Socjologowie wyjaśniają, że w Polsce nie narasta nietolerancja. Mówią, że to niektórzy politycy, w sposób nieodpowiedzialny, podsycili nastroje homofobiczne i dali wsparcie skrajnym siłom.
Białostocki Marsz Równości po tym, jak zakłócili go kontrmanifestanci, przekształcił się w uliczną burdę. Przeciwnicy środowiska LGBT (m.in. homoseksualistów) obrzucili uczestników marszu kamieniami, jajami, petardami. Pomiędzy grupami doszło do starć i nie obyło się bez rannych.
Pisarz Jacek Dehnel, który był na marszu, relacjonował, że pewna kobieta układała rączki kilkuletniego dziecka w obraźliwy gest skierowany do uczestników marszu, mówiąc do niego: „Ucz się”. Sama zaś krzyczała wulgaryzmy. Po zamieszkach rozpętała się polityczna burza.
Minister edukacji Dariusz Piontkowski stwierdził, że marsze wywołane przez środowiska próbujące forsować „niestandardowe zachowania seksualne” budzą ogromny opór w Polsce i że w przyszłości należy się zastanowić, czy tego typu imprezy powinny być organizowane. Niektórzy przyznali mu rację, ale na jego głowę posypały się też gromy, bo marsz został zorganizowany zgodnie z prawem. Dlaczego właśnie Marsze Równości miałby być blokowane, a nie marsze narodowców, jak np. Marsz Niepodległości lub ten, który w Hajnówce upamiętnia Romualda Rajsa „Burego” - pytali internauci.
Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar wystosował pismo do premiera, w którym liczy, że rząd potępi wypowiedź ministra edukacji, bo wolność organizowania pokojowych zgromadzeń to jedno z najważniejszych praw obywatelskich. Kilka dni później minister edukacji tłumaczył się, że nie jest za zakazem organizowania Marszów Równości.
Na temat zamieszek błyskawicznie wypowiedzieli się inni politycy. Donald Tusk napisał: „Kibole, antysemici, homofobia - nic nowego. Tragedią jest władza, która jest ich patronem”. Przedstawiciele Lewicy Razem, SLD i Wiosny zapowiedzieli kolejny marsz w Białymstoku, choć nie wiadomo, czy się odbędzie - bo nie spełniono wymogów formalnych. Przedstawiciele PiS nie omieszkali wytknąć, że lewica zamierza zbić kapitał polityczny na podsycaniu konfliktu i „cynicznie nakręca spiralę nienawiści”. Zareagowały też inne miasta. W Gdańsku grupa młodych aktywistów zorganizowała manifestację, jako wyraz sprzeciwu wobec nienawiści. A prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz napisała w mediach społecznościowych: „Nie mogę przestać myśleć o tym, co się wydarzyło w Białymstoku. (...) Hańba tym, którzy z Bogiem, honorem i Ojczyzną na ustach polują na innych ludzi, jak na zwierzynę łowną. Hańba tym, którzy motywują ich, ochraniają i błogosławią. Ja mówię NIE takiej Polsce”.
Ale starcie, do którego doszło podczas ostatniego Marszu Równości, jest efektem wcześniejszych wydarzeń.
Wara od naszych dzieci
Na początku roku prezydent stolicy Rafał Trzaskowski podpisał Warszawską Deklarację LGBT+. Dokument zakłada wdrożenie wielu rozwiązań wspierających m.in. osoby homoseksualne. Przewiduje utworzenie Tęczowej Pomocy Miejskiej, a także hostelu dla młodych homoseksualnych osób wyrzuconych z domu. Uwagę polityków PiS przykuł punkt, który mówi o wprowadzeniu do szkół edukacji seksualnej, zgodnie ze standardami Światowej Organizacji Zdrowia. W tych standardach doszukali się oni treści zagrażających dzieciom. Według nich, Światowa Organizacja Zdrowia nakłania do tego, by uczyć dzieci masturbacji i narzuca rodzicom, jak rozmawiać z dziećmi o seksie, w konsekwencji uderza w tradycyjny model rodziny. Jarosław Kaczyński, krzycząc: „Wara od naszych dzieci”, nazwał deklarację atakiem na rodzinę, Wielu ekspertów złapało się za głowy, słysząc taką interpretację.
- Nie wiem, skąd ci politycy to wzięli. Kto miałby uczyć tej masturbacji? Przedszkolanki? Światowa Organizacja Zdrowia nie promuje masturbacji, ale zaleca, żeby wspierać dziecko w naturalnym rozwoju. A przyjęta deklaracja mówi, żeby równo traktować wszystkie dzieci w szkołach, również te nieheteroseksualne. To jest grupa, która jest dziś najbardziej wykluczona i często podejmuje próby samobójcze. Nie rozumiem, jak uczenie akceptacji i tolerancji może uderzać w rodzinę - tłumaczy Aleksandra Dulas, socjolog i pedagog, prezes Fundacji Nowoczesnej Edukacji SPUNK.
W publicznej dyskusji na ten temat uczestniczy Zofia Klepacka-Noceti, mistrzyni w windsurfingu. „Ja po prostu się nie zgadzam na promocję wynaturzeń, będę bronić tradycyjnej Polski” - powiedziała. Z jednej strony, środowiska lewicowe zaapelowały, aby wykluczyć ją z reprezentacji Polski. Z drugiej strony, do akcji „solidarności z Klepacką” przyłączyło się już kilkadziesiąt tysięcy Polaków i ta liczba cały czas rośnie.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień