Ataki wilków w Bieszczadach. Ludzie się boją: Tylko patrzeć, jak ktoś zadzwoni, że porwały człowieka

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Andrzej Plęs

Ataki wilków w Bieszczadach. Ludzie się boją: Tylko patrzeć, jak ktoś zadzwoni, że porwały człowieka

Andrzej Plęs

W Hoszowie jednej tylko nocy wilki zagryzły 13 psów. W Rabem zabiły dorosłego konia, w Bandrowie Narodowym: u jednego gospodarza - dwie jałówki, u drugiego - źrebaka, u trzeciego - dziesięć owiec. W Bieszczadach ludzie ze strachu przed wilkami przestali chodzić do lasu.

Akurat teraz w Bandrowie i okolicach jest względny spokój, bo gospodarze nie wypędzają owiec i krów na łąki, konie tylko na chwilę. Wilk nie grasuje, bo nie ma po co. Ale czai się w pobliżu. Na nieodległej od domostw linii lasu widać ślady wilczych łap na śniegu. A i wilka też widać.

- Kiedy rano wypuszczam konie, czasem widzę jednego, jak siedzi i patrzy. Pewnie jakiś zwiadowca watahy. Wtedy nie spuszczam koni z oczu, pilnuję, dopóki ostatniego nie wprowadzę do stajni - mówi Waldemar Grzesik.

Pogrom w Bandrowie

W listopadzie w Bandrowie, Hoszowie i Moczarach była istna rzeźnia. Grzesik wyprowadził kilkanaście swoich koni na łąkę, tuż za ogrodzeniem podwórka. Wataha 24 wilków pojawiła się nagle i znikąd. Zaczęły krążyć wokół stada koni. Te zbiły się w gromadę. Starsze wierzgały, próbując odgonić kopytami napastnika od źrebiąt. A i tak udało im się oddzielić od stada jedno z nich. Zadusiły, wywlekły poza gromadę, na koniec uczty z malca niewiele zostało. Malca takiego na ćwierć tony.

CZYTAJ TEŻ: Mieszkańcy Kraczkowej żyją w strachu. We wsi grasuje wilk [ZDJĘCIA]

Następnym razem Grzesik był bardziej czujny, wataha znów zaatakowała, nim udało się odpędzić napastników, dopadła kolejne źrebię, wygryzła źrebakowi kawał zadu, weterynarz ledwie zwierzę odratował.

- Siedzieliśmy wieczorem przy grillu, robiło się już ciemno - opowiada Grzesik. - Ledwie trzydzieści metrów od drogi mój pies wyszedł na asfalt, położył się. Wilk pojawił się z drugiej strony drogi, dopadł psa, porwał w pysk i uciekł. Próbowaliśmy gonić, ale przepadł w ciemności. Rano w okolicy nawet śladu po moim psie nie było.

Nocami to wilki Grzesikowi po podwórku biegają. Z czterech psów domowych ledwie dwa zostały.

Jeszcze przed rokiem ludzie chodzili tu na spacery z psami w okolice wyciągu narciarskiego przy lesie. Od kiedy wilk pogonił tu spacerowiczkę i jej psa, nikt nie ma odwagi na spacery.

Wojciechowi Liskowi wilki zagryzły dwie jałówki, po 250 kilo każda. Tuż pod domem. Zostały po nich kupki kości i łby.

Opowiada, że tamtego dnia kończył w oborze poranne dojenie krów. Wcześniej wypuścił kilka krów i jałówki na zewnątrz na popas. Nagle usłyszał, że na zewnątrz coś się dzieje.

- Jak wyszedłem, zobaczyłem tylko resztki po jałówkach. To musiała być cała wataha, musiały wejść przez ogrodzenie z drutów, oddzielić młode od stada, wygonić poza druty, przez które dorosłe krowy nie przeskoczą, a tam już w spokoju mogły je wykończyć

- mówi Wojciech Lisek.

Pies siedzi cichutko

Od wiosny 2019 r. spał przy otwartym oknie w sypialni. Nie dla zdrowia, tylko dla bezpieczeństwa. Jak krowy w oborze zaczynały ryczeć, już wiedział, co to znaczy. Zrywał się z pościeli, odpalał traktor i robił hałas, rundkę wokół gospodarstwa, żeby watahę odpędzić. W świetle reflektorów widział tylko z oddali kilka, kilkanaście par ślepiów. A pies przy budzie wcześniej ani nie mruknął.

- Pies, jak czuje wilka, to spieprza do budy i siedzi cichutko - tłumaczy. - Na człowieka może szczekać, ale przed wilkiem ogon po siebie i udaje, że go nie ma.

CZYTAJ TEŻ: Wilki w Wołkowyi w Bieszczadach. "Chodzą po wioskach, nie boją się ludzi"

Raz Lisek zobaczył cztery basiory, jak się wylegują na wzgórku, kilkadziesiąt metrów od jego gospodarstwa. Zapuścił silnik traktora, zamknął się w kabinie, pojechał w ich kierunku, żeby postraszyć, żeby się wyniosły do lasu.

- Pan myśli, że się przestraszyły? - pyta. - Nawet się nie podniosły, tylko uważały, żebym im po ogonach nie przejechał. A jeden ze mnie zakpił, bo podczas tej akcji po prostu przede mną się… wypróżnił.

To pojeździł trochę, wrócił do domu, a basiory zostały tam, gdzie były.

Artur Lenart w dwa lata stracił 58 owiec. Dwadzieścia sześć w minionym roku i 32 sztuki rok wcześniej. I to te najlepsze sztuki.

- Wilki wybierają najlepsze matki, które idą na przodzie stada, ostatnich, kulawych nie ruszają - Lenart nie rozumie takiego drapieżnika, który atakuje najsilniejsze w stadzie, a nie najsłabsze. Mówi, że już chyba niczego się nie boją.

- Siedzę z psem na jednym końcu stada, a na drugim wilki mordują mi owcze matki. Jak w końcu zdołałem przepłoszyć, to zobaczyłem, że zabiły dwie kotne owce, wyżarły wnętrzności, dwa małe, a nienarodzone wyrzuciły na zewnątrz. No, makabra

- kręci głową Lenart.

I wszystko w biały dzień, nie w nocy. Na ogół siedzi z owcami na polu, ale niech wróci na pół godziny do domu na obiad, to może się spodziewać, iż pod jego nieobecność wilk też przyjdzie na obiad.

- Dla odstraszenia kupiłem taką trąbę, że słychać ją i w sąsiednich wioskach - opowiada. - A teraz myślę, że jak trąbię, to jakby zapraszam wilki na posiłek. Tyle daje odstraszanie.

Ogrodził siatką 18 hektarów swojego pastwiska i miał nadzieję, że będzie spokój. Wilki podkopywały się jednak pod ogrodzeniem. To wpuścił siatkę w głąb ziemi, żeby zwierz miał trudniej. Trochę się uspokoiło.

W Bandrowie, Hoszowie, Moczarach znajdowano zwierzęta domowe zagryzione, ale nie zeżarte. Po kilka - kilkanaście sztuk naraz.

- Przychodzi wilczyca z małymi nie po to, żeby pożreć, tylko po to, żeby uczyć je, jak się poluje

- tłumaczy jeden z hodowców.

Wilk „za chlebem”

Drapieżnik zszedł do wsi, bo w lasach wyżarł już niemal wszystko, co do wyżarcia było. Grzesik jeszcze dwa lata temu słyszał ryk jeleni na rykowisku, z lasu na łąki wychodziły sarny i koziołki. Od dwóch lat słyszy z lasu głównie wycie nawołujących się wilków.
Saren na łąkach już nie ma, jelenie zamilkły na dobre, lisa też trudno spotkać.

Wilk rządzi, pod ochroną jest, tknąć go bez specjalnego zezwolenia nie wolno. To się mnoży, a że dorosły osobnik potrzebuje zeżreć dziennie kilka kilo mięsa, to jak wyżre dzikie w lasach, to schodzi do wsi po gospodarskie. I człowieka się nie bardzo już boi.

- Na Ukrainie strzelają do wszystkiego, do wilka szczególnie, na Słowacji do wilka strzelają, u nas nie wolno. Wilk niegłupi, przeniósł się do nas, bo tu mu nic nie grozi - mówią w Bandrowie.

Strzelać do wilka nie wolno, bo pod ochroną. Można odstraszać na różne sposoby. Krzyczeć można do woli, na krzyki wilk jakby głuchy. Można odpalać petardy, ale potem roboty papierkowej na pół dnia.

- Każdy taki przypadek wypłaszania trzeba zgłaszać do urzędu gminy - opowiada jeden z hodowców. - Jak strzelałem, z czego, ile razy, jak długo, w którym miejscu. Jak nie złożę raportu i ktoś doniesie, to kłopotów z urzędu będzie więcej jak od wilka.

- Jeśli mamy zagwarantować równowagę i bezpieczeństwo człowiekowi, trzeba dać raz na jakiś czas pozwolenie na odstrzał - sugeruje sołtys Wiesław Groch. - Nie masowy, nie samicę i nie młode, ale żeby w watahę szedł przekaz, że są miejsca, w których wilk nie jest mile widziany.

CZYTAJ TEŻ: Uwaga na wilki niedaleko Przemyśla. Urząd gminy w Dubiecku ostrzega mieszkańców

Pod naporem mieszkańców władza miasta i gminy Ustrzyki Dolne napisała do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie prośbę o odstrzał pięciu sztuk. Od pięciu lat co roku prosi, ale po raz pierwszy zgodę dostała. Na odstrzał jednej sztuki, a i sama zgoda była kuriozalna.

- Zgoda na odstrzał w konkretnym sołectwie i nigdzie więcej, w ciągu dwóch ściśle określonych dni, w określonych godzinach w każdym dniu, a w dodatku uprawomocnienie się decyzji następowało już po tych określonych w niej terminach na odstrzały - irytuje się sołtys Groch. - W efekcie można było odstrzelić tę jedną sztukę, ale zarazem nie można było. Ale w ministerialnych statystykach będzie figurować, że dano takie pozwolenie. W Bandrowie mówią, że gdyby Bareja żył, to miałby scenariusz do filmu.

Z wnioskiem o odstrzał wystąpiło też ustrzyckie starostwo powiatowe. Pozwolenie wydano na sztukę jedną. I bardziej realistyczne, bo w terminie od 1 maja do 31 sierpnia.

„A w przypadku, gdy ataki na żywy inwentarz nie ustaną i wilki wciąż będą wyrządzać szkody w gospodarstwach domowych, zabicie kolejnego osobnika” - pociesza hodowców starostwo w specjalnym komunikacie.

Gospodarze pewnie by jakoś przeboleli, że im zwierz porywa drób, dusi psy, pożera krowy, konie i barany, gdyby nie zasady rekompensaty.

- System ich przyznawania nie jest dla hodowcy zadowalający - tłumaczy sołtys. - Bo płacą za kilogram padłej zwierzyny. Nie uwzględnia się, czy to była krowa cielna, mleczna, klacz źrebna, podobnie z owcami. Na odszkodowanie trzeba czekać miesiącami, a nim to nastąpi, mam mnóstwo papierów do wypełnienia. Jestem przekonany, że gdyby system odszkodowań był dla hodowców sprawiedliwszy, to nikt by tu nie myślał o odstrzale wilków.

Krok od tragedii

Człowiek musi zginąć, żeby władza poszła po rozum do głowy - mówią w Bandrowie.

CZYTAJ TEŻ: Strach przed watahą. Wójt gminy Solina prosi o odstrzał wilków [WIDEO]

- Turyści latem zatrzymują się na leśnych parkingach, chodzą na grzyby, palą ogniska - prognozuje jeden z gospodarzy w Bandrowie. - Niech dorośli wypiją kilka piw, dzieciaki porozłażą się po lesie, wataha na grupę się nie rzuci, ale jednego dziecka w lesie nie zawaha się zaatakować. Rozmawiałem z człowiekiem z ochrony środowiska, tego do szacowania szkód. Mówił, że już boi się odbierać telefony ze zgłoszeniami. Boi się, że pewnego razu zadzwoni do niego prokurator, że wilki porwały człowieka.

Andrzej Plęs

Komentarze

10
Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

herman_koszarek

Stek bzdur w całym artykule. Wataha 24 wilków. Zdarzają się na wielkich przestrzeniach leśnych, ale w Kanadzie, może na dalekiej Syberii. U nas watahy dochodzą do 10 sztuk. Im większa wataha, tym więcej pożywienia potrzebuje. Autor (czy tam bardziej jego rozmówcy) dowodzi, że dziczyzny w lasach już przez wilki nie ma (co jest kolejną bzdurą), ale wilcze watahy to mają takie grasować, że miasta prawie mogą zakładać.
Kolejne konfabulacje o zjedzonych zwierzętach gospodarskich. Owszem zdarzają się. Ale z relacji rozwowcow wynika, że te wilki miały chyba paszczę wielkości krokodyla nilowego, bo gość był z jednej strony pola, wilki zaatakowały z drugiej i gdy podbiegł, to z jałówek tylko kości zostały. Serio? To to pole miało 5 kilometrów długości? Wilki owszem mogą zjeść całego cielaka czy krowę nawet, ale nie w minutę! Litości! Kto w takie bzdury wierzy?
I jeszcze te sarny i jelenie. Tak się składa, że dziczyznę rok w rok liczą Lasy Państwowe, a jeszcze im często myśliwi pomagają, co wilka delikatnie mówiąc nie lubią. I z tego liczenia wynika, że liczba dziczyzny w podkarpackich lasach nieustannie rośnie. Tak saren, jak jeleni i jak też wilka. A przecież te pierwsze to jeszcze myśliwi strzelają. A gość myślał, że rykowisko jest cały rok i jak mu jelenie się uspokoiły, to zwalił wszystko na wilki, co już na ludzi ruszać mają. Rok w rok powtarzają, że zaraz się zacznie. Że zaraz kogoś zjedzą. A tu ciągle jest problem by tego wilka zobaczyć, bo ciągle wilk przed człowiekiem ucieka. Zostają tylko bajania że gdzieś tam kiedyś tam wilk ugryzł kogoś w nogę.

ch48

Od najdawniejszych czasów człowiek polował na wilki i równowaga była zachowana w ostatnich czasach kiedy głosy głupków są ważniejsze niż innych tego robić nie wolno.

Driver79

Gdyby wilk sie pojawił na mojej posesji i był agresywny - kula w łeb i po sprawie, od kiedy mam się pytać czy mi wolno strzelać w obronie własnej albo moich bliskich? Śmiechu warte te przepisy i to że się ludzie boją, trochę wystrzelać to się gady nauczą.

jerzy.krzywinski

Panowie przepraszam ale z informacji światowych doszło do ataków wilków na ludzi, działo się to w USA, Kanadzie i Rosji, tak że nie są to tylko puste słowa, dokonywały tego najczęściej osobniki odbite od watach bądź młode wygłodniałe osobniki, ale i też potężne watahy w ciężkich dniach zimowego głodu. W Polsce mamy obecnie populację jedni mówią 2500 inni określają 3500 osobników, niespotykaną u naszych wszystkich sąsiadów i gdzie w każdym z tych krajów wilk jest zwierzyną łowną. Więc proszę nie pisać że wilk posiada archetyp - wrodzonego strachu przed człowiekiem, raczej napiszmy - MIAŁ, staje się coraz bardziej odważny i przestaje się bać człowieka z uwagi na fakt iż przestał być zwierzyną łowną. Tak jak zauważył autor artykułu, znika zwierzyna łowna która stanowi pokarm dla wilków, czas się zastanowić co się stanie jak dla tego doskonałego drapieżnika szczytowego zabraknie jadła w lesie....i proszę nie pisać o miłych wilczkach, one choć pochodzą z lasu zadają straszną śmierć, w większości przypadków rozpoczynając ucztę jak ich ofiara jeszcze żyje. Szkoda że nikt w chwili obecnej nie stanie w obronie ich ofiar, które w ich kłach giną rozszarpywane w głuszy leśnej, ale tego ie słyszą zieloni więc ich to nie boli i im nie żal....a co z powstającymi hybrydami wilków, też mają wrodzony strach przed człowiekiem, a takie już się obserwuje, co z nimi zrobić, odłowić ? uśpić ? one stanowią zagrożenie dla człowieka jak i dla wilków - czystość gatunku ( tutaj przykład żbika który niebawem wyginie z uwagi na krzyżówki z kotem domowym...przykre, tak ale bardzo prawdziwe ). zatem Darz Bór

