Bartosz Arłukowicz: Kidawa-Błońska będzie niezależnym prezydentem, gwarantującym prawdziwą zmianę
- Borys Budka ożywił Platformę. Widać, że pojawiła się nowa energia i pomysły, ale także inny sposób zarządzania partią. To ma swój oddźwięk już w innym stylu prowadzenia tej kampanii wyborczej - mówi Bartosz Arłukowicz, europoseł PO.
Czego się spodziewać po sobotniej konwencji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej?
To będzie początek kolejnego etapu kampanii Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, zgodny z przyjętą wcześniej przez nas strategią. Będzie to z pewnością ważne wydarzenie, na którym padną ważne słowa.
Ale to będą ważne słowa z cyklu: trzeba odsunąć PiS od władzy? Czy należy się spodziewać konkretów programowych?
To będą ważne słowa tłumaczące, dlaczego Polska potrzebuje zmiany i w jakich obszarach życia publicznego ta zmiana musi nastąpić. Nam nie chodzi tylko o zmianę personalną na stanowisku prezydenta. Chcemy także zmiany w podejściu do państwa, rozumienia sposobu jego funkcjonowania, relacji między różnymi grupami społecznymi i zawodowymi.
Pamiętając wasze poprzednie konwencje, powiecie, że Polska po rządach PiS wymaga całkowitej zmiany we wszystkich obszarach. Tak będzie także tym razem?
Rozumiem, że pan wie, co chcemy powiedzieć.
Jakbym wiedział, to bym nie pytał.
W czasie konwencji powiemy, jaki mamy plan na Polskę. Proszę o jeszcze odrobinę cierpliwości.
Ale we wszystkich obszarach, czy jakoś go jednak zawęzicie?
To będzie konwencja, w czasie której przedstawimy naszą koncepcję tego, jak powinna funkcjonować Polska po zmianie głowy państwa.
Spodziewać się deklaracji w stylu „akt odnowy Rzeczpospolitej”, którą swego czasu zapowiadał Grzegorz Schetyna?
Raz jeszcze powtórzę: proszę uzbroić się w cierpliwość. W sobotę wszystko będzie jasne.
A wychodząc poza waszą konwencję: wokół czego rozegra się ta kampania prezydencka?
Od początku do końca kampania będzie oscylowała wokół ludzi i ich realnych problemów, a nie wokół wyimaginowanych problemów PiS, który próbuje narzucać swoje partyjne narracje. Codziennie, każdego dnia spotykamy się z ludźmi na spotkaniach w całym kraju. Wszędzie bezpośrednio z Polakami, bez barierek, bez ochroniarzy. Ludzie mają swobodny dostęp do Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, mówią jej o swoich bolączkach, o tym, dlaczego im się źle żyje, jakich zmian oczekują, co należy zmienić i poprawić.
I leitmotivem tej kampanii będą spotkania?
Nie, ludzie.
Pięć lat temu do ludzi dotarł PiS z programem „500 plus”. Chcecie to przebić?
Nie zamierzamy nikogo niczym przebijać. Realizujemy swój plan. Prowadzimy kampanię według strategii, którą przyjęliśmy wcześniej, i skupiamy się na tym, żeby jak najlepiej i najskuteczniej dotrzeć do ludzi. Ludzi w całej Polsce, żyjących i w miastach, i w miasteczkach, i we wsiach. Dlatego nie organizujemy zamkniętych konwentykli partyjnych, tylko staramy się jak najwięcej czasu spędzać z Polakami tam, gdzie oni mieszkają.
Ale wy chcecie z tym ludźmi tylko rozmawiać, czy też im coś zaoferować?
Przede wszystkim chcemy rozmawiać i rozwiązywać problemy, z którymi się zmagają. Widzimy, jak wiele ich się nawarstwiło.
Jakie problemy dominują?
Jest ich coraz więcej. Po kolei: szalejąca drożyzna, wszechobecny chaos we wszystkich dziedzinach życia publicznego, właściwie destrukcja systemu ochrony zdrowia oraz wymiaru sprawiedliwości. Mógłbym wymieniać bez końca. Ludzie to widzą, a najwięcej mówią o służbie zdrowia i drożyźnie.
Część ekonomistów z Leszkiem Balcerowiczem na czele mówi od dawna, że PiS robi z Polski drugą Wenezuelę, bo wpuszcza do obiegu dużego pustego pieniądza w ramach transferów społecznych. Gdyby te pieniądze z rynku ściągnąć, to inflacja by wyhamowała.
To kontrolowany przez PiS Sejm na wniosek prezydenta Dudy powołał Adama Glapińskiego na stanowiska prezesa NBP. Czy ktoś widział w ostatnim czasie jakąkolwiek aktywność pana Glapińskiego w temacie stabilizacji gospodarki?
Według pana powinien zajmować się podnoszeniem stóp procentowych? Dobrze pana rozumiem?
On powinien zajmować się bezpieczeństwem ekonomicznym Polaków, którzy muszą coraz więcej wydawać na codzienne zakupy. Niestety, prezes Glapiński jest kojarzony wyłącznie z tematem pracowników NBP. O tym też mówią nam Polacy na spotkaniach.
Rozumiem, że teraz nawiązuje pan do skandalu z bardzo wysokimi pensjami jego asystentek. Ale to nie ma wiele wspólnego z inflacją - z nią mają za to stopy procentowe.
To prezydent Duda zaproponował kandydaturę Adama Glapińskiego na stanowisko prezesa NBP, więc teraz powinien zmobilizować go do tego, aby ten zaczął walczyć z inflacją i dbać o bezpieczeństwo finansowe Polaków.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień