Autobusy jeżdżą, jak chcą
Mieszkańcy powiatu świebodzińskiego, którzy nie posiadają samochodów, mają wielki problem z podróżowaniem. Dlaczego?
Czytelnicy nieustannie donoszą nam o kolejnych kursach wycinanych z rozkładu PKS-u. Trudności mają osoby, które codziennie muszą dostać się do pracy, osoby starsze, które mają umówioną wizytę u lekarza, ale i - ze względu na sezon wakacyjny - urlopowicze, którzy czas wolny chcieliby spędzić nad jeziorem. By dotrzeć do małych, turystycznych miejscowości, trzeba wykazać się nie lada cierpliwością, ale i umiejętnością planowania i przewidywania.
Choć na pierwszy rzut oka na tablicach informacyjnych odnajdziemy kilka połączeń do Łagowa, to okazuje się, że w weekend są tylko dwa: po godzinie 10.00 i po 14.00. A jak twierdzą nasi Czytelnicy, zwykle autobus się spóźnia. Zdarza się, że nie przyjeżdża wcale. Osoby, które wyruszają z innego niż Świebodzin miasta, mają jeszcze bardziej utrudniony start - nie tylko w weekend czy w sezonie wakacyjnym.
Najpierw muszą dotrzeć do Świebodzina, by przesiąść się do autobusu docelowego. A odnaleźć autobus, który dowiezie na czas jest dużym wyzwaniem. Na dworcu spotykamy panią Krystynę Marciniak, która ze swoimi córkami chciała przedostać się z Zielonej Góry do Łagowa. - Myślałam, że podróż będzie łatwa i przyjemna, ale spóźniłam się na pierwszy autobus, muszę czekać na kolejny kurs. Jeśli człowiek nie ma samochodu, to podróżowanie jest uciążliwe. Zajmuje dużo czasu. Skoro połączeń autobusowych jest tak mało, to moim zdaniem powinny pojawić się busy, które zapewnią ciągłość komunikacji - mówi pani Krystyna.
Agnieszka Wecburgiel, mieszkanka Żelechowa do Świebodzina przyjeżdża raz w miesiącu. Podróż autobusem zajmuje jej godzinę. - Autobus cofa się do Łagowa, a następnie jedzie przez Sieniawę i Lubrzę. Autobusów jest bardzo mało. Wiele osób na to narzeka. Przyjeżdżam do Świebodzina załatwić swoje sprawy i zrobić większe zakupy, bo ceny są tu niższe niż we wsi. Jak tylko mogę to zabieram się z kimś samochodem, bo wybierając PKS marnuje się dużo czasu oczekując na autobus. Wyjazdy są bardzo męczące. Po jednym kursie mam dość na następne tygodnie - komentuje pani Agnieszka.
Jej przykład nie jest odosobniony. Barbara Marszał mieszka w Radwanowie. W Mostkach odwiedza rodziców. Podróż do tej miejscowości trwa cały dzień. - Z Radwanowa wyjechałam z samego rana. Z Zielonej Góry do Świebodzina i dalej do Mostek. Autobusów praktycznie nie ma. Jadąc z małym dzieckiem to nie lada wyzwanie. Co najmniej jakbym wybierała się w góry lub nad morze - mówi.
Autor: Alicja Kucharska