Będzie kasa, to będą inwestycje
Samorządowcy za absurd uważają zarzut, że nie inwestują na złość rządzącym. Wskazują, że nie ma konkursów, w których mogą startować po pieniądze.
Tego, że w 2016 roku inwestycje wyhamowały, nie neguje nikt. Trudno dyskutować z danymi GUS. Mówią one o 7,7-procentowym spadku w pierwszych trzech kwartałach br. Prezes PiS winą obarczył przedsiębiorców, a premier „niektóre samorządy”, w których władzę ma PO i PSL i jest w nich taka filozofia, by na złość władzy nie realizować inwestycji zgodnie z planem.
Sprawa wcale nie jest tak czarno-biała, jak chcieliby politycy PiS, a rządzący mają w tym spowolnieniu swój udział. Inwestycje wyhamowały w każdym sektorze, także w spółkach z udziałem Skarbu Państwa.
Z szacunków Ministerstwa Rozwoju wynika (podał je portalsamorzadowy.pl), że w latach 2014-2020 z unijnych funduszy do samorządów może trafić ok. 100 mld zł, z czego 65 mld to regionalne programy operacyjne.
Do tej pory w całym kraju podpisano umowy na 17 proc. kwoty, a na koniec roku powinno to być 19 proc., by przyznane pieniądze były w pełni wykorzystane.
Kujawsko-Pomorskie w ramach RPO (Regionalny Plan Operacyjny) ma dostać 1,9 mld euro.
- Każdy samorząd jest zainteresowany inwestowaniem, by zaspokoić potrzeby mieszkańców, zadowolić wyborców - zauważa Piotr Tomaszewski, skarbnik Bydgoszczy. Przypomina, że w opóźnieniu wydawania pieniędzy rząd ma swój udział. W kwietniu samorządy dostały pismo z Ministerstwa Rozwoju, by wstrzymały się z ogłaszaniem przetargów do końca sierpnia, bo nowelizowane jest prawo zamówień publicznych. - Poza tym zmienił się rząd, nastąpiła duża wymiana urzędników, część procedur została wyhamowana. To jest naturalne - uważa.
Nowa perspektywa dopiero na dobre się zaczyna. W 2017 r. Bydgoszcz na inwestycje ma zaplanowane 440 mln zł, rok później 650 mln.
- Trudno inwestować, gdy ciągle nie ma konkursów, są opóźnienia we wdrażaniu dokumentacji - mówi Marcin Skonieczka, wójt gminy Płużnica (pow. wąbrzeski). - A dokumenty w konkursie składamy dopiero, gdy znamy kryteria wyboru projektów. Konkursów z RPO jest mało.
W opinii wójta Skonieczki pieniądze z obecnej perspektywy są trudniejsze do zdobycia. - Teraz są bardziej kierowane do konkretnej grupy odbiorców, np. szpitali, Urzędu Marszałkowskiego. Wcześniej w kryteria wpisywała się szersza gama projektów.
Pieniądze unijne to, niestety, ogrom biurokracji, kryteriów, strategii, uzgodnień, szczegółowych opisów - procedury, które laikowi mało co mówią, wymieniać można jeszcze długo.
- Nie znam przypadku, by ktoś celowo hamował inwestycje, ale procedury są skomplikowane - nie ukrywa Jerzy Zająkała. Wójt Łubianki (pow. toruński) jest członkiem Komitetu Monitorującego przy Urzędzie Marszałkowskim w Toruniu. - Bardzo dużo pracy zostało włożone w procedury oceniania projektów, przygotowanie zestawów kryteriów.
W każdym razie wójt sądzi, że od następnego roku inwestycje ruszą na dobre, a rozpędzą się w 2018 roku.
Dodajmy - czego nikt nie dopowiada - roku wyborów samorządowych.
Zająkała jednak powodu przewlekłości upatruje u samego źródła, czyli w Komisji Europejskiej. - Za późno to wszystko się zaczyna - sądzi.
RPO dla województwa kujawsko-pomorskiego został przyjęty przez Komisję Europejską w grudniu 2014 r. jako pierwszy z 16 programów regionalnych. - Ale dopiero od sierpnia 2015 r. po przyjęciu innych dokumentów można uczciwie liczyć czas rozpoczęcia wdrażania RPO - wyjaśnia Barbara Jesionowska, wicedyrektor marszałkowskiego Departamentu Rozwoju Regionalnego. - Od tego czasu przygotowywane są właśnie zestawy kryteriów wyboru projektów, ogłoszone konkursy, ponad 100 projektów jest wybranych do dofinansowania, a setki innych są aktualnie oceniane.
Na to, że przygotowanie dokumentów się ślimaczy, mają też wpływ prace nad zmianami w ustawach albo brak krajowych programów.
Inwestycje ruszą od przyszłego roku, a potrwają do końca 2023 r., tak zostało zapisane.