Artyści to często zwierzęta wrażliwe, idealiści nie myślący o kasie. Niektórzy to wykorzystują
- Często osoby wykonujące pracę związaną z ich pasją są skazane na to, by na początku dać z siebie bardzo dużo, bez pewności, czy da to efekty.
W Polsce panuje przekonanie, że artystom nie trzeba płacić za ich pracę. Że na przykład grając koncert promują się, więc nie powinni żądać jeszcze za to pieniędzy.
Kilka lat temu zadzwoniła do mnie pani od promocji urzędu miasta w Gorzowie i zapytała, czy anTeny nie wystąpią na dużej imprezie na bulwarze. Zapytałem o warunki ekonomiczne. „To znaczy?” pyta pani. „Pytam o kasę” odpowiadam. Ona na to: „To wy nie chcecie się promować?”. Amatorszczyzna. Wszystko jednak zaczyna się od tego, jak artysta traktuje siebie. Jeśli ktoś nie chce grać na fatalnych warunkach, nie gra. Wpływ na to ma na pewno fakt, że jako naród jesteśmy trochę głusi muzycznie. Coś tam w tle tupie, coś tam gra, ludzie nie odróżniają dobrej jakości brzmienia od kiepskiej.
Jak to się odbija na pracy muzyków?
Nagminnie obserwuję wykorzystywanie młodych muzyków przez gości, którzy mają knajpy. „Pierwszy raz zagraj za darmo” słyszą muzycy. Poza tym internet sprawił, że mamy masę artystów, jest zalew korporacji muzycznych z Zachodu, które mają tak silną pozycję, że nie da się z nimi wygrać. Młodzi artyści więc oddają swoją pracę za darmo, a Polacy kupują pod choinkę „gwiazdy z Ameryki”. Nie wiedzą, kto gra i wydaje płyty w Polsce.
A jak jest na naszym lokalnym rynku?
Problemem jest to, że mamy bardzo mało bywalców klubów. Stawki za koncert czy puszczanie muzyki nie zmieniły się od 15 lat. Lata temu, grając jako DJ w kilku gorzowskich klubach, np. w Magnacie, w Amsterdamie, za pracę kilka razy w tygodniu zarabiałem tyle, co mój kolega w Tesco. 15 lat temu za zagranie imprezy dostawało się stówkę i to było coś, i dziś często też dostaje się stówkę, ale dziś to już jest nic.
Muzycy czują się wykorzystywani?
Młody artysta, wchodząc na rynek, najczęściej nie ma świadomości, że niektórzy jego starsi koledzy z tego żyją. Nie wie nawet, o jakie stawki może pytać, muzykę traktuje jako hobby. A inni to wykorzystują. Mało ludzi wie, że aby zagrać dobry koncert, trzeba wcześniej włożyć 5 czy 10 tysięcy w zespół, a wcześniej chodzić przez lata do szkół, uczyć się grać, komponować, inwestować w instrumenty, a żeby mieć płytę, trzeba wyłożyć co najmniej 5 czy 7 tysięcy. I już po tych wielu inwestycjach da się wyżyć z muzyki?Każdy o tym marzy, ale z tych, których ja znam, utrzymuje się z tego jeden procent. A pozostali, jeśli nie chodzą do normalnej pracy, klepią biedę. Z koncertu można zarobić na miesiąc życia, ale czasem zarabia się grosze. Jeden zespół dostanie za koncert 500 zł, a przyjedzie Maryla Rodowicz i dostanie 50 tys. zł. A o życiu z muzyki można mówić dopiero wtedy, gdy płyta ukazuje się na ogólnopolskim rynku i jest promowana przez dużą wytwornię. Artyści to często zwierzęta wrażliwe, idealiści nie myślący o kasie, o biznesie. Osoby, które wykonują zawód związany z ich pasją są często skazane na to, by najpierw dać z siebie bardzo dużo, nie mając pewności, czy to przyniesie efekt. Ale ta niepewność i to, by rzucić się w nieznane, bywają podniecające.