slawek543

Jak tak patrzę na dzisiejszą społeczność na Facebooku to proponuje nagłośnić głównie temat poszkodowanych psów właśnie na tym portalu.
Jak pieskom dzieje się krzywda to nie ma bata żeby społeczność tego nie naglosnila i nie zrobiła afery.

trick89

Opowiadania. Brakuje zdjęć, filmów.
Nigdy nie było udokumentowane ataku wilka na człowieka!
Podczas polowań, co roku ginie kilka lub kilkanaście postrzelonych osób. Ale tutaj jest cisza. Nie ma artykułów o strasznych zabójcach i mordercach. Bo tak łatwo przecież jest pomylić dzika z rowerzysta czy sarne z człowiekiem.
Niestety, wilk dla myśliwych jest konkurentem, tak samo jak ryś czy niedźwiedź. 130 000 myśliwych vs. 2 500 dużych drapieżników. Brakuje jeleni, saren, dzików w lasach, bo myśliwi strzelają kilkaset tysięcy zwierząt co roku. Watahy wilków są kłusowane, rozbijane, wiele ginie na drogach.
Wilki są naturalnymi selektorami zwierzyny. No ale polowania muszą być. Wiadomo, kasa musi się zgadzać. Dewizówki muszą być $$$.
W moich stronach ludzie na wsiach to nie boją się chodzić z dziećmi do lasu i jeździć na rowerze czy zbierać grzyby ze względu na wilki, ale ze względu na myśliwych, bo już postrzelono dwie przypadkowe osoby.
Kasta myśliwska ciągle działa. Niestety tylko dla swojego dobra.
Współczuję wam wszystkich zabitych lub zranionych zwierząt hodowlanych bądź domowych. Ale trzeba o nie lepiej dbać. Nie zostawiać na noc, a psów nie przywiązywać do budy.
Pole trzeba dobrze i skutecznie ogrodzić. Ale to trzeba chcieć i postarać się o dofinansowanie.
Tutaj jest poradnik darmowy, jak żyć po sąsiedzku z wilkiem:
http://www.polskiwilk.org.pl//download/2019%20Po%20sasiedzku%20z%20wilkami.pdf
W moich stronach ludzie zmieniają się i dbają o swoje zwierzęta. Jest XXI wiek, a zwierzęta to nie przedmioty!
Pozdrawiam.
PS. W Bieszczadach kwitnie interes zdjęć z czatowni. Drapieżniki są wabione na padline zwierząt dzikich i hodowlanych. Tak właśnie wyrabiają sobie złe nawyki. To jest bardzo niedobre, bo potem podchodzą właśnie pod zabudowania. Szkoda, że o tym nikt nie napisał w powyższym artykule.

Shl

Co za bzdury! Przestańcie straszyć ludzi wilkami. Wilk boi się ludzi! Zwierzęta pod domem trzeba zabezpieczyć przed dzikimi zwierzętami, a nie puszczać w samopas pod las. Andrzej Plęs - w sprawie wilków trzeba udać się osoby wykształconej w tym kierunku, a nie wrzucać opinię za przeproszeniem "pierwszego lepszego chłopa ze wsi"

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.