Biada zdrajcom. Dla kogo nie ma miejsca w szeregach kapłańskich?
Służbę w wojsku i Kościele, wbrew pozorom, sporo łączy. Po pierwsze, jedna i druga nie jest dla każdego. Po drugie, obie wymagają odwagi, poświęcenia, hartu ducha. Po trzecie, żołnierz i kapłan muszą znać swoje miejsce w szeregu. Dobrze o tym wie każdy generał, na przykład metropolita białostocki abp Józef Guzdek, wieloletni biskup polowy Wojska Polskiego.
Na zakończenie tegorocznej procesji Bożego Ciała w Białymstoku wypowiedział słowa godne wielkiego dowódcy: - Jeżeli kapłan zdradzi Chrystusa i kapłańskie ideały, nie ma dla niego miejsca w szeregach kapłańskich.
Jak niektórzy kapłani potrafią zdradzać swego Mistrza, widzimy dziś bardzo dobrze. Widzimy znacznie lepiej niż kiedyś. Bo informacje, szczególnie negatywne, rozchodzą się obecnie z prędkością światła. Dlatego nie dziwi, że wiernych oburzają występki duchownych, jak i ich częsta bezkarność. I to z nią chce skończyć metropolita białostocki.
W Boże Ciało niejako odwołał się do honoru żołnierza. Przecież żołnierka nie jest dla tchórzy, słabeuszy, maminsynków, bawidamków, lalusiów, narcyzów czy „mocnych w gębie”. Służba w wojsku jest dla ludzi czynu, wiernych przysiędze, którzy potrafią narażać swoje zdrowie i życie. A czy kapłan nie jest żołnierzem Chrystusa?
Trzeba zauważyć, że abp Guzdek nie mówił o kapłanie błądzącym, zagubionym czy wątpiącym, ale o tym, który „zdradzi Chrystusa”. Zdrada to coś więcej niż błąd, pomyłka czy chwilowy kryzys. Zdrada jest świadomym i celowym złamaniem przysięgi. Judasz zdradził Jezusa za trzydzieści srebrników.
Tak jak dla zdrajcy ojczyzny nie ma miejsca w szeregach armii, tak nie może go być w stanie duchownym dla kapłana, który zdradza wiernych i Tego, który go powołał do służby. To twarde słowa. Ci, którzy bliżej znają metropolitę białostockiego, przyznają, że potrafi być stanowczy, a czasem surowy. Kiedy zaczynał służbę w ordynariacie polowym, wdrożył hasło „zero tolerancji” dla tych, którzy mają na sumieniu krzywdę wyrządzoną dziecku.
Teraz generał brygady abp Józef Guzdek pogroził publicznie palcem swoim „podkomendnym”. Patrząc na jego dotychczasową działalność, nie jest to gest bez pokrycia.