Artyści też wypowiedzieli wojnę klubom go-go
Miasto Poznań wytoczyło wojnę klubom ze striptizem. Okazuje się, że wcześniej batalię rozpoczęły też stowarzyszenia chroniące prawa twórców.
Władze Poznania postanowiły wytoczyć najcięższe działa przeciwko klubom go-go i rozpoczęły batalię sądową ze spółkami, które za nie odpowiadają.
- Jako prezydent nie zgadzam się na psucie wizerunku miasta w ten sposób - argumentował ten ruch Jacek Jaśkowiak.
Tymczasem okazuje się, że ekipa obecnego prezydenta Poznania nie jest pierwszą, która rozpoczęła w stolicy Wielkopolski sądową bitwę z klubami ze striptizem.
Ponad 81 tys. zł kary?
Sprawiedliwości i odszkodowania domagają się organizacje chroniące, ochraniające i zarządzające prawami autorskimi twórców muzyki.
Dwie z nich - Związek Artystów Wykonawców Stoart oraz Związek Producentów Audio Video - walczą m.in. z Janem S., który stał się znany dzięki otwieranym przez niego w wielu polskich miastach klubom go-go. To on także stoi za niektórymi lokalami, które działały w Poznaniu. Do najpopularniejszych należał przede wszystkim Cocomo. I to właśnie z jego powodu ma teraz problemy z prawem.
O swoje upomniały się bowiem organizacje chroniące prawa autorskie twórców. Te wystąpiły do prokuratury z wnioskiem o ściganie karne właściciela klubów za publiczne odtwarzanie muzyki bez zawarcia umowy z odpowiednimi organizacjami i uzyskania koniecznej licencji. Tym sposobem Jan S. miał złamać ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
-
Za okres od stycznia 2012 roku do września 2014 roku, kiedy działał klub Cocomo, powinien on ponieść opłatę w wysokości ponad 81 tys. zł.
I taka też jest suma odszkodowania, którego się domagamy - mówi Ryszard Piechaczyk, przedstawiciel Związku Artystów Wykonawców Stoart w województwie wielkopolskim.
Historia sporu między Cocomo a Stoart rozpoczęła się jeszcze w 2012 roku. To wtedy Stoart po raz pierwszy wezwał przedstawicieli Cocomo do zawarcia wymaganej umowy.
- Nie doczekaliśmy się jednak odpowiedzi. Podobnie było, kiedy wysłaliśmy już ostatecznie wezwanie do zawarcia umowy - opowiada Ryszard Piechaczyk.
W sierpniu 2003 roku Stoart przeprowadził w klubie kontrolę, która dotyczyła m.in. rodzaju prowadzonej tam działalności i charakteru, w jakim była odtwarzana muzyka. Niedługo później, bo już we wrześniu, organizacja złożyła do prokuratury wniosek o możliwości popełnienia przestępstwa i prawa autorskiego. Prokuratura wszczęła śledztwo, które ostatecznie zakończyło się skierowaniem do sądu aktu oskarżenia.
Śledczy zarzucili Janowi S., że od stycznia 2012 roku do września 2014 roku nie uiścił wymaganych opłat na rzecz Stoart. Ponadto
mężczyzna został również oskarżony za to, że od września do listopada 2014 roku muzyka była również odtwarzana w klubach Touch i Temptation.
W tych przypadkach nie dokonano opłat o łącznej wysokości ponad 4 tysięcy złotych na rzecz Związku Producentów Audio Video. Ostatecznie Jan S. usłyszał trzy zarzuty, zaś Stoart i ZPAV, jako organizacje pokrzywdzone, uzyskały status oskarżycieli posiłkowych.
Wyrok prawie pewny
Proces Jana S. miał rozpocząć się w połowie tego roku. Wtedy na rozprawie nie stawił się sam oskarżony i odroczono ją do listopada. W międzyczasie jego przedstawiciele zaproponowali zawarcie ugody i zapłatę 81 tys. zł. Do tego jednak nie doszło.
- Jan S. nie dokonał żadnej zapłaty, nawet częściowej - wyjaśnia mecenas Marek Bielicki, pełnomocnik Stoart.
Na piątek zaplanowany był kolejny termin rozprawy. Ponownie nie pojawił się na nim Jan S. Mimo nieobecności oskarżonego sędzia Marta Michałek-Dutkiewicz otworzyła przewód sądowy, zaś obrońca Jana S. złożyła wniosek o dobrowolne poddanie się karze przez mężczyznę.
- Oskarżony przyznał się do zarzutów w trakcie postępowania przygotowawczego.
Sprawa nie jest skomplikowana i pozostaje jedynie kwestia ustalenia wysokości kary. To również przyspieszy całe postępowanie
- mówiła mecenas Magdalena Plucińska-Wolska, która reprezentowała Jana S.
Jednocześnie zaproponowała też karę łączną w wysokości 100 stawek dziennych po 50 zł oraz rekompensatę w wysokości ponad 81 tys. zł na rzecz Stoart. Żadnego odszkodowania nie otrzyma za to ZPAV, wobec którego Jan S. już wcześniej naprawił szkodę i uiścił zaległe opłaty. Propozycję zaakceptowali zarówno przedstawiciele Stoart, jak i prokurator. Wszystko wskazuje więc na to, że pod koniec grudnia sędzia ogłosi właśnie taki wyrok.
Ryszard Piechaczyk zapewnia, że walka Stoart z Janem S. to dopiero początek działań tej organizacji.
- Czekamy, aż zakończy się ta sprawa, ale jeśli ją wygramy, to
wytoczymy również procesy pozostałym klubom, które nie zawarły umowy
- przekonuje. Informuje również, że takich lokali w Poznaniu jest kilka.
- Właściciele tych klubów doskonale wiedzą, że powinni zawierać umowy i ponosić opłaty za muzykę, ale nie chcą tego robić - mówi R. Piechaczyk. Jednocześnie zastrzega, że większość klubów go-go ponosi wymagane opłaty.