Baliśmy się miasta
Ta wieś to tak naprawdę dwie, a właściwie trzy osobne grupy. Społeczności, które zrządzeniem losu zostały połączone tylko nazwą.
Podziały w Łężycy widać na każdym kroku, bo i charakter zabudowy jest tak różny, że nie sposób tego nie zauważyć. Jej pierwsza, najstarsza część to stare, jeszcze poniemieckie domy. Wieś, której mieszkańcy osiedlili się tu tuż po wojnie. Spora grupa przyjechała z jednej wsi Gniłowody, która leżała w dawnym powiecie pod-hajeckim w województwie tarnopolskim. Oni zżyci byli ze sobą od dawna. Do dziś kolejne pokolenia kontynuują tę przyjaźń.
- To dla nich, naszych bliskich pomordowanych przez bandy UPA, postawiliśmy pomnik przy kościele - mówi sołtys Jolanta Rabęda. - Teraz planujemy zagospodarować teren przy pomniku. Będą ławki, ścieżki, stoliki. To ma być taki mały park, na którym stanie na torach oryginalny wagon bydlęcy, taki, jakim przesiedleńcy przyjechali tu ze Wschodu.
Zupełnie inny charakter ma osiedle bloków mieszkalnych postawionych tuż przy granicy z byłą „małą” Zieloną Górą. Lokatorzy - głównie młodzi zielonogórzanie, czuli się związani z miastem.
- Ja nawet nie wiedziałem, że przeprowadzam się do innej gminy - mówi Sylwester Golc, z nowej części Łężycy. - Od nas było i jest tak blisko do hipermarketów i do centrum. Do dziś nie znam nikogo ze wsi. Tym bardziej, że oprócz fajnego boiska, to nie mam tam co robić.
Najmniejszą grupą łężyczan stanowią mieszkańcy nowych domków jednorodzinnych. Te trzy grupy mieszkańców żyją trochę obok siebie. Mają też nieco inne priorytety, a stąd blisko i do konfliktów.
- Zupełnie nie wiem, po co tyle pieniędzy wydawać na zagospodarowanie terenu przy pomniku, na park we wsi? - mówi pani Agnieszka (odmówiła podania nazwiska). - Na przykład u nas przy blokach mieszkalnych ciągle stoi woda, jest wilgoć. Lepiej te pieniądze przeznaczyć na odwodnienie osiedla. Brak jedności mieszkańców odbił się na wynikach referendum połączeniowego. Wygrali zwolennicy jedności z miastem, głównie głosami mieszkańców osiedla i domków jednorodzinnych.
- Ja też byłam przeciwna. Bałam się, że zostaniemy wchłonięci, że stracimy tożsamość - mówi J. Rabęda. - Może były to obawy na wyrost? Bo jak na razie wszystko się dobrze nam układa z miastem. No i mamy pieniądze na inwestycje.
Aby pogodzić trzy różne grupy mieszkańców, postanowiono podzielić pieniądze z bonusa przyłączeniowego na trzy części.
Stara Łęknica większość swoich pieniędzy przeznaczyła na budowę dróg, które po oddaniu do użytku kanalizacji można już wyłożyć kostką brukową. Postawiono też na oświetlenie ulic.
Mieszkańcy nowo powstałych domów jednorodzinnych też wybrali oświetlenie ulic i zostawili sobie część pieniędzy na budowę dróg.
Lokatorzy mieszkań na osiedlu Czarkowo nie podjęli jeszcze decyzji, chociaż zarezerwowali już 1 mln zł na dofinansowanie budowy zbiornika wód opadowych. Zbiornik rozwiązałby kłopoty z kałużami na osiedlu, które pojawiają się praktycznie po każdym deszczu. Młodzi mieszkańcy bloków myślą też o jakimś własnym placu zabaw dla dzieci, może skateparku.
- Można powiedzieć, że zjednoczenie na razie jest na plus - mówi sołtys J. Rabęda. - Obawialiśmy się, że nasze dzieci nie będą dowożone do szkoły w Przylepie. Na szczęście z tym nie mamy problemów. No i oczywiście duży plus to tanie bilety i częste kursy autobusów do centrum. Nie zmienił się też sposób finansowania naszych wiejskich stowarzyszeń.