Auto znaleźli nad rzeką. Po człowieku ślad zaginął
Samochód Janusza Skrzypczaka stał nad Baryczą. W stacyjce były kluczyki...
To drugie w ostatnich dniach głośne zaginięcie w powiecie wschowskim. Pod koniec stycznia pisaliśmy o leśniku ze Sławy. Mężczyzna nad ranem wyszedł z domu, zostawił śpiącą żonę i dwoje dzieci. I nigdy nie wrócił. Po trzech tygodniach intensywnych poszukiwań jego ciało zostało znalezione w Jeziorze Sławskim... „Dziękuję wszystkim za pomoc w poszukiwaniach mojego taty, wszystkim, co udostępniali posty i nie tylko. Żyliśmy z nadzieją szczęśliwego zakończenia tych poszukiwań, lecz niestety zakończyły się tragicznie. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za okazaną pomoc” – napisał na Facebooku syn leśnika ze Sławy.
– Nie możemy generalizować, każdy przypadek jest inny – zaznacza policjant z komendy w Nowej Soli, który zajmuje się poszukiwaniami osób zaginionych (dla dobra pracy kryminalnej nie ujawnia swojego nazwiska).
W połowie grudnia ubiegłego roku zaginęła Maria Job z Zielonej Góry. Ma 59 lat, rude włosy. Jest średniego wzrostu. Tego dnia ubrana była na czarno. Miała dużą, białą torebkę. Ostatni raz ktoś widział ją w okolicach centrum handlowego Dąbrówka. Jeszcze godzinę później zadzwoniła do rodziny. Później zamilkła.
Za każdym razem nasuwa się pytanie, co się dzieje z człowiekiem, który zostawia swoich bliskich w ogromnym strachu i urywa kontakt. – Często nigdy nie dowiadujemy się, co było przyczyną zaginięcia, czy sytuacja rodzinna, czy inna, bo odnajdujemy ciało – mówi nadkom. Małgorzata Stanisławska, rzecznik komendanta policji w Zielonej Górze.
Od stycznia w powiecie nowosolskim zaginęło dziewięć osób. Jedna akcja jeszcze trwa, pozostałe już się zakończyły. I to sukcesem. W ubiegłym roku zaginęło 54 mieszkańców powiatu, w 2015 – 49. Nie wszyscy wrócili.
– Czasem zaginieni odnajdują się po kilku godzinach, czasem po kilku latach. Właśnie czekamy na ostateczne potwierdzenie, czyli bezpośredni kontakt z osobą, która zaginęła siedem lat temu – zdradza policjant z komendy w Nowej Soli, który zajmuje się poszukiwaniami. Ale zaraz dodaje, że w jego karierze zawodowej mógłby wyliczyć dziesięć przypadków, kiedy osoba wyszła z domu bez słowa, żeby w innym miejscu rozpocząć nowe życie. To, że takie sytuacje mają miejsce, potwierdza nadkom.
Małgorzata Stanisławska z komendy policji w Zielonej Górze. Takie osoby wcale nie chcą być odnalezione przez rodzinę. – Nie możemy wtedy zmusić ich do powrotu. Są to osoby dorosłe. To jest ich życie. Jeśli sobie tego nie życzą, nie mamy prawa podać ich miejsca zamieszkania rodzinie – przyznaje nadkom. Stanisławska.
Zadłużenie czasem jest powodem nagłego i tajemniczego wyjazdu za granicę, a czasem samobójstwa. – Szukaliśmy dwa-trzy lata temu kobiety. Okazało się, że rzuciła się do Odry, z powodu długów – wspomina policjant, który zajmuje się poszukiwaniami. Innym razem powodem urwania kontaktów był stres w pracy. – Pewien mężczyzna nie wytrzymał nerwów i przez dwa-trzy dni błąkał się po mieście. Potem jednak wrócił do domu i do pracy – opowiada funkcjonariusz. – Zdarzyło się też, że pracodawca zgłosił nam zaginięcie pracownika, który przestał stawiać się w pracy. Ten mężczyzna znalazł się, nawiązał kontakt ze swoim pracodawcą, wyjaśnił, że ich drogi się rozminęły...
Zdaniem naszych rozmówców często powodem są złe relacje w rodzinie, na linii mąż – żona czy rodzice – dzieci. – Dużą rolę odgrywają osoby zgłaszające zaginięcie. Musimy wychwycić wszelkie szczegóły, które przydadzą się w poszukiwaniach – zaznacza nadkom. Stanisławska. Policjant z Nowej Soli dodaje, że bliscy zaginionej osoby zawsze są całkowicie zaskoczeni zdarzeniem. – Z pierwszych rozmów często wynika, że w rodzinie jest słodko, nie ma żadnych problemów, dopiero w wyniku naszej pracy na jaw wychodzą różne informacje – wyjaśnia. – Nie można generalizować, każdy przypadek jest inny. Ale na pewno też nie można twierdzić, że jeśli ktoś znika z domu, to po to, by popełnić samobójstwo. Męski sposób przez powieszenie wykorzystywany jest często w domu, na klamce. Jeśli ktoś zabrał ze sobą dokumenty, to raczej tego nie planuje.
Zaginionych policja dzieli na trzy kategorie. Do pierwszej należą dzieci i osoby starsze oraz wszelkie przypadki, w których zagrożone jest ludzkie życie. Do drugiej kategorii kwalifikowane są osoby, które są samodzielne i zabrały ze sobą rzeczy osobiste. W trzeciej odnotowywani są ci, którzy kolejny raz zerwali kontakt z rodziną.
Janusz Skrzypczak z Jędrzychowic w gminie Wschowa trafił do pierwszej kategorii zaginionych. W środę, 1 marca pojechał do pracy do Kandlewa. Tam w roboczym ubraniu wsiadł do samochodu i odjechał w nieznanym kierunku. Nazajutrz rodzina powiadomiła policję. Tego samego dnia znaleziono auto w okolicy wałów przeciwpowodziowych nad Baryczą. W stacyjce były kluczyki... W piątek komendant policji we Wschowie ogłosił alarm dla jednostki. W pracy stawili się wszyscy funkcjonariusze, także ci, którzy tego dnia mieli mieć wolne albo mieli przyjść na późniejszą godzinę. – Do poszukiwań włączyli się przewodnicy z psami tropiącymi, Ratownictwo Wodne ze Sławy, dysponujące sprzętem pływającym, strażacy ze Wschowy, ochotnicy z Osowej Sieni, Wyszanowa i Szlichtyngowej, WOPR-owcy z Zielonej Góry i policyjny śmigłowiec ze Szczecina – wylicza podkom. Maja Piwowarska z policji we Wschowie. Akcja poszukiwawcza trwa.