Bardzo dużo emocji w spotkaniach derbowych. Reszta dostała do zera
W minionej kolejce drugiej ligi mieliśmy dwa mecze derbowe. Wielkie emocje zafundowali kibicom gracze w Międzyrzeczu. Młodzież z A.Z. Iwaniccy nie chciała być gorsza i ostro powalczyła z Olimpią.
GBS Bank Orzeł Międzyrzecz - Astra Nowa Sól 3:2 (31:29, 20:25, 15:25, 25:23, 17:15).
GBS Bank Orzeł: Misterski, Baran, Haładus, Strajch, Tobys, Olejniczak, Wanat (libero) oraz Walczak, Rolewicz, Szulikowski i Sławiński.
Astra: Klucznik, P. Gajowczyk, Lis, Grześkowiak, Bitner, Jeton, Pabisiak (libero) oraz Witkiewicz, Arkadiusz Zakrzewski i Goltz.
Ponad 300 osób oglądało w sobotę pełen dramaturgii derbowy pojedynek. I nie zawiedli się, bo starcie wicelidera z Nowej Soli z czwartym w tabeli Orłem było wyśmienitą ucztą dla oka. Ba, powiedzieć, że był to najlepszy mecz w tym sezonie w Międzyrzeczu, a jego losy ważyły się aż do ostatniej akcji w tie-breaku, to stanowczo za mało...
Niemal każdy set wyglądał identycznie. Po kilku akcjach punkt za punkt później inicjatywa należała do nowosolan, którzy odskakiwali na 3-4 „oczka” i prawie do końca kontrolowali przebieg partii. Tak było w pierwszej, gdy Astra była górą od stanu 2:6 do 18:22, w drugiej - od 3:6 do 18:23 oraz w trzeciej - 9:12 do 15:25. Co zatem stało się, że jedynie dwie z nich padły łupem gości?
W secie otwarcia w końcówce „Orły” najpierw dzięki lepszej grze blokiem zdołały wyrównać na 23:23, a potem obroniły setbola. Gospodarze, którzy długo byli w odwrocie, złapali wiatr w żagle i po długiej wymianie, za szósym podejściem, zakończyli partię zwycięsko.
W drugim i trzecim podopieczni trenera Przemysława Jetona byli już bardziej ostrożni, a animuszu dodała im kontuzja rozgrywającego Orła. Piotr Haładus już w drugim secie (przy stanie 3:5) skręcił kostkę i resztę spotkania obejrzał z... pozycji leżącej, obok ławki rezerwowych.
Gdy także czwarta odsłona była długo pod kontrolą przyjezdnych, wydawało się, że jest po meczu. Tymczasem sprawy w swoje ręce wzięli od początku świetnie spisujący się w ataku Łukasz Tobys i zastępujący Haładusa na rozegraniu Krzysztof Rolewicz. Seria dobrych zagrywek tego ostatniego przyniosła zaskakujący zwrot akcji. Od stanu 19:22 międzyrzeczanie zdobyli pięć punktów z rzędu.
W tie-breaku znów świetny początek mieli nowosolanie (1:4), a mimo to gospodarze jako pierwsi zyskali możliwość zwycięskiego finału, wcześniej szybko doprowadzając do remisu. Dwa pierwsze meczbole goście obronili, ale przy trzecim byli już bezradni. Takiej radości z trudem wywalczonego sukcesu jak w sobotę, w Międzyrzeczu dawno nie było! Więcej na temat derbów we wtorek, 2 lutego w „GL”.
A.Z. Iwaniccy Gubin Krosno - Olimpia Sulęcin 1:3 (25:22, 18:25, 20:25, 19:25).
A.Z. Iwaniccy: Drela, Buła, Mozalewski, Chojnacki, Koziuk, Lasota, Zalewski (libero) oraz Strzałkowski, Siegiel, Pawelczyk.
Olimpia: Janas, Sławiak, Romańczuk, Gajowczyk, Troska, Greś, Sas (libero) oraz Jurant, Kowalski, Stefanowicz.
Na trybunach w Gubinie nie pojawiło się zbyt wielu kibiców. Przyjezdni byli bardzo słyszalni ze swoimi bębnami i przyśpiewkami, dzięki czemu Olimpia mogła się czuć, że gra jak u siebie. Być może goście poczuli się zbyt swobodnie, ponieważ gubińsko-krośnieńska młodzież zaczęła mecz naprawdę dobrze. Już w trzeciej akcji blok zaliczył Krzysztof Koziuk. Chwilę później Dawid Mozalewski zaatakował po skosie. Następnie razem ponownie wspólnie zablokowali sulęcinian. Zrobiło się 9:3. Zawodnicy Olimpii popełniali proste błędy, wiele razy dotknęli siatki, mieli problemy z przyjęciem. Dobrze prezentował się jedynie libero Maciej Sas, który wyłapał kilka trudnych piłek. Mimo gonitwy w końcówce to miejscowi wygrali pierwszego seta.
W drugiej partii koncertowo zagrali goście. Ciężar gry wzięli na siebie Kacper Gajowczyk i Wojciech Janas. Olimpia objęła prowadzenie 5:1. Drużynie Iwaniccy widocznie przestało wychodzić. Wkradły się też proste błędy. Po kolejnym ataku Janasa ze skrzydła przyjezdni objęli wysokie prowadzenie (13:18) i nie oddali go do końca.
W trzecim secie walka była bardzo wyrównana. Od bloku zaczął Kamil Chojnacki, następnie zaatakował ze środka. Sulęcin nie pozostawał dłużny, dwa punkty z rzędu zdobył Gajowczyk. Trwała wymiana punkt za punkt. Olimpia odskoczyła w końcówce (13:16). Siatkarze beniaminka często dawali się nabrać na „kiwki”, z czego skrzętnie korzystał Damian Sławiak.
Wydawało się, że w czwartym secie wszystko potoczy się szybko. Goście wyszli na prowadzenie 5:1. Gospodarze podjęli jeszcze walkę. Skuteczne ataki wyprowadzali Dawid Buła i Michał Lasota, który nękał przeciwników na zagrywce. Drugi z wymienionych obijał blok rywali. W końcu jednak Olimpia odskoczyła. Janas zdobył kilka ważnych punktów. Pokazał się też Tomasz Kowalski, który zanotował w końcówce blok i as serwisowy.
- Wiedzieliśmy, że początek tego meczu będzie trudny. Zawsze tak jest, gdy gra się z młodą kadrą. Wyszli na nas bardzo mocno, nękali zagrywką. Na szczęście odzyskaliśmy rytm w drugim secie i kontrolowaliśmy przebieg spotkania - mówił Łukasz Cbachhajec, szkoleniowiec Olimpii.
Trener gospodarzy, Maciej Uderjan przyznał, że to udało im się wygrać w pierwszym secie, ponieważ goście grali słabo. - Później było już trudniej, ale i tak jestem dumny z chłopaków, ponieważ postawili się i grali momentami bardzo dobrze - stwierdził.
Gwardia Wrocław - AZS UZ Zielona Góra 0:3 (24:26, 22:25, 20:25).
AZS UZ: Kępski, Ryba, Kaczurowski, Jasnos, Kupisz, Ruciński, Zasowski (libero) oraz Wiśniewski, Baumgarten, Januszewski, Biczyk, Tarnowski.
Dla zielonogórzan starcie w stolicy Dolnego Śląska było bardzo ważne pod kątem zapewnienia sobie miejsca w czołowej czwórce. Po ostatnich ośmiu zwycięstwach wydawało się, że akademicy postawią przysłowiową kropkę nad „i”, potwierdzając wysoką formę. Faktycznie tak się stało. Ekipa trenerów Tomasza Palucha i Zbigniewa Zarzecznego przywiozła z Wrocławia komplet punktów, nie tracąc ani jednego seta. To w sumie ich dziewiąty triumf z rzędu. Warto dodać, że AZS jest obecnie wiceliderem tabeli.
- To był ciężki mecz, którego się z resztą spodziewaliśmy. Trudno było zwłaszcza w pierwszym secie, rywalizowaliśmy punkt za punkt. Zdobyliśmy komplet, ale ogólnie rzecz biorąc był to pojedynek walki. Moim zdaniem było to fajne spotkanie do oglądania. Wrocław popełnił kilka błędów. My się ciszymy z tego zwycięstwa, bo jeszcze nigdy tam nie triumfowaliśmy - podsumował trener Paluch, który ostrożnie wypowiada się na temat końcówki rundy zasadniczej. - Czwórka będzie nasza jak wygramy za dwa tygodnie z Gubinem. Każda z pięciu czołowych ekip ma szanse. Prawda jest taka, że nasz terminarz jest nieco łatwiejszy od pozostałych, ale żadnego przeciwnika nie wolno lekceważyć. Nie dopisujemy punktów, tylko skupiamy się na grze - tłumaczył szkoleniowiec.
Sobieski Żagań - Bielawianka Bielawa 0:3 (23:25, 21:25, 23:25).
Sobieski: Matusewicz, Bartnik, Śląski, Milczarek, Judycki, Kacprzak, Gregorowicz (libero) oraz Smętek, Sajdak, Bareła (libero).
Cały czas marzący o górnych rejonach tabeli gospodarze czekało w tej kolejce bardzo trudne zadanie. Do Żagania przyjechał bowiem silny lider z Bielawy. Miejscowi postawili rywalom trudne warunki, walczyli zacięcie, ale nie dali rady wygrać chociażby jednego seta.
- Spotkanie było bardzo ciekawe i wyrównane, co widać z resztą po wynikach poszczególnych setów. Nasz młody rozgrywający podołał zadaniu. W końcówkach popełnialiśmy indywidualne błędy i to zaważyło o porażce. Ryzykowaliśmy zagrywką i kilka serwisów zwyczajnie popsuliśmy. Moim zdaniem zbyt wiele. Poza tym uważam, że w mojej drużynie zabrakło doświadczenia, szczególnie w tych końcowych fragmentach - ocenił trener Artur Chaberski. - Cieszymy się, że halę odwiedziło sporo kibiców. Nie poddajemy się i cały czas będziemy walczyć o czwórkę. Mamy szanse. Moim zdaniem spotkanie z Nową Solą o tym zadecyduje - szacował opiekun „wojskowych”.
Okazuje się, że Sobieskiego cały czas nie opuszcza pech. Chodzi o urazy siatkarzy. - W sobotę straciliśmy kolejnego zawodnika... Tym razem kontuzji doznał Kamil Kacprzak i musiał zejść w trakcie trwania pojedynku. To jakaś plaga. Wydaje mi się, że powinien się wyleczyć w ciągu dwóch tygodni. Największym naszym obecnym problem jest brak podstawowego rozgrywającego - tłumaczył Chaberski.