Bezkrytyczna wiara w urzędowe decyzje
Ostatnio dużo się mówi o planowanej przez MEN reformie szkolnictwa. Nie będę się wypowiadał o tej konkretnej reformie, ale chciałbym skupić uwagę na ogólniejszej obserwacji. Otóż twórcy takich regulacji żywią przesadną wiarę w to, że samo ich wytworzenie i uchwalenie od razu zmieni rzeczywistość.
Z moich kontaktów z urzędami centralnymi i z urzędnikami dzierżącymi w nich ważne stanowiska wiem, że na ogół nie uważają oni za stosowne zniżyć się do dokładniejszego zbadania zagadnień, które mają z urzędu uregulować. Przecież i tak wiedzą doskonale, jak ma być! Więc jeśli jest inaczej, to wystarczy tylko zadekretować, że ma być tak a tak. I wierzą, że będzie, choćby to przeczyło logice, prawom fizyki i regułom ekonomii - że o woli ludzi nie wspomnę!
Jeszcze gorzej jest, gdy odbiorcy wierzą święcie, że skoro coś zadekretowano urzędowo, to z pewnością ma to sens i da dobre wyniki w praktyce!
Mógłbym przytoczyć wiele przykładów takich urzędowych nonsensów z mojej pracy na uczelni. Napotkałem ich mnóstwo, zwłaszcza w okresie, gdy pełniłem funkcję rektora.
Ale ciekawiej będzie sięgnąć do historii i opowiedzieć o pewnym zarządzeniu z XVIII wieku. W tym czasie zdarzało się wiele pożarów, więc władcy różnych europejskich państw i państewek podejmowali starania o ograniczenie tej plagi. Z intencją takiej właśnie troski o poddanych książę Ernest August von Sachsen-Weimar wydał w dniu 24 grudnia 1743 roku zarządzenie, określające jak należy postępować w razie pożaru. Otóż remedium miały stanowić drewniane talerze ozdobione odpowiednimi figurkami i literami...
W przypadku pożaru należało te talerze wrzucić do ognia, a „żar niezawodnie zostanie stłumiony” - jak zadekretował książę w swoim zarządzeniu. Z typowo niemiecką dokładnością i dbałością o szczegóły książę w swoim zarządzeniu podał też wzór takiego „gaśniczego talerza” oraz wzory figur i liter, jakie powinny być na nim naniesione. Dokument także precyzował, że talerze te muszą być wykonane koniecznie w piątek, podczas ostatniej kwadry księżyca, między godzina 11 a 12. Zarządzono też, że przy nanoszeniu na talerz wymaganych figur i liter należało używać wyłącznie nowego pióra oraz nowego atramentu (żeby wcześniej pisane tym piórem treści nie zaburzyły magicznej mocy gaszącej talerzyka). Książę nie pominął niczego i dokładnie opisał, że wrzucanie talerzyków do ognia należało powtórzyć trzykrotnie, wypowiadając przy tym określoną formułkę.
Ciekawe, czy chociaż jeden pożar udało się w ten sposób ugasić? Historyjkę tę polecam uwadze wszystkich osób przesadnie wierzących w mądrość urzędowych zarządzeń oraz w skuteczność precyzyjnego przestrzegania zawartych w nich nakazów i zaleceń.
Obawiam się bowiem, że nader często mamy do czynienia z wrzucaniem do ognia drewnianych talerzyków.