Astra i Bielawianka już w półfinałach. Jak inni?
Nowosolanie nie zawiedli i trzeci raz pokonali rywali z Zielonej Góry. Play offy pożegnał Orzeł, Sobieski szósty, a Olimpia siódma.
Astra Nowa Sól 3
AZS UZ Zielona Góra 1
Stan rywalizacji (do trzech zwycięstw) : 3:0
Sety: 25:17, 25:18, 21:25, 25:23.
Astra: Gajowczyk, Klucznik, Grześkowiak, Lis, Bitner, Skibicki, Pabisiak (libero) oraz Goltz, Witkiewicz.
AZS UZ: Kupisz, Ruciński, Kępski, Ryba, Jasnos, Kaczurowski, Zasowski (libero) oraz Drupka, Januszewski, Biczyk, Baumgarten.
Astra Nowa Sól potrzebowała tylko jednego meczu, żeby odprawić z kwitkiem drugą drużynę rundy zasadniczej AZS UZ Zieloną Górę. W pierwszym secie Astra odjechała na 9:1. Udanie atakowali m.in. Konrad Grześkowiak, Paweł Gajowczyk i Paweł Skibicki. Z gości jedynie Przemysław Kępski próbował nawiązać walkę. Przy jego zagrywce było już 13:10, a ataki Jakuba Ryby, Romana Kaczurowskiego, a przede wszystkim Jędrka Jasnosa, doprowadziły do remisu 15:15. Nowosolanie popracowali blokiem i odskoczyli na 22:15, dokończenie seta było formalnością. W drugiej partii Astra zagrała jeszcze lepiej. AZS remisował jedynie na 7:7, ale później nowosolanie powiększali przewagę i łatwo wygrali.
W trzeciej odsłonie AZS postawił się twardo, walcząc o każdy punkt. Aż osiem razy był remis. Od stanu 17:17, studenci odskoczyli. Gospodarze popełniali proste błędy, a Skibicki „zarobił” czerwoną kartkę. Skutecznymi atakami dobili ich Jasnos, Kupisz i Maciej Baumgarten. Zdenerwowani nowosolanie zaczęli czwartą partię równie źle, przegrywając już 2:7. W połowie rozgorzała ostra walka. Przy stanie 12:17 wydawało się, że będzie tie break. Dystans skróciły udane ataki Wojciecha Lisa, a następnie kapitan porwał kolegów i było 21:21. Blok Klucznika i Roberta Bitnera skończył seta i mecz.
Tomasz Paluch, trener AZS: - Szkoda tego pierwszego meczu u nas, bo byłoby ciekawiej. Wygrał chyba zespół lepszy, dobrze budowany od początku sezonu, mający więcej doświadczenia i sportowego szczęścia.
Przemysław Jeton, trener Astry: - Przez dwa sety, dzięki ostrej zagrywce, dominowaliśmy. Później przyszła chwila słabości, pod presją popełnialiśmy błędy. To się nie powinno nam przydarzyć. Daliśmy im wrócić do gry.
GBS Bank Orzeł Międzyrzecz 1
Bielawianka Bester Bielawa 3
Stan rywalizacji (do trzech zwycięstw) : 0:3
Sety: 25:23, 18:25, 17:25, 21:25.
GBS Bank Orzeł: Haładus, Strajch, Baran, Chwirot, Misterski, Tobys, Wanat (libero) oraz Szulikowski, Walczak, Rolewicz i Sławiński.
Po dwóch wyjazdowych porażkach z faworytami rozgrywek międzyrzeczanie chcieli doprowadzić chociaż do czwartego meczu. Nie udało się, choć początek była udany dla naszych. W pierwszym secie „Orły” prowadziły już 17:13, ale goście doprowadzili do remisu 20:20. Mało tego, po chwili rywale zyskali „oczko” przewagi (21:20 i 23:22)! Zrobiło się gorąco, ale na szczęście trzy ostatnie akcje padły łupem gospodarzy.
Później nie było już tak różowo, choć naszym niewiele zabrakło, by doprowadzić do tie-breaka. Niemal do końca „Orły” przeważały, ale od stanu 21:20 faworyt wygrał pięć kolejnych akcji i to Bielawianka Bester zagra w półfinale o awans.
- Rywale znakomicie grali blokiem. Gdy tylko udawał się nam skuteczny atak, to w następnej akcji mieliśmy już podwójną, a nawet potrójną „ścianę”. Nie graliśmy źle, bardzo chcieliśmy doprowadzić do kolejnego spotkania, ale goście byli lepsi. Choć sezon zakończyliśmy w smutnych nastrojach, to całokształt uważam za udany. Przyciągnęliśmy kibiców do hali, a w dużo mocniejszej niż rok temu naszej grupie ponownie - ocenił Marcin Karbowiak, trener Orła.
Sobieski Żagań 3
Olavia Oława 2
Sety: 18:25, 25:16, 24:26, 25:18, 15:12.
Sobieski: Gregorowicz, Bogdanowicz, Kacprzak, Smętek, Śląski, Judycki, Bareła (libero) oraz Bartnik.
Goście wygrali dwa sety i rozstrzygnęli dwumecz o piąte miejsce na swą korzyść. Całe spotkanie mimo aż pięciu partii nie było porywającym widowiskiem. Oba zespoły popełniały mnóstwo błędów przede wszystkim w przyjęciu, a swoją siłę pokazywały głównie w ataku.
Mecz był rozgrywany na „zupełnym luzie”, nie było parcia na wynik, a spokojny przebieg zaburzał tylko sędzia, pokazując swoją siłę dwoma czerwonymi kartkami dla Kamila Kacprzaka.
- Tak naprawdę graliśmy o nic, bo różnica między piątym, a szóstym miejscem jest żadna, więc to pewnego rodzaju sparing. Świetnie spisał się Seweryn Smętek, który zagrał chyba „mecz życia” – podsumował trener Sobieskiego Artur Chaberski.
Gwardia Wrocław 3
Olimpia Sulęcin 0
Sety: 25:16, 25:23, 25:21.
Olimpia: Romańczuk, Janas, Sławiak, Jurant, Zarębski, Kowalski, Dzierżyński (libero) oraz Sas.
U siebie „Olimpijczycy” wygrali do zera, więc w sobotę mieli duży komfort. Planem było wygranie jednego seta, ale gospodarze wyszli na boisko bardzo zdeterminowani i byli krok od odrobienia strat. Ostatecznie zabrakło im tylko trzech małych punktów, na co zwłaszcza w ostatniej partii nie pozwolili nasi.
W tym sezonie gwardziści wybitnie leżeli sulęcinianom, ponieważ do soboty zawsze nasi byli górą. Na koniec rozgrywek wrocławianie przełamali kompleks Olimpii, ale to podopieczni trenera Łukasza Chajca zajęli siódme miejsce w ostatecznym rozrachunku. Biorąc pod uwagę długo zajmowane przez sulęcinian pozycje w ogonie tabeli, taki wynik to spory sukces odmłodzonego zespołu.