Barbara Nowacka: Lewica musi przekonać ludzi, że nie jest oderwana od rzeczywistości
O kobietach, trudnych relacjach z SLD i rządach PiS mówi liderka lewicy Barbara Nowacka. Zdradza, z kim mogłaby pójść do wyborów.
Podlaski KOD, zapraszając na spotkanie z Panią w Białymstoku podkreślał, że opozycja w Polsce to nie tylko Platforma Obywatelska i Nowoczesna. Faktycznie jest coś więcej? Niektórzy mają wątpliwości.
Barbara Nowacka, polityk, działaczka feministyczna, założycielka stowarzyszenia Inicjatywa Polska: Wątpliwości mają tylko ci, którzy nie chcą widzieć więcej. Jeżeli przypomnimy sobie czarne protesty, ale również działania Komitetu Obrony Demokracji to widać, że w opozycji nie są tylko partie polityczne. Są tam również ruchy obywatelskie, stowarzyszenia, działania ludzi, którzy nie utożsamiają się z partiami konserwatywnymi albo konserwatywno-liberalnymi. Ci ludzie chcą być aktywną częścią społeczeństwa demokratycznego i chcą działać skutecznie.
W czarne protesty opozycyjne partie też się angażowały.
Próba upartyjnienia czarnych protestów to błąd. To błąd upartyjniać tę wielką energię sprzeciwu kobiet nie tylko wobec zmian w prawie aborcyjnym, które propagowało PiS, ale w ogóle wobec zmian, wobec sytuacji, w jakiej polskie kobiety są. Biedy, wykluczenia, przemocy, agresji, braku równych praw i szans, pogardy.
Ale mamy XXI wiek. Sytuacja kobiet faktycznie jest aż tak zła?
Wystarczy odsłuchać nagrań pani Piaseckiej, żony radnego PiS, poczytać komentarze, jakie są pod tym nagraniem i to co mówi wiele kobiet. Przemoc domowa jest doświadczeniem wielu kobiet w Polsce. Słowa pogardy słyszeliśmy nawet od ministrów: a niech się pobawią, kiedy dziewczyny szły zdesperowane, by walczyć, by nikt im w brzuchach nie grzebał, nie decydował za nie. Kolejna sprawa - dyskryminacja na rynku pracy. Proszę zobaczyć kto zarabia mniej, które zawody są nisko płatne: salowe, dziewczyny pracujące na kasach w hipermarketach, nauczycielki, pielęgniarki. To jest powszechne. To nie jest tak, że wszystkie kobiety żyją w piekle. Są też elity, tak jak Beata Szydło, które nie widzą otaczającego piekła, bo co można widzieć z limuzyny? A są kobiety, dla których dyskryminacja w różnych aspektach jest codziennością. Są oczywiście szczęśliwe, kochające się rodziny, gdzie są relacje partnerskie. Jednak widzimy, jak instrumentalnie traktuje się prawa kobiet i nie jest to zarzut wyłącznie pod adresem obecnego rządu, ale również do poprzednich, że o te prawa nikt nie walczył.
O prawa kobiet w sposób szczególny powinny chyba walczyć kobiety - politycy. Przecież mamy swoje reprezentantki.
To nie jest tak, że kobiety będą walczyć o prawa kobiet. Jest wiele polityczek, które będą działać na rzecz swojej pozycji w partii i występować przeciwko kobietom. Z drugiej strony znam wielu mężczyzn i chłopaków, którzy będą z kobietami ramię w ramię walczyli o równe prawa. Bo wtedy społeczeństwo będzie szczęśliwsze, bardziej produktywne. Po co my walczymy o tę równość? Nie tylko dlatego, że nam się to słowo podoba. Tylko dlatego, że społeczeństwo, w którym kobiety i mężczyźni mają równy dostęp do praw, szans, rynku pracy jest społeczeństwem lepiej rozwijającym się, szczęśliwszym, które ma wyższy produkt krajowy brutto. Nie da się kobiet znów wepchnąć do domów, bo chcemy być dziennikarkami, nauczycielkami, posłankami, premierkami, informatyczkami. Jest po prostu dużo świetnie wykształconych kobiet i PiS nie tak łatwo to odwróci, ale próbuje to kontrolować.
Ta kontrola może być skuteczna?
Ustawowo udaje się partii rządzącej ta kontrola, bo ma większość. Udaje jej się niszczyć chaosem szkolnictwo, rozwalać sądy. Formalnie odnosi sukces. Na przykład PiS ograniczyło dostęp do pigułki dzień po. Ale prawda jest taka, że nikt nie zrobił takiej kampanii tej pigułce jak Prawo i Sprawiedliwość w ostatnich paru tygodniach. Zrobili taką promocję temu mało znanemu produktowi, że teraz bardzo wiele kobiet, które nie mając edukacji seksualnej w szkołach, bo żaden poprzedni rząd nie był tym zainteresowany, dowiedziało się, że istnieje taki środek i że można go kupić w Czechach. A PiS uważa to za sukces. Ta partia jest przeszczęśliwa, że znów czegoś zakazała.
Nie szczędzi Pani słów krytyki pod adresem PiS. Ale to właśnie ta partia ciągle prowadzi w sondażach. A lewicy w Sejmie nie ma.
Lewicy nie ma w Sejmie, bo dostaliśmy 7,6 proc. poparcia w ostatnich wyborach. W kolejnych wyborach będziemy już solidną agendą, bardzo dbającą o to, by ci, którzy są z nami, podzielali nasze poglądy. PiS nie wygrało wyborów dzięki polityce ograniczania prawa i wolności. Które partie wygrywają w Polsce? Te, które są zamożne. Przecież oni mają tyle kasy. To dlatego PiS i PO umacniają się, bo stać ich na kosztowne kampanie, stać ich na mocne propagowanie swoich pomysłów. PiS zadziałało bardzo sprytnie. Wzięło pomysł transferów gotówkowych do obywateli. Ten program nie jest niczym nowym, unikatowym. W wielu krajach funkcjonuje, był też propagowany przez socjaldemokratów. I tu rzeczywiście ludzie zagłosowali na PiS, bo wiedzieli, że ta partia ma szansę zrealizować program 500 plus. Ale też udawało mu się skutecznie dotrzeć z przekazem. Mogę mówić wiele o błędach i zaniechaniach lewicy. Ale proszę pamiętać, że robiąc kampanię wyborczą, mając niewielki dostęp do mediów, dużo mniej pieniędzy na billboardy, jest trudniej osiągnąć świetny wynik.
A Janusz Palikot mocno zaszkodził lewicy?
W tym samym stopniu, co Leszek Miller, Włodzimierz Czarzasty, czy lider podlaskiej listy.
Ale Krzysztof Bil-Jaruzelski zrobił całkiem dobry wynik i miałby mandat, gdyby lewica przekroczyła próg wyborczy.
To dlatego, że nie szkodził (uśmiech). Zaszkodziły nie poszczególne osoby, tylko to, że od 2011 roku dwie znajdujące się w Sejmie partie: Twój Ruch i SLD popełniły moim zdaniem strategiczny błąd i zaczęły ze sobą walczyć, zamiast walczyć wspólnie o pewne cele i z prawicą. Gdy zaangażowałam się politycznie, namawiałam do współdziałania. Chciałam, by powstała zjednoczona lewica. Trzeba było zająć się walką z naszymi prawdziwymi przeciwnikami, a nie zajmować się walką ze sobą.
Za to pojawiały się głosy, że gdyby SLD wystartowało samodzielnie, to pewnie byłoby teraz w parlamencie.
Po pierwsze, wystarczy popatrzeć na wyniki polityków, którzy startowali z SLD z pierwszych miejsc. Wyjątkiem jest chyba tylko Jerzy Wenderlich, który zrobił porządny wynik, pozostali dostawali dużo mniej, niż w poprzednich wyborach. Takim przykładem jest choćby Leszek Miller. Gdyby SLD startował sam, pewnie nie byłoby tego życia, które dała koalicja. Ja sama przyniosłam dla tej listy 75 tysięcy głosów. Sprawdzałam wynik w Warszawie Ryszarda Kalisza w 2011 roku i było to 50 tysięcy głosów. Na samym przykładzie Warszawy mogę wskazać, że koalicja przyniosła nam górkę. Proszę też zauważyć, jakie były sondaże gdy zdecydowaliśmy się na koalicję. W czerwcu 2015 roku SLD miało 3 proc. poparcia. Gdy ogłosiliśmy zjednoczoną lewicę nasze sondaże wzrosły do 12 proc. Niestety, problemem była też wadliwa konstrukcja ordynacji wyborczej.
A Partia Razem też była problemem?
Nie. Ja bardzo się cieszę, że jest ktoś bardziej po lewej stronie. Ktoś musi docierać z radykalnym przekazem, żeby kształtować myślenie lewicowe o gospodarce itp. To jest przyjazna konkurencja.
To jakie będą relacje z przyjazną konkurencją w 2019 roku, w czasie kolejnych wyborów parlamentarnych? Stanie Pani na cele lewicy?
Ja będę pracowała razem ze stowarzyszeniem Inicjatywa Polska, które założyliśmy po klęsce zjednoczonej lewicy. Wyszliśmy bowiem z założenia, że największą wartością była ta współpraca, jakiej się nauczyliśmy. Mamy dzisiaj małe i nie tylko małe projekty. Jednym z nich jest: Ratujmy kobiety. To projekt liberalizujący aborcję i przyniesiemy do sejmu ćwierć miliona podpisów. Naprawdę to się żadnej wcześniej lewicy nie zdarzyło. Wielką satysfakcją jest też nasza akcja: Dzieciaki bez biletów i dzięki nagłośnieniu tematu, wskazaniu możliwości, od 1 września uczniowie szkół podstawowych w Warszawie jeżdżą za darmo. Ten sam projekt jest już w wielu innych miastach: Koszalin, Gdańsk, Gdynia.
Jeszcze do Białegostoku musicie dotrzeć.
To musimy znaleźć osoby, które zechcą działać. Ale ich zbieramy. Między innymi po to jeździmy po Polsce, by namawiać ludzi także do dyskusji programowej. Lewica ma zasadniczy kłopot z taką wiarygodnością ludzi, którzy są z nią związani. Przez lata kojarzyła się z SLD, a SLD mając bardzo fajnych, młodych, dynamicznych ludzi, zazwyczaj stawiało na osoby, które tak dobrze się nie kojarzyły. Bo trzeba było zadbać o baronów. Lewica ma trochę pod górkę, tak samo Partia Razem, żeby wytłumaczyć dlaczego jesteśmy potrzebni, co chcemy zmienić w Polsce. Musimy przekonać ludzi do siebie i naszego programu, żeby zobaczyli, że nie jesteśmy jakąś bandą oderwaną od rzeczywistości.
Do wyborów pójdzie Pani wspólnie z Włodzimierzem Czarzastym?
Dzięki koalicji poznałam w SLD wiele wspaniałych osób. Są one otwarte na współpracę, chętne do działania. Trzeba tylko wykazać tę wolę. Ja też nikogo nie będę zmuszać, stawiać pod ścianą. Chciałabym tylko wiedzieć, czy osoby, z którymi rozmawiam mają wspólne poglądy na Polskę. Ale jak popatrzyłam, jak w Łodzi SLD głosowało ramię w ramię z PO przeciwko akcji Dzieciaki bez biletów, a była to decyzja władz partii, to mam wątpliwości co do wspólnych wartości z tymi władzami. Co do ludzi – mam dobre doświadczenia.