Augustowski Obywatelski Komitet Protestacyjny walczy, by nie budować drogi
Tiry do miasta? Nigdy! - burzą się augustowianie i zapowiadają, że jeśli Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nie zmieni swoich planów, to postawią kosy na sztorc.
Będziemy blokować ulice - przestrzegają. - Nie po to przez 20 lat walczyliśmy o budowę obwodnicy, żeby ciężarówki znowu nas rozjeżdżały.
Powołali już Augustowski Obywatelski Komitet Protestacyjny, do którego zapraszają tych, którym - jak mówią - na sercu leży dobro miasta. Bez względu na wiek, funkcję czy kolor legitymacji. Ale burmistrz Mirosław Karolczuk uważa, że w tej sprawie należy działać ostrożniej.
- Obawiam się, że jeśli sprzeciwmy się budowie obwodnicy, to ciężarówki wjadą do miasta -
argumentuje.
Dodaje, że przygotował dla inwestora alternatywę, znacznie korzystniejsze rozwiązanie niż on posiada. Lepsze, bo nie odcina miasta od jeziora, nie przechodzi przez cenne przyrodniczo tereny, w tym starorzecze Netty, nie utrudnia rozwoju Augustowa. Na dodatek tańsze, ponieważ nie wymaga wykupu gruntów.
- Rozważymy je - zapewnia Elżbieta Urbanowicz, zastępca dyrektora białostockiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Nie ukrywa jednak, że decyzja o planowanej inwestycji nie leży w jej rękach. Dlatego członkowie komitetu chcą pisać petycje do ministra infrastruktury i premiera, aby zaniechali wydawania publicznych pieniędzy na budowę kolejnej drogi, która nikomu potrzebna nie jest. Z kolei władze miasta planują przekonać ministra Andrzeja Adamczyka do swojej koncepcji. Ale wcześniej chcą mieć stanowisko rady miasta w tej sprawie. A to znane będzie dopiero 6 lutego, ponieważ na ten dzień zaplanowana jest sesja.
Czołgi na osiedlach? Nie chcą
Leszek Cieślik, były burmistrz Augustowa i poseł, a dziś radny i członek komitetu protestacyjnego, mówi, że nad miastem chyba wisi jakieś „drogowe” fatum. Najpierw przez ponad 20 lat zmęczeni życiem w hałasie i spalinach augustowianie walczyli o budowę obwodnicy. Pisali petycje, organizowali dziesiątki protestów i nie raz w mrozie godzinami blokowali drogi. Z transparentami wychodzili i dorośli, i dzieci. Organizatorzy buntów ściągali na ulicę wraki aut, które uczestniczyły w wypadkach, aby pokazać decydentom, że ogromne ciężarówki wiozą śmierć, że droga, która wyprowadzi je z centrum, potrzebna jest jak tlen. W końcu, w 2007 r. zapadła długo oczekiwana decyzja i ruszyła inwestycja. Ale wraz z tym, jak na podaugustowskie pola wjechały buldożery, rozpoczęły się kolejne protesty. Do akcji wkroczyli bowiem ekolodzy, którzy sprzeciwiali się przeprowadzeniu trasy przez cenną przyrodniczo Dolinę Rospudy. „Zielonych” wspierali lokalni rolnicy, którym - na potrzeby budowy drogi - odebrano ziemię, a proponowane przez rząd odszkodowanie nie rekompensowało strat.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień