Barbara Kudrycka: Inny był Trump z kampanii, a inny jest dzisiaj
Rozmowa z prof. Barbarą Kudrycką, europosłanką PO z Białegostoku, która jest obecnie w Stanach Zjednoczonych.
Jak Pani obstawiała wynik wyborów prezydenckich w USA? Donald Trump czy Hillary Clinton?
Oczywiście głosowałabym na Hillary Clinton. Nie tylko dlatego, że jest kobietą, ale dlatego, że ma ogromne doświadczenie. Szczególnie w polityce zagranicznej. To, że jest kobietą też miało znaczenie, bo jej zwycięstwo byłoby historyczne. Byłaby pierwszą kobietą na fotelu prezydenta USA. Myślę, że wszystkie kobiety, nawet w Europie, trzymały za nią kciuki. Nie udało się i bardzo żałuję.
Co Pani pomyślała, kiedy wygrał Donald Trump?
Oczywiście był ogromny żal. Natomiast zastanawiałam się, czy Trump będzie dobrym prezydentem patrząc na jego kampanię wyborczą. A była ona wyjątkowa. Po raz pierwszy prowadzona w ten sposób. Z takimi tekstami, które serwował...
Wyjątkowa, bo brutalna? Czy ze względu na poziom dyskusji?
Brutalna walka między kandydatami już się zdarzała wcześniej. Natomiast Trump wygłaszał bardzo niepopularne teksty, takie na przykład, że wyprawi z powrotem dwa lub trzy miliony emigrantów. Bardzo mu też zaszkodziła ta sprawa obyczajowa z kobietami. I to były te elementy, które wcześniej w aż takim zakresie się nie pojawiały w kampaniach. Trump był na pewno bardzo oryginalnym kandydatem.
Jak Pani sądzi, co wybór Donalda Trumpa może oznaczać dla Polski?
Z uwagi na nasze położenie geograficzne niebezpieczne jest to, co powiedział o NATO. Że lekceważy je i nawet może doprowadzić, że USA się z niego wycofają. Gdyby do tego doszło, byłoby to nieprawdopodobnie niebezpieczne dla Polski. Podobnie jak jego kontakty z Rosją i Putinem. Myślę jednak, że jest pewna różnica pomiędzy Trumpem podczas kampanii wyborczej i Trumpem dzisiaj.
Zdaje się, że już jako prezydent- elekt łagodzi swój język.
Wyraźnie łagodzi swój język, wyraźnie widać, że stara się pokazać jako osoba odpowiedzialna. Myślę, że podstawowa różnica pomiędzy nim, a nawet Jarosławem Kaczyńskim jest taka, że on będzie pełnić tę funkcję prezydenta formalnie i w związku z tym będzie obarczony również odpowiedzialnością za swoje czyny. Przecież gdyby popełniał jakieś dramatyczne błędy, wbrew nawet Republikanom, którzy mają większość w Kongresie, to mogliby oni oprowadzić do impeachmentu (procedura usunięcia z urzędu - przyp. red.). Myślę, że jednak okaże bardziej profesjonalną twarz. Zdobył władzę i mam nadzieję, że będzie starał się być odpowiedzialny.
Pozostaje liczyć na jego sztab doradców, którzy miejmy nadzieję, będą tonować jego ewentualne zapędy.
Sztab doradców, tak. Ale także Republikanie w Kongresie i Senacie.
Nie ma Pani wrażenia, że sądy wygłaszane na temat nowego prezydenta USA bazują raczej na przypuszczeniach niż pewności? Nie wiadomo, czego się po nim spodziewać, bo nigdy wcześniej nie pełnił żadnych funkcji publicznych.
To prawda, ale chyba nie musimy oczekiwać jakiś dramatycznie niepopularnych rzeczy. Akurat jestem w Stanach Zjednoczonych na konferencji, gdzie dyskutowaliśmy między innymi o tym. Wyraźnie mówiono tutaj o tym, że Trump nie tylko złagodził język, ale też przez długi czas przygotowywał się do kampanii. Wpływając np. na treść medialnych doniesień o sobie i zdobywając popularność już wcześniej. Swój cel zrealizował i będzie rządził Ameryką. Jednak tutaj mechanizmy demokratyczne i wszystkie bariery, które chronią wolności obywatelskie są nie tylko określone formalnie, ale są także w ludziach. Ludzie mają to tak głęboko zakorzenione, że nie pozwolą sobie, by naruszał konstytucję, czy też dokonywał jakiś niebezpiecznych działań przeciwko nim, Amerykanom.
Skoro jest Pani w Stanach proszę powiedzieć coś o nastrojach na miejscu. Czy emocje już opadły? Media donosiły nawet o zamieszkach wywołanych przez przeciwników Trumpa.
Tak, to się zdarzało. Nastroje są oczywiście zależne od tego, kto na kogo głosował. Jedni są w żałobie, inni się cieszą.