Bank jest jak pistolet? Marek Burzyński pozwał Bank BPH o 2,9 mln zł, bo stracił kontrolę nad kontem wydawnictwa
Czy bank BPH doprowadził klienta do straty 2,9 mln zł? Tak twierdzi Marek Burzyński, który podkreśla, że stracił dostęp do konta firmy wydającej gazetę w województwie lubuskim. Gdy wyjechał na wakacje, jego wspólniczki zleciły bankowi zmianę karty wzorów podpisów. W efekcie bank, jak opowiada, pozbawił go dostępu do pieniędzy. W innym postępowaniu domaga się skazania byłych wspólniczek.
W lipcu 2012 roku Marek Burzyński był na wakacjach. Jak relacjonuje, gdy wrócił do domu, dowiedział się, że stracił dostęp do firmowego konta w BPH. Spółka miała dobre wyniki, wydawała gazetę na ziemi lubuskiej. Zdecydował się na pozwanie Banku BPH, przejętego później przez Alior Bank. Domaga się zapłaty 2,9 mln zł. Tyle, jak podkreśla, było na firmowym koncie, gdy tracił do niego dostęp.
- Bank nie miał prawa pozbawiać mnie dostępu do konta, na dodatek bez mojej wiedzy i zgody. Wskutek tej decyzji, dwie siostry, moje dawne wspólniczki, w lipcu 2012 roku doprowadziły do pozbawienia mnie dostępu do konta firmowego i zgromadzonych na nim pieniędzy, które również należały do mnie – podkreśla Marek Burzyński. - W jednej chwili straciłem wpływ na firmę, zostałem pozbawiony dochodów, skarbówka zaczęła mnie ścigać o zaległe podatki. A przecież nie miałem z czego ich zapłacić i to nie ze swojej winy. Efekt był taki, że z człowieka o dobrych perspektywach zawodowych, stałem się bankrutem. Od siedmiu lat walczę o sprawiedliwość.
Bank jego zarzuty odrzuca, wskazując, że pracownicy nie popełnili błędu. Nie ma też związku przyczynowo-skutkowego między działaniami banku a poniesioną szkodą. Ponadto zdaniem banku Burzyński nie wyliczył szkody.
Jak stracić dostęp do konta?
Spółka wydająca gazetę miała trzech wspólników: pana Marka i dwie siostry. Ale tylko on oraz jedna z sióstr byli stroną umowy z Bankiem BPH na prowadzenie konta. Tymczasem bank do kluczowej czynności, czyli do zmiany karty wzoru podpisów, dopuścił obie panie. Siostry pokazały bowiem w banku pismo, że odsunęły Burzyńskiego od spółki.
Czy mogły to zrobić? Burzyński i jego adwokat zaznaczają, że było to bezprawne. Bo uchwały spółki miały zapadać większością głosów, ale w obecności wszystkich wspólników. Nie można więc było podjąć tak kluczowych decyzji za plecami pana Marka.
Mimo tych zastrzeżeń, obie siostry zyskały wyłączną kontrolę nad finansami firmy. Burzyńskiemu pozostała żmudna droga prawna. Skierował pozew przeciwko bankowi. Ale w 2017 roku Sąd Okręgowy w Warszawie jego pozew oddalił.
- Sąd Okręgowy nasz pozew rozpatrzył na jednej rozprawie. Nie przesłuchał obu sióstr, które mimo wezwania nie stawiły się na rozprawę. Sąd nie przesłuchał również mojego klienta. Część naszych wniosków dowodowych została oddalona, a pozostała część pominięta
- mówi poznańska adwokat Ewa Habryn-Chojnacka reprezentująca Marka Burzyńskiego w sprawie cywilnej. - Złożyliśmy apelację, wskazując na nierozpoznanie istoty sprawy przez sąd pierwszej instancji. Przede wszystkim oddalając wnioski dowodowe, sąd uniemożliwił mojemu klientowi wykazanie szkody oraz związku przyczynowo-skutkowego między działaniem banku a zachowaniem sióstr - dodaje.
Sędzia Jaskłowski: był błąd banku, ale mógł się zdarzyć
Zapoznaliśmy się z uzasadnieniem tamtego wyroku wydanego przez sędziego Tomasza Jaskłowskiego. Obfituje w potoczne, czasami zaskakujące stwierdzenia, np. sędzia porównał bank do... pistoletu.
- To tak, jakby pistolet oskarżać o to, że ktoś został zastrzelony. No, został zastrzelony ktoś przez kogoś, a nie przez pistolet. Pistolet był tu tylko narzędziem. W tym wypadku, również bank jest tylko narzędziem
– stwierdził sędzia Jaskłowski.
Jak taki wyrok sądu I instancji ocenił sąd apelacyjny? Co o całej sprawie mówią byłe wspólniczki Marka Burzyńskiego? o tym przeczytasz w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień