dwa tygodnie, ale ojciec odwiedza osadę raz w tygodniu. Po pożarze był tam częściej.
Jak wyglądają święta w syberyjskim Białymstoku?
Ludzie przynoszą palemki do święcenia. W sobotę wielkanocną święci się koszyczki z pomalowanymi pisankami. W Boże Narodzenie są przygotowywane jasełka i śpiewane kolędy, np. „ Przybieżeli do Betlejem”, „Bóg się rodzi”. Po rosyjsku, ale też po polsku. I to jest najbardziej wzruszające. Wszystkie inne święta, Boże Ciało czy 15 sierpnia są obchodzone. Odbywa się też katechizacja, na lekcje religii przyjeżdżają siostry zakonne.
Pani mieszka w Tomsku. Jaki jest ?
Tomsk to miasto, które ma ponad 400 lat. Został założony w 1604 roku. Jest to duży ośrodek akademicki, znajduje się tutaj około siedmiu uniwersytetów. Polacy też byli zsyłani do tego regionu. Ich historia jest ciekawa. Zakładali oni m.in. uniwersytety, pracowali tam jako profesorowie, lekarze. Tomsk jest znany w Rosji jako miasto drewnianych budynków. Pracowali tu też polscy architekci. Jednym z nich był syn powstańca styczniowego Wincenty Orzeszko. Żoną jego brata była pisarka Eliza Orzeszkowa. A współcześnie? Nieoficjalnie mówi się, że w każdej tomskiej rodzinie płynie polska krew.