W czwartek w Rio de Janeiro Polki walczyć będą złoto. Jeśli pozwoli pogoda . W środę wioślarskie zawody odwołano z powodu wysokiej fali.
– Chcemy, żeby to był nasz bieg życia. Jeśli będzie, to… – Magdalena Fularczyk-Kozłowska zawiesza głos. Kończyć nie musi. Wiadomo, co będzie.
Z Natalią Madaj proszą, żeby nie wieszać im medali na szyjach, tym bardziej złotych, ale dziś na start dwójek podwójnych na olimpijskim torze podpłyną w roli głównych faworytek. Obok nich ustawią się Greczynki, Litwinki, Brytyjki, Amerykanki i Francuzki. Bardzo mocne osady z Nowej Zelandii i Australii odpadły w półfinałach.
– Z kim powalczymy o zwycięstwo? Przede wszystkim ze sobą – mówi Fularczyk-Kozłowska. – Na pewno jednak nikt nie przyjechał tutaj myśląc, aha, są Polki to my już nie płyniemy.
Cztery lata temu w Londynie zdobyła brązowy medal, wtedy w dwójce pływała z Julią Michalską. Dwie indywidualności. W łodzi dogadywały się nieźle, ale poza nią były osobami z dwóch różnych bajek. Poza tym po igrzyskach Michalska zakończyła karierę (z czasem ją wznowiła, na krótko), urodziła dziecko, teraz spodziewa się drugiego.
Fularczyk-Kozłowska musiała szukać nowej partnerki. Z Madaj znały się bardzo dobrze. W 2007 roku na młodzieżowych mistrzostwach świata obie zdobywały medale, potem razem, wiosło w wiosło, walczyły o wyjazd na igrzyska do Pekinu. Nie udało się.
Fularczyk-Kozłowska: – Los zdecydował, że wtedy się rozstałyśmy i każda wiosłowała w innych osadach. Później próbowałyśmy zgrać się z Natalią w czwórce i to też nam dużo dało. Można powiedzieć, że ten nasz debel dojrzewał, razem z nami. Z czasem znalazłyśmy też swój sposób pływania. Stworzyłyśmy duet, który świetnie się uzupełnia. Bywa, że Natalia przejmuje stery, kiedy trzeba to ja tupnę nogą.
W ich łodzi jest demokracja. W wioślarstwie z reguły jest inaczej, sprawy są prostsze, gdy w osadzie jest lider, wodzirej. Taki na przykład, jakim był Marek Kolbowicz u „Dominatorów” ze złotej czwórki podwójnej.
– Niedawno o tym rozmawiałyśmy. Nawet w naszej reprezentacji inne deble są tak poukładane, że jedna starsza, druga znacznie młodsza. A u nas jest równowaga – mówi Madaj, rocznik 1988. Fularczyk jest niespełna rok starsza.
– Nie można powiedzieć, że któraś dowodzi. Raz powie jedna, raz druga, bardzo dobrze ta współpraca się układa. Nie dyskutujemy ze sobą. Na dystansie mamy swoje hasła, czy przyspieszamy, czy atakujemy, itp. Jeśli jedna podejmuje jakąś decyzję, druga idzie za nią jak w ogień. Nigdy nie ma kontry, że jeszcze nie, albo za pięć chwytów. Jak teraz to teraz – opowiada Madaj.
A zatem – teraz. To jest ich moment. - Mamy taką nadzieję. Proszę trzymać kciuki. Również za to, żeby było dobre warunki – podkreśla Madaj.
Tego akurat zagwarantować się nie da. Wczoraj ze wzgórz wokół Rio do miasta spłynęła gęsta mgła, rozpadało się i zerwał się porwisty wiatr. Zawody zostały odwołane. W finałach miały płynąć nasze czwórki podwójne. Jedna – Monika Ciaciuch, Agnieszka Kobus, Maria Springwald i Joanna Leszczyńska – z dużymi medalowymi szansami. Druga – Mateusz Biskup, Wiktor Chabel, Dariusz Radosz i Mirosław Ziętarski – nie mająca nic do stracenia. Co się odwlecze... Zawody zostały przełożone na dziś. W sumie więc będziemy mieć trzy polskie finały. Pod warunkiem, że poprawi się pogoda